Antiwork
"Za dużo wszystkiego" - reż. Michał Buszewicz - TR WarszawaZespół TR Warszawa zabiera się za problem wpływu pracy na nasze relacje społeczne. W plastycznym, filmowym ujęciu przeprowadza wiwisekcję nas samych i naszego zachowania w firmach, holdingach, korporacjach i januszexach, wystawiając na światło dzienne większość absurdów nim rządzących.
Michał Buszewicz, dramatopisarz, dramaturg, autor dwóch tekstów w Dwutygodniku, absolwent studiów Wiedzy o Teatrze na UJ oraz na Wydziale Reżyserii Dramatu na PWST w Krakowie. Autor tekstów do spektakli: Zbrodnia, Misja (Wojny od których uciekłem), Piotruś Pan na motywach powieści Jamesa Barrie'ego, Aktorzy żydowscy, Ośrodek wypoczynkowy, Kilka obcych słów po polsku, Kowboje. Odpowiedzialny za dramaturgię Nowego Wyzwolenia S.I. Witkiewicza w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, Amatorki Elfriede Jelinek w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, Skąpca na motywach dramatu Moliera w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, Edwarda II wg Christophera Marlowe'a oraz Wroga Ludu Henrika Ibsena w Starym Teatrze w Krakowie. Reżyser Kwestii techniki oraz Książki telefonicznej w Starym Teatrze w Krakowie, oraz Kibiców w Teatrze Żydowskim w Warszawie, Autobiografii na wszelki wypadek w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie, Orfi w Teatrze im. Szaniawskiego w Wałbrzychu w.
Ostatnim spektaklu pierwszej połowy roku 2024, w Teatrze R w Warszawie, podejmuje próbę zdiagnozowania, czego właściwie? Zgodnie z programem rozdawanym w tym samym teatrze, przemęczenia pracą, ale w praktyce wyszło, że chodziło o coś innego jednak.
Fabuła – ludzie w pracy, biuro, typowe problemy w relacjach na tle zadaniowym, rywalizacja. Alienacja, brak perspektyw, niewolnictwo. Absurd pracy, praca jako absurd. Praca sprowadzona do absurdu. Praca jako wyznacznik człowieczeństwa. Uzależnienie od pracy, praca jako uzależnienie, praca jako wyznacznik sukcesu. Poświęcenie dla pracy, brak relacji poza pracą. Pracapracapraca.
Scenografia Doris Nawrot – minimalistyczna, gra świateł i cieni, użycie efektów wideo odwołujących się do porozumiewania się za pomocą komputerów. Oświetlenie górne kojarzące się z disco, jak również światłami w gabinetach dentystycznych lub na stole operacyjnym. Żaglo — namioty jako praca, podobnie jak taniec. Wszystko to symbolizuje absurdalność pracy czy raczej przepracowania albo jeszcze inaczej obsesyjnego myślenia o pracy. Szczególny nacisk położono na teatr fizyczny, co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że głównym punktem odniesienia jest jakaś forma wysiłku fizycznego i intelektualnego, i wysiłku jako takiego. Granie i tańczenie jednocześnie nie jest łatwe. Choreografia Katarzyny Sikory odwołująca się do popkultury, była dosyć prosta i łatwo odczytywana. Gdyby była bardziej skomplikowana pod względem symbolicznym pewnie narzekałbym, że jest nieczytelna, wychodzi na to, że jeżeli chce się posługiwać symboliką powinna być ona na tyle znajoma, by odnaleźć do niej klucz, nie gubiąc po drodze głębokości i wieloznaczności.
Meandrowanie między różnymi pozycjami i funkcjami w pracy było bardzo kafkowskie. Praca to emocjonalny bagaż, który dźwigamy, będąc w niej i poza nią. Praca to jednocześnie nieodłączny element życia społecznego. Mimo wszystko jest potrzebna, żeby utrzymać się na powierzchni. Życie bez niej, nie jest łatwe, życie z nią nie jest łatwe. Praca to w niektórych przypadkach, również hobby, w innych przymus, w jeszcze innych konieczność. Praca to życie, wysiłek to życie, każdy organizm musi wykonać pewien wysiłek, żeby zdobyć pokarm, np. lew, gepard czy wilki polujące na pokarm muszą wykonać jakiś wysiłek. Relacje panujące w miejscu pracy, zależą od tego, gdzie się trafi, czasami trafi się lepiej, czasami gorzej. W ujęciu Buszewicza, relacje rządzące stosunkami w pracy, w krzywym zwierciadle absurdu przybierają często makiaweliczne rozmiary, szczególnie widoczne jest to u szefostwa. Szef jest swego rodzaju 'Wielkim Bratem', ciągle ma cię na oku i ciągle nęci przyszłym awansem jest, ale jednocześnie nie jest obecny.
Szczególnie trafnie ukazany jest wpływ albo przelewanie się pracy i problemów z nią związanych do środowiska domowego, jak raz za razem anektuje co raz to nowe składniki życia rodzinnego. W każdym wypadku, w konfrontacji wydarzeń czy też problemów rodzinnych z pracą, ta druga bierze niechybnie górę. Tematem rozmów rodzinnych staje się nic innego jak praca. W sumie, nawet jeżeli podnoszą się głosy opozycji wśród członków rodziny, to również one wchodzą w nurt rozmowy o pracy, nawet jeżeli są przeciw. To samo, można powiedzieć o recenzowanym dziele. Jedynie czysty eskapizm pozwala na pewien czas wyrwać się z wyścigu szczurów, ale działa jedynie jak narkotyk i zwalcza jedynie objawy, a nie przyczyny. Niezwykle efektowne wykorzystanie technik filmowych, typu cofanie przebiegu czasu. Świadczy o ciągłym zacieraniu granic między filmem a teatrem. Terror deadline'u potrafi być przerażający w realnym świecie. W przedstawieniu deadline raczej wisiał nad głowami pracowników niczym miecz Damoklesa, by nigdy nie spaść. Z drugiej strony wątek finansowy w ogóle nie został poruszony. A zawsze chodzi o pieniądze, ponieważ są one podstawą bytu. Ktoś może się nie zgodzić, jeżeli ma jakieś obiekcje, niech zapyta biednego i bezdomnego albo bezdomnego biednego albo, w ogóle bezdomnego bez żadnych określników, czy chciałby być ascetą?
Negatywnymi aspektami są brak ukazania przyczyn takiego, a nie innego stanu rzeczy, dlaczego tak jest? Brak opcji wyjścia. Odpoczynek nie jest opcją wyjścia (za programem). Bo po nim wszystko zaczyna się od nowa.
Postacie kobiece (wyróżniająca się Karolina Bednarek, wypożyczona z Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi) były bardziej dynamiczne w ekspresji swoich frustracji i pragnień, postacie męskie były natomiast bardziej stonowane oprócz roli granej przez Mateusza Górskiego, stojącego przed dylematem, między nieuniknionym oddaniem wypowiedzenia, uniknionym, niemożliwym do osiągnięcia awansem. Mówiąc o ekspresji, mamy na myśli zasób środków wyrażania stanów emocjonalnych przez aktorów. W wypadku omawianego przedstawienia role męskie były bardziej przytłumione i przytłoczone sidłami systemu albo entuzjastycznie w nim uczestniczyły. Mówimy o rolach, powinniśmy może pisać o zawodach. Twórcy spektaklu nadali aktorkom i aktorom neologiczne nazwy stanowisk pracowniczych, takich jak muciarz (czy raczej moociarz?), odwołujących się do świata usług, w przybliżeniu do niższej i wyższej klasy średniej z socjologicznego punktu widzenia. Znamiona lekko podszyte ironią, podobnie jak całość sztuki.
Jak dla mnie spektakl, zamiast diagnozować przemęczenie jako wynik przepracowania, wyróżnia się w materii wskazywania miejsc w naszym życiu, w które wkroczyły relacje pracownik – pracodawca. Opowiada o pochłonięciu przez pracę, wchłanianiu przez pracę każdego możliwego terytorium, w miejscu pracy i poza miejscem pracy. Rozszerzaniu się pracy na prawie wszystkie zakątki i kryjówki świadomości.
Reżyser chciał pokazać, mam wrażenie, destrukcyjny wpływ pracy na relacje społeczne, w tym ujęciu, przybierają one kuriozalne formy. Jednocześnie nie mógł się powstrzymać od paternalizmu, lekkiego puszczania oka do widza.