Aż zostaną tylko trawy

347 Krakowski Salon Poezji

Za nami 347 Krakowski Salon Poezji. Wiersze Czesława Miłosza czytali: Dalia Michelkevičite, Aleksander Fabisiak, Andrzej Kozak

Łódź, dnem go góry, od nie wiadomo jak dawna. Trawy podchodzą zewsząd, cicho, uparcie, jak paprocie do opuszczonych świątyń po drugiej stronie oceanu, w Peru, Meksyku, Kolumbii. Ktoś ją musiał przywlec, ułożyć i odejść, lecz nikt już nie pamięta tamtej twarzy, kroków, butów. Podniosły się źdźbła, znikły ślady. Sól wyżera drewno, sól i szron. W głębi - siny piach. Dalej - dwa ciemne głazy w wodzie przy brzegu. Najdalej - tafla bez końca. Gdy autor powieści "Nie ma kto pisać do pułkownika" był chłopcem, pewnym zmierzchem stanął z dziadkiem na krawędzi oceanu i zapytał: "Co jest tam, na drugim brzegu?" Po długiej ciszy dziadek rzekł: "Tam nie ma drugiego brzegu". Dni pułkownika będą tylko czekaniem zawsze na nic. Więc - łódź. Łódź, dnem do góry, od nie wiadomo jak dawna, trawy, piach, głazy, tafla. Można krócej powiedzieć: koniec. Albo: popiół. Ta fotografia, ta fenomenalna okładka wydanych przez Znak wierszy wybranych Czesława Miłosza "Jak powinno być w niebie" jest wachlarzem wszystkich intonacji popiołu - od czerni na dnie źdźbeł po trupią biel soli i szronu w kruszejących słojach drewna.

Portret spokoju zdumiewającego, nie do podrobienia? Tak. Jakby ktoś niewidzialny mówił z nieruchomego powietrza nad martwą łodzią: "Teraz już tylko czekanie". To, albo Miłosza prawie pięćdziesięcioletnie frazy, które ostatniej niedzieli Dalia Michelkevičite podała po litewsku, a Aleksander Fabisiak lub Andrzej Kozak po polsku: "Nigdy od ciebie, miasto, nie mogłem odjechać./ Długa była mila, ale cofało mnie jak figurę w szachach./ Uciekałem po ziemi obracającej się coraz prędzej,/ A zawsze byłem tam: z książkami w płóciennej torbie,/ Gapiący się na brązowe pagórki za wieżami Świętego Jakuba,/ Gdzie rusza się drobny koń i drobny człowiek za pługiem,/ Najoczywiściej od dawna nieżywi." I jeszcze: "Tak, to prawda, nikt nie pojął społeczeństwa ni miasta, (...) Nie, nikt nie pojął. Nikomu się nie udało." I jeszcze finał: "Ale kiedy życie się strawi na jednej nadziei:/ Że w jakiś dzień już tylko ostrość i przezroczystość,/ To, bardzo często, żal."

Z okazji Roku Miłosza, na Jubileusz 20-lecia Partnerskiej Współpracy Krakowa i Wilna, odczytywali Litwę, która tkwi w wierszach autora "Nieobjętej ziemi". Zarazem był to koniec kolejnego sezonu Salonów Poezji. Wciąż, przy każdym zdaniu, wracała tamta okładka, portret czekania bez końca, fotografia popiołów w kształcie martwej łodzi wśród traw, ciemnych głazów w słonej wodzie. Gdy Anna Dymna otwiera gdzieś, w Polsce bądź za granicą, nowy Salon - niezmiennie otwiera go lekturą wierszy Jana Twardowskiego. Byłoby smacznie, celnie, gdyby każdy następny sezon, przynajmniej w Krakowie, dało się kończyć Miłoszem właśnie. Cierpką nostalgią, dłonią, wiecznie uniesioną na pożegnanie kogoś, czegoś, spokojem słów, spokojem nie do podrobienia. Jak ostatniej niedzieli.

"A jeżeli w letnią noc łódki na jeziorze/ I niegłośną pieśń, trzymanie się za ręce/ Zachowuje twoja strojna i ginąca pamięć,/ Ani takie to było, jak raz się wydało,/ Ani takie, jak teraz układasz w opowieść." Z tym, z tym wyżej cytowanym, ze wszystkim, co jest wierszem Miłosza - cóż można w czytaniu zrobić? Nic. Trzeba tylko być cichym, taktownym, z lekko pochyloną głową. Trzeba chcieć się wycofać i umieć nie przeszkadzać. To wszystko. Jak Michelkevičite, Fabisiak, Kozak. Miłosz pisał gdzieś o języku, że całe życie stawiał przed nim miseczki z kolorami. W niedzielę aktorka litewska i aktorzy polscy przez godzinę ostrożnie stawiali przed wierszami Miłosza miseczki z głosami, raczej ludzkimi, codziennymi, ulicznymi, nie scenicznymi. Tak nie zgubili napisanego cierpkiego spokoju. Wrócił portret czekania. Łódź, dnem do góry, od nie wiadomo jak dawna. I upór soli, szronu. Aż zostaną tylko trawy.

Paweł Głowacki
Dziennik Polski
29 czerwca 2011

Książka tygodnia

Wybór opowiadań
Świat Książki
Edgar Allan Poe

Trailer tygodnia

Zielona granica
Agnieszka Holland
Po przeprowadzce na Podlasie psycholo...