Buntownik nie kocha najbardziej

"Buntownik, czyli rzecz o Narodzie" - chor. Piotr Mateusz Wach - Lubuski Teatr w Zielonej Górze

Patologiczna rzeczywistość połączona z wrażliwą duszą i niespełnionymi pragnieniami. Świat, w którym tak trudno o miłość i harmonię. Polskie podwórko przepełnione wulgaryzmami, przemocą i zaściankowością, godną tylko naszej rodzimej „blokowiskowej szlachty". Ten świat nie jest czarno-biały.

Pomiędzy tymi barwami istnieje jeszcze szerokie spektrum różnych odcieni. W to wszystko, co nieoczywiste, zostajemy wprowadzeni podczas spektaklu choreograficznego „Buntownik, czyli rzecz o narodzie", który rozpoczął sezon 2022/2023 w Lubuskim Teatrze.

Już od początku wzrok skupiony był na scenie. Na proscenium, z lewej strony, znajdował się mężczyzna ubrany w szlafrok - siedział na krześle (Piotr Mateusz Wach). Od momentu wejścia widzów stał się komentatorem zastanej rzeczywistości. Za nim leżał nagi mężczyzna, wyglądający niczym z obrazów Rubensa (Marek Szajnar). Po prawej stronie sceny był jedynie materac i lampa led, sprawiające wrażenie przystani dla głównego bohatera. Kiedy zgasły światła został wyświetlony film wprowadzający widza w całą sytuację. Zwyczajne polskie podwórko, bawiące się na nim dzieci, a na chodniku widać leżącego mężczyznę. Głos narratora zmieniony za pomocą modulatora brzmi niczym z horroru. Na scenie zapanował nastrój grozy. Gdy film dobiega końca, bohater o pseudonimie Łysy (który wcześniej leżał w cieniu) rozpoczął swoją wędrówkę. Powoli, doskonale panując nad swoim ciałem przemieszczał się z jednego końca sceny na drugi. Dążył do swojego azylu, niczym mitologiczny Odyseusz, mierząc się ze swoimi demonami. Niezwykła gra światłem nadała wręcz filmowego klimatu temu, co działo się na scenie.

Dzięki malarskiemu oświetleniu, ciało nabrało kształtów greckiej rzeźby – stało się muskularne, harmonijne, hipnotyzujące. Widać było w nim niezwykłą formą ekspresji, w której każdy ruch miał ogromne znaczenie. Dotarcie bohatera do celu nie obyło się jednak bez upadków i trudów. Cała ta droga była opatrzona ironicznymi i wulgarnymi komentarzami postaci siedzącej na krześle. Zdecydowanie nie był to „czuły narrator".

Od bezradnej i uciemiężonej istoty przeszliśmy jednak ostatecznie do odważnego i anarchistycznego bohatera. Nagość zniknęła. Jej miejsce zajęły dresowe spodnie, a także czapka z daszkiem, do której doklejone zostały paski, w kolorach tęczy. Atrybuty człowieka ulicy. Na scenie rozpoczął się nietuzinkowy manifest i bunt. Każdy ruch Marka Szajnara poruszał wewnętrznie. Za pomocą tańca wyrażał niezgodę na zastaną rzeczywistość. Było w nim mnóstwo siły jak i delikatności. Był to zdecydowanie performance pełen kontrastów. W pewnych momentach przypominał on także istny chocholi taniec. Spektakl ten podzieliłabym na trzy (umowne, oczywiście) części.

Pierwszą określiłabym mianem wewnętrznej ekspresji bohatera. Poprzez taniec wyrażał on bunt i niezgodę na to, co go otaczało. Blokowiskowe realia nie były tym, czego chciał. Był to manifest wrażliwego mężczyzny połączony z prostym i wulgarnym światem, którego był częścią. Brak umiejętności odnalezienia się w tym dzikim świecie pchały postać do używek. Na kształt starożytnego uroborosa cyklicznie zatracał się w dobrze mu znanych środkach odurzających, aby następnego ranka ostatkiem sił funkcjonować w tym patologicznym kręgu. Mocny i przyciągający taniec bohatera nadał pierwszej części dynamizmu i siły.

Druga część stanowiła silny kontrast w stosunku do pierwszej. Zmiana temperatury światła sprawiła, że nabrała ona zdecydowanie intymniejszej aury. Była bardziej delikatna i sensualna, co wyrażało się również w choreografii. Była to intymna opowieść między bohaterem a jego kobietą, która wprowadzała go w świat duchowy. Aspekt spirytualny potraktowany został w sposób iście groteskowy.
Trzeci człon spektaklu miał wydźwięk na kształt filozofii Schopenhauera. Podczas niej bohater wchodził w interakcję z widownią. Stawiał widza przed dylematami na temat jego śmierci, jak sam Horst Zeiger. W tym segmencie emocje znów sięgały zenitu. Spowodowane było to zarówno poprzez muzykę, za którą odpowiadał Piotr Korzeniak, jak i słowa, które padały z ust Łysego. W pewnym momencie w blasku świateł pojawiła się nieoczekiwana postać (Michał Telega), która rozładowała skumulowane emocje i dodała całemu spektaklowi lekkości. Dopełnieniem tego niezwykłego widowiska były projekcje przygotowane przez Kamila Derdę, które wprowadzały widza w tą wykreowaną rzeczywistość jeszcze mocniej.

Jawił nam się zestawiony turpistycznie przedstawiony świat na blokowisku z sensualnym i niezwykłym tańcem. Scena stała się miejscem, na której w prześmiewczy sposób potraktowane zostało to, co dla innych jest chlebem powszednim. Spektakl ten to gorzka refleksja na temat życia młodego człowieka w świecie, w którym brak miłości. Przemoc domowa, używki i bieda sprawiają, że Łysy niczym zagubiony romantyczny bohater myśli o zakończeniu swojej egzystencji. Żyjąc w świecie, gdzie nikt nie nauczył go kochać, trudno odnaleźć miłość. Buntownik nie umie kochać, gdy nie znalazł się ktoś, kto by go tego nauczył.

„Buntownik, czyli rzecz o narodzie"- choreografia Piotr Mateusz Wach we współpracy z Markiem Szajnarem, dramaturgia: Michał Telega, muzyka: Piotr Korzeniak, wykonanie: Marek Szajnar, projekcje: Kamil Derda - Lubuski Teatr w Zielonej Górze.

Spektakl realizowany w ramach projektu Przestrzenie Sztuki finansowanego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz budżetu Województwa Lubuskiego. Program realizowany jest przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego.
__

Spektakl choreograficzny
Choreografia Piotr Mateusz Wach we współpracy z Markiem Szajnarem
Dramaturgia Michał Telega
Muzyka Piotr Korzeniak
Wykonanie Marek Szajnar

Natalia Sztegner
Dziennik Teatralny Zielona Góra
13 września 2022

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia