Cztery wymiary katastrofy

"Kursk" - aut. Paweł Huelle - reż. Krzysztof Babicki - Teatr Miejski w Gdyni

Spektakl "Kursk" w reżyserii Krzysztofa Babickiego, wystawiany na łamach Teatru Miejskiego w Gdyni im. Witolda Gombrowicza, jest wydarzeniem, które pozostanie w pamięci widzów na bardzo długi czas. Nie jest bowiem tragedią napisaną wyłącznie, aby wzruszyć publikę teatralną, a próbą przybliżenia i uświadomienia wieloaspektowej tragedii jednostek cierpiących w imię zimnej i beznamiętnej polityki.

Babicki wraz z aktorami snuje własną interpretację historii Kurska, okrętu podwodnego, który zatonął w 2000 r. na Morzu Barnesa. Opowieść ta podzielona jest na cztery wymiary mające ukazać różne perspektywy zaangażowanych w tę katastrofę osób: z pozoru niezwiązanego z wydarzeniami komentatora samej sytuacji politycznej Rosji; dwóch dowódców przeprowadzających operację związaną z testowaniem Kurska; marynarzy uwięzionych pod pokładem zatopionego okrętu; oraz kobiet powiązanych różnymi relacjami ze skazaną na śmierć załogą.

Pierwsze chwile spektaklu otwiera autobiograficzna opowieść autora książki, która została uznana za największy skandal ówczesnej Rosji - opisywała bowiem jej rzeczywistą, zamordystyczną politykę. Bohater snując swoją narrację przedstawia się jako arystokrata. Jego nienaganny strój, trupioblada twarz oraz czarna laska zakończona srebrną główką, mimowolnie przywodzą na myśl postać Wolanda. Mocny głos przerywa jednak co chwila ogłuszająca muzyka – hymn rosyjski. Ostre dźwięki nie tylko przerywają opowieść, ale i ogłuszają samego bohatera. Wydaje się on bezwolną marionetką, gdy zemdlony nagłym atakiem dźwięków stara się odzyskać równowagę. Ten prolog jest idealnym wstępem do głównej opowieści, historii Kurska, Babicki bowiem podobnie do Bułhakowa ukazuje niemożność opowieści czy choćby próby przekształcenia żelaznego tytana, który zagłuszy każde słowo i zdławi wszelką chęć oporu.

Następne sceny poświęcone są samej historii związanej z Kurskiem, jego spokojnego początku wyprawy, który następnie przerodził się w dramat. Wpierw poznajemy głównych dowódców, którzy przez cały spektakl pozostają niejako ukryci za ekranami swoich komputerów. Ich stanowisko znajduje się naprzeciw miejsca, gdzie odgrywa się historia uwięzionych marynarzy, ich wzrok jest więc skierowany w tamtą stronę, jednak ich nie widzą. Ich pole widzenia sprowadza się bowiem do ekranów monitora, za którymi ukryci są rzeczywiści ludzie. Proste rozkazy, wzajemna niepewność co do siebie nawzajem oraz ograniczone pole działania, sprawiają, że sami coraz bardziej pogrążają się w schizofrenicznych podejrzeniach tłumionych statusami swoich stanowisk.

Sami marynarze, wpierw anonimowe ofiary tragedii, snują się w rozpaczy, gniewie lub obojętności, po małym prostokącie sceny. Klaustrofobiczne odczucia uwiezienia pogłębia poczucie upływającego czasu, a wraz z nim kończącego się tlenu. Zamknięty grobowiec, w którym poruszają się żywe postaci jest tym bardziej przerażający, gdy zaczynamy poznawać ich historię. Przestają być wtedy wyłącznie bezosobowymi ofiarami tragedii, stając się braćmi, mężami, wnukami...

Każda z kobiet pojawiających się na scenie ujawnia osobowe cechy marynarzy. Snując dwu głosową narrację opowiadają o życiu, które utracili na naszych oczach. Rodzeństwo, które odnalazło się po latach znów zostaje rozłączone, jednak tym razem już na zawsze. Młode małżeństwo nie dokończy budowy swojego wzajemnego, pełnego szczerego uczucia, życia. Konkubent z konkubiną nie doczekają momentu, w którym czule nazwą się małżonkami. Wnuk nie odkupi win wyrządzonych oddanej mu całym sercem babci. A matka już nigdy nie spojrzy na swojego syna. Każda z tych historii stanowi osobną tragedię, której pojedynczy płacz spleciony z innymi tworzy ogłuszający, choć niemy, krzyk rozpaczy.

Po oficjalnej śmierci uwięzionych marynarzy scenę wypełniają zrozpaczone kobiety, jedyna pamięć po tych co odeszli. Pragną one jednak tego, co niemożliwe w państwie takim jak Rosja, pragną bowiem prawdy. Ich wykrzywione rozpaczą twarze zwracają się ku nam, widzom, spoglądają nam w oczy, pytają, dlaczego nic nie zrobiliśmy, dlaczego milczymy i spuszczamy wzrok, dlaczego to spotkało właśnie je i ich ukochanych. Po chwili zostają jednak spacyfikowane. Niewidzialna siła udziela wymijających odpowiedzi, podaje leki uspakajające, odbiera chęć walki, knebluje usta...

Zapada ciemność. Po chwili jednak rozbłyskują płomienie świec. Pięć kobiet, pięć historii, niesie zapalone świece, ostatni symbol tych co odeszli. Panuje cisza przerywana cichymi oddechami, a łzy lśnią w blasku płomieni. Mija parę chwil i spowite żałobą kobiety gaszą świece. Zapada ciemność.

"Kursk" jest jednym z tych spektakli, które całkowicie pochłaniają widza. Hipnotyzuje i wciąga w mroczną opowieść o jednostkach zmiażdżonych przez wszechpotężną władzę. Historia, którą ukazuje wywołuje tym większe emocje, iż wydarzyła się naprawdę. Świadomość tego sprawia, że widz tym bardziej poddaje się snutej przez aktorów opowieści. Sam zaś fakt, że sztuka odgrywana jest pod pokładem statku Dar Pomorza tym mocniej pogłębia uczucia rodzące się podczas oglądania spektaklu.

"Kursk" to nie wydarzenie, to przeżycie, które pozostaje w pamięci na bardzo długi czas, jeśli nie na zawsze.

Aleksandra Sierka
Dziennik Teatralny Wielkopolska
16 sierpnia 2024

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia