Adam i Ewa, i Antoni

"Idzie skacząc po górach" - reż. Igor Gorzkowski - Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu

Sztuka w przeróżnych formach wypełnia nasz świat i otacza nas z każdej strony. Do różnych osób przemawiają różne formy sztuki. Jedno jest jednak pewne - bez niej nasze życie było by bardziej szare. Kto tworzy tę sztukę? Kim jest prawdziwy artysta? Dla niektórych niemalże Bogiem i stąd też tytuł to werset ze starotestamentowej Pieśni nad Pieśniami.

Fabuła "Idzie skacząc po górach" oparta jest na książce Jerzego Andrzejewskiego pod tym samym tytułem. Skupia się wokół postaci Antoniego - starego mistrza pędzla, który jednak od dłuższego czasu odcina się od świata. Nie ma wystaw, nie udziela wywiadów. A jednak kiedy poznaje młodego malarza, Aleksandra, i jego dziewczynę, Zuzannę, to zaprasza ich, by zamieszkali w jego domu. Zdradzę, że to współlokatorstwo nie wpływa najlepiej na relację tych dwojga. W tym czasie w życie malarza wkracza także Maks, dziennikarz starający się o wywiad z Antonim, i jego dziewczyna Irena.

Scenograficznie (Honza Polivka) spektakl jest bardzo prosty. Początkowo całość utrzymana jest w jasnych barwach, z czasem zaczynają dominować mocniejsze kolory. Wrażenie zdecydowanie robią kostiumy (Joanna Walisiak), które bardzo pasują do konkretnych aktorek i aktorów podkreślając i charakterystykę, a także atuty fizyczne. Aktorką najbardziej wyróżniającą się w całym spektaklu była dla mnie Malwina Brych jako Zuzanna. Bardzo naturalnie jest sceniczną partnerką Aleksandra, a przy tym świetnie balansuje na cienkiej granicy pogardy i uwielbienia dla Antoniego. Pragnę też zwrócić uwagę na Aleksandrę Lechocińską w roli Ireny. Aktorka zrobiła na mnie dwojakie wrażenie - z jednej strony jej postać jest (być może przez zamysł) nieco sztuczna, a z drugiej ciężko jest oderwać od niej wzrok. Najsilniej ten efekt odczuwalny był według mnie w scenie tanecznej, ale magnetyzm Lechocińskiej działa tak na prawdę zawsze kiedy znajdzie się na scenie.

Problematyka "Idzie skacząc po górach" jest nadal aktualna, chociaż w dzisiejszych czasach (przynajmniej w zakresie sztuk plastycznych) dość banalna. Często mówi się dziś o kreowaniu mitu artysty-demiurga, artysty-nadczłowieka, artysty-półboga. Spektakl pokazuje nam jak to wygląda z dwóch stron. Z jednej publika, często grająca zniesmaczenie artystą, a w rzeczywistości ekscytująca się najdrobniejszym detalem z jego życia, czyniąca z niego żywą legendę. Z drugiej sam twórca - zwykle pozujący na wzniosłego czy natchnionego, a w rzeczywistości świadom swojej wewnętrznej pustki i próbujący dorobić do swojej pracy jakąś wzniosłą historię.

Przykry, ale częsty schemat i mam nadzieję, że dla większości już oczywisty. Nikt nie jest doskonały i czasem nie warto szukać ukrytego sensu, bo może go po prostu nie być. Nieco bardziej świeże refleksje wzbudza natomiast sama postać Aleksandra i jego relacji z Zuzanną – bo co może doprowadzić do tego, że odczuwamy nienawiść do kogoś kogo kochamy? I czy to kwestia tej drugiej osoby czy nas samych?

Intryguje także relacja między Antonim a Ireną – kto by pomyślał, że czasem po przez fałsz można odkryć coś prawdziwego?

Paulina Kabzińska
Dziennik Teatralny Łódź
21 listopada 2023
Portrety
Igor Gorzkowski

Książka tygodnia

Ulisses
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
James Joyce

Trailer tygodnia