Ambitnie tańczy Łódź
"Krzesany" - reż. Henryk Konwiński i "Święto wiosny" - reż. Martha Graham - Teatr Wielki w ŁodziBalet Teatru Wielkiego w Łodzi z wolna odbudowuje się po trudnym dla siebie okresie. Długi remont gmachu, a co za tym idzie brak miejsca do prezentowania spektakli baletowych, które, w odróżnieniu od operowych, bez odpowiedniej infrastruktury nie mogą być wykonywane spowodował, że zespół się wykruszył, część tancerzy odeszła. Teraz jednak łódzki zespół ponownie zwiera szeregi, a że czyni to z powodzeniem - o tym świadczy czerwcowa premiera, na którą złożyły się: "Święto wiosny" Strawińskiego w choreografii Marthy Graham i "Krzesany" Kilara w ujęciu Henryka Konwińskiego.
Przede wszystkim należy pochwalić zamysł i wykonanie. Już samo zdobycie pozwolenia na wykonanie w Polsce choreografii legendarnej Marthy Graham - matki chrzestnej światowego tańca współczesnego, to wielkie osiągnięcie łódzkiego Teatru Wielkiego. Bodaj żadna jej choreografia nie była do tej pory prezentowana nie tylko przez zespół polski, ale przez rodzimych tancerzy w tej części Europy. W dodatku artyści łódzkiego baletu poradzili sobie z tym zadaniem więcej niż dobrze. Wiadomo, że technika Marthy Graham, choć tak popularna jako podstawa wyszkolenia tancerza współczesnego, jest jednak specyficzna i zupełnie odmienna od tego, czym na co dzień posługują się tancerze klasyczni.
A jednak wykonanie łódzkie nie pozostawiało wiele do życzenia, styl poszczególnych upozowań ciała został zachowany, pozorna prostota i przejrzystość choreografii też. Wyrazu całości dodała też sceniczna charyzma, która rozporządzają wykonawcy partii solowych: Wybrana (Alicja Bajorek) i Szaman (Nazar Botsiy). Natomiast sama choreografia nieco się zestarzała, podobnie jak estetyka scenografii, zresztą to ani najlepsze, ani najsławniejsze dzieło Marthy Graham. Choreografka nie mogła się powstrzymać przed zmierzeniem się z mitem skandalizującego baletu Strawińskiego i Niżyńskiego, ale uczyniła to już jednak pod koniec jej kariery. Mimo to widać w tym "Święcie wiosny" wszystkie pomysły ruchowe i sceniczne charakterystyczne dla tej wielkiej artystki, a to chyba najważniejsze.
"Krzesany" Wojciecha Kilara w interpretacji Henryka Konwińskiego otrzymał coś w rodzaju prologu czy też pierwszej części: "Siwej mgły" tego samego kompozytora. To zabieg ciekawy - skontrastowanie powolnej, snującej się i właśnie szarej części pierwszej z pięknym solo wokalnym, z mocnym, męskim, żywiołowym Krzesanym. W części pierwszej wykonawcy ubrani w szare spódnice (zarówno tancerki, jak i tancerze) poruszali się leniwie, jakby w zwolnionym tempie, niczym pasma mgły snującej się przy ziemi, wśród których spacerował śpiewający góral. W drugiej wielki zespół (powiększony o uczniów Łódzkiej Szkoły Baletowej) w strojach stylizowanych na ludowe (czerwone pasy i obszycia sukienek) miały wspomagać góralsko-energetyczny wyraz tańca.
Niestety, być może podczas drugiego wieczoru, który oglądałam, artyści byli zmęczeni po premierze, ale oczekiwanej żywiołowości było w "Krzesanym" trochę za mało. Dzielnie za to sprawiała się orkiestra pod batutą Tadeusza Kozłowskiego. "Święto wiosny" z początku wybrzmiewające bardzo wyraziście i pierwotnie, w finale nieco przyblakło, "Krzesany" - odwrotnie, w zakończeniu osiągnął właściwą moc i temperaturę.