Czas gladiatorów - Spartakus na lotnisku
"Spartakus" - reż. Kirill Simonov - Teatr Wielki w ŁodziŁódzkie Spotkania Baletowe w 24. odsłonie dostarczyły satysfakcjonujących okazji do spotkania z różnymi odmianami tańca, prezentowanymi z artystyczną klasą i na wysokim poziomie technicznym. Zawsze gospodarze zaczynali ŁSB, tym razem do zespołu Teatru Wielkiego należy finał.
Zapowiedź wystawienia "Spartakusa" Arama Chaczaturiana skłania do przypomnienia o "Gajane" tego kompozytora, dzieła, które w realizacji Borysa Ejfmana przeszło do historii polskiej sceny baletowej. Tym razem libretto osadzone w starożytności choreograf Kirill Simonov przeniósł na współczesne lotnisko i tam rozegrał opowieść o cenie wolności, roli przywódcy, odwadze - ale też o miłości.
Spartakus, gladiator rzymski stający na czele tych, co bronili swojego człowieczeństwa, jest teraz uchodźcą. W społeczności zasobnej szuka miejsca dla siebie i takich jak on. Dochodzi do konfrontacji dwóch krańcowo różnych postaw.
W ich konfrontacji rewolucjonista ponosi klęskę, ale problem nie znika... Wszystko to wpisane zostało w scenerię (autor Pavol Juras) aeroportu z szyldem Łódzkie Linie Lotnicze. Na scenie hipsterskie auto, stewardesy, nad sceną mrugające tablice informacyjne, projekcje. Symbolika aż nadto miesza się z dosadnością podkreśloną wyświetlanymi hasłami. Realizatorzy zbudowali widowisko krzyżujące balet w stylu neoklasycznym z teatrem tańca. Robią wrażenie sceny zbiorowe (uznanie dla 46-osobowe-go zespołu). Pewnie przydałoby się jeszcze trochę czasu, by perfekcyjnie wypadła każda akcja. W tytułowej roli zaprezentował się dynamiczny Gintautas Potockas.
Lirycznym urokiem i precyzją urzekła Monika Lewandowska-Potockas jako Frygia, jego dziewczyna. (Dla obojga brawa, zwłaszcza za duet zaczynający drugą część spektaklu). Za postać Krassusa uznanie dla Dominika Senatora. Eginę - femme fatale zatańczyła Katherina Kitaeva-Muśko, a zdradzieckiego Harmodiusa Wiktor Krakowiak-Chu. Baletowa wizja intryguje, ale pewnie nie wszystkich przekona. Natomiast na długo po wyjściu z teatru w uszach zostaje muzyka.
Wojciech Rodek (kierownictwo muzyczne) postawił na jej dramaturgię i siłę wyrazu.