Czerń i biel powrotu

„Powrót Odysa" – aut. Stanisław Wyspiański – reż. Michał Telega – Teatr Nowy im. Izabeli Cywińskiej w Poznaniu

Powrót do domu kojarzy się nam ze znalezieniem się w bezpiecznej, spokojnej przystani. Odpoczynkiem po długiej podróży, ciszą po pracy. Przynajmniej stereotypowo – kiedy słyszymy słowo „dom", robi nam się ciepło na sercu. Reżyser Michał Telega, biorąc na warsztat „Powrót Odysa" Stanisława Wyspiańskiego na deskach Teatru Nowego im. Izabeli Cywińskiej w Poznaniu konfrontuje nas z tą idealną wizją „ogniska domowego", będąc wnikliwym obserwatorem dzisiejszych czasów.

Kiedy wchodzimy na widownię Sceny Nowej, spektakl już trwa. Mamy wrażenie, że wchodzimy w środek internetowego live'a. Kiedy artyści lub influencerzy zaczynają live na żywo – można dołączyć do niego w każdym momencie, dopóki trwa. Scenografia (autorstwa Krystiana Szymczaka) zbudowana jest w ten sposób, że na scenie mamy wnętrze celi/ podwórza więziennego, ze zniszczonym, skręconym, częściowo zawieszonym nad sceną ogrodzeniem z drutu kolczastego. Nad tym jest po lewej stronie podest z barierką. Na nim widzimy prowadzącego monolog Telemacha (Dariusz Pieróg) oraz grającego na żywo gitarzystę (Przemysław „Śledziuha" Śledź).

Młody mężczyzna przedstawia się jako Telemach – syn Odysa, który czeka na ojca już 20 lat i w związku z tym jest pełen emocji. Wyrzuca z siebie słowa, komentując też fakt wchodzącej widowni: żyje równocześnie w czasie swojej opowieści, jak i ma świadomość otaczającej go rzeczywistości. Już na wejściu poruszony jest wątek autotematyczny: twórcy nie uciekają od tego, że jesteśmy w teatrze. Kostiumy (również Krystian Szymczak) są współczesne. Młody człowiek ubrany jest na czarno, we współczesne spodnie, bluzę. W jego wypowiedzi jest coś niepokojącego, neurotycznego: wydaje się, że nie będzie mógł przerwać potoku słów.

Po wygaszeniu świateł spektakl zaczyna się mocną sceną. Od początku jest brutalnie i bezpardonowo. Od razu nasuwa się kontekst z filmem „Zielona granica" (2023) w reż. Agnieszki Holland. Film jest inspirowany kryzysem migracyjnym na polsko-białoruskiej granicy, gdzie przybysze nie mogą znaleźć azylu, traktowani są jak wrogowie. Podobnie jest u Telegi – jego Odys (Sebastian Grek) nie może znaleźć wytchnienia po latach tułaczki. Wpada w wir przemocy, której staje się ofiarą. Nagle okazuje się, że (trawestując Szekspira) „Itaka jest więzieniem", wręcz zamkniętym miejscem tortur. Za jedynym wejściem na pancerne podwórze majaczą kształty: uchodźcy? Przerażeni mieszkańcy?

Wrócę jeszcze do muzyki – gitara elektryczna na żywo, która towarzyszy kolejnym scenom i niejako je „komentuje" to strzał w dziesiątkę, ponieważ niezwykle buduje atmosferę, podbija emocje. Podobny zabieg był zastosowany w „Pijakach" (2009) Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie w reż. Barbary Wysockiej: Iwroński (Krzysztof Zawadzki) również grał na gitarze podczas spektaklu, mając swoje mieszkanie „na piętrze": nad podwórzem, na którym działa się akcja. To sprawia, że wydarzenia sceniczne są jeszcze mocniej „ożywają".

W „Powrocie Odysa" dzieje się bardzo dużo. Spektakl można nieformalnie podzielić na pół: części „ciemną" (kiedy Odys wraca i konfrontuje się z tym co zastaje) oraz „jasną" (w której przenosi się do spokojniejszego świata, a scenografia radykalnie zmienia barwy). Na podeście, gdzie zaczyna Telemach, panuje czerń. W szarościach murów mamy szaloną, dziwną, często nieprzyjemną w charakterze akcję rodem z „Pulp fiction" (reż. Quentin Tarantino, 1994). Ostatecznie jednak wszystko tonie w bieli: szarość ścian zostaje odwrócona jak obrazy w „Rodzeństwie" w reż. Krystiana Lupy (Narodowy Stary Teatr w Krakowie, 1996): na koniec widzimy rewers tego, co na ścianach. Tak samo zmienia się atmosfera.

Kiedy Odys zostaje na scenie w białym kaftanie bezpieczeństwa, gdzieś obok niego w miłosnym uścisku widać młodych ludzi w kostiumach aniołów (Telemacha i jego partnera). Robi się lirycznie i onirycznie w stylu Krzysztofa Warlikowskiego – na Odysa zaczyna padać śnieg, światło się zmienia (światło – także Krystian Szymczak). Scena przypomina wizję Harper (Mai Ostaszewskiej) z „Aniołów w Ameryce" (2007, TR Warszawa, aktualnie grane w Nowym Teatrze w Warszawie) – czuć klimat uspokojenia, nagle wszystkie emocje wyciszają się. Można odnieść wrażenie, że Odys z domowego koszmaru przenosi się do wnętrza własnej głowy. Wszystkie dramaty, których doświadczył i spotkania z najbliższymi, do których wrócił – były rozczarowującym zaskoczeniem. Trzeba było wycofać się „do bezpiecznego pokoju wyobraźni", gdzie nie leje się krew, a zaludniają go przyjazne postaci.

„Powrót Odysa" w reż. Michała Telegi to niełatwy, teatralny „kąsek" współczesnego teatru, który (szczególnie na początku) może stanąć ością w gardle, ale wraz z upływem akcji zaczyna powoli rozpływać się w ustach. Skondensowane emocje rozgrywają się na dwóch, czarno-białych biegunach, które zderzają się w szarości traumy. Sam Odys natomiast swoją postawą może mówić o tym, że najważniejsze to niekoniecznie wrócić do domu, ale wrócić do siebie (co może oznaczać również fizyczny powrót do domu). Czy warto zaryzykować i czekać na szumnie zapowiadany przez Telemacha powrót Odysa? Jak najbardziej.

Nawet, jeśli okaże się, że nie od razu będzie przyjemnie i komfortowo, to w ostatecznym rozrachunku wychodzi się z teatru podbudowanym – że zawsze jest nadzieja.

Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Zielona Góra
21 października 2024

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

(Prawie) ostatnie święta
Grzegorz Eckert
Sztuka jest adaptacją powieści norwes...