Do okna marsz, i uśmiechać się!
„Balkon Ordona" – reż. Paweł Wolak, Katarzyna Dworak-Wolak – Lubuski Teatr w Zielonej GórzeSpektakl „Balkon Ordona" w reżyserii duetu Paweł Wolak, Katarzyna Dworak-Wolak grany na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze, to fragment polskich kompleksów w miniaturze. Mieszanka przyzwyczajeń, niedoskonałości, a nawet niekonsekwencji, która wkrada się w codzienne życie każdego Polaka, a której ani trochę nie jesteśmy świadomi.
Absolutnie nie jest to spektakl, który nie pozostawia widzowi nic do zrobienia, wręcz przeciwnie – chodzi tutaj raczej o to, że w tym przypadku wyobrażając sobie postaci, posiłkować się można niemal wyłącznie pamięcią. Któż bowiem nie ma w rodzinie choć jednej osoby łudząco podobnej do bohatera na scenie. Duet reżyserski we współpracy z aktorami stworzył postaci tak rzeczywiste, że prawdziwość wyrywa widzów z teatralnej sali, odsyłając ich w sam środek prywatnego, rodzinnego życia.
Piotruś (Jakub Mikołajczak) to niedojrzały emocjonalnie młody człowiek, mieszkający w domu rodziców (Matka – Anna Stasiak, Ojciec – Paweł Wolak) wraz z nimi i żyjącą w świecie własnych wspomnień Babcią (Tatiana Kołodziejska). Na scenie towarzyszy mu również jego dziewczyna, będąca z nim w ciąży, Kasia (Małgorzata Polak). Jeśli pomyśleli Państwo, że przyjęcie pod swój dach kobiety, noszącej pod sercem jego dziecko, było aktem kiełkującej w Piotrze odpowiedzialności, to muszę Państwa rozczarować. Pobyt Kasi w domu Piotrusia to raczej próba ukrycia przed światem faktu, że syn ma nieślubne dziecko z jakoby niegodną jego dziewczyną. Ciąża Kasi nie jest więc powodem do radości czy dumy, ale raczej utrapieniem, o którym to rodzice nie omieszkają jej przypominać. Nikt zdaje się nie myśleć o tym, że odpowiedzialnym za nią jest również ojciec dziecka, Piotruś. Każde działanie w tej rodzinie podyktowane jest troską o zachowanie pozorów normalności wśród sąsiadów.
Już na początku obserwujemy to, jak silnie nasi bohaterowie zakotwiczeni są w codziennych czynnościach, powtarzających je niczym bohaterowie „Tanga" Zbigniewa Rybczyńskiego. Matka wciąż zamienia i odkłada talerze na stół, podczas gdy ojciec wkracza dumnie do domu, niosąc w rękach zawiniątko i już od progu irytując się brakiem posłuchu wśród domowników.
Przedział czasowy, w jakim rozgrywa się nasza historia najlepiej pozwala nam określić scenografia – króluje w niej styl głębokiego PRL-u. Suto zastawiony stół, ikoniczna już niemal czerwona wersalka, puf, jaskrawy dywan oraz tytułowy balkon w mieszkaniu z „wielkiej płyty". Na scenie pojawiają się również skrzydła husarskie przytroczone, jak na ironię, do wózka inwalidzkiego, na którym porusza się Babcia. Mickiewiczowski fundament spektaklu – „Reduta Ordona", odbiega nieco od prawdy historycznej, dlatego twórcy „Balkonu Ordona" również dali się ponieść wyobraźni. Tworzący scenografię Ewa i Piotr Tetlakowie, budując ją inspirowali się bitwą pod Grunwaldem. Jednak w słynnym starciu wojsk Polskich i Niemieckich nie mogły pojawić się skrzydła husarskie. Winnym zamieszania jest zapewne Jan Matejko, który to umieścił husarski atrybut na swoim obrazie. Jakkolwiek sprawa miałby się ze skrzydłami, zostały one wykorzystane jako jeden z głównych rekwizytów spektaklu.
Mamrocząca pod nosem Babcia, krzątający się po domu rodzice oraz Piotruś z dziewczyną to nie jedyni bohaterowie rodzinnej historii. Uczta, jaką przygotowano na stole nie została stworzona z myślą o znanych nam już bohaterach. To powitalny obiad dla starszego syna – Jarka (Aleksander Stasiewicz), brata Piotrusia. Pojawia się strach przed inną kulturą, ciągłe poczucie bycia gorszym, silna potrzeba udowodnienia własnej wyższości, a przede wszystkim nadawanie sensu czemuś, co w gruncie rzeczy nie ma znaczenia. Jarek jest tutaj tym wspaniałym, jedynym synkiem, któremu się udało. Wyrwał się z nadbałtyckiej ziemi i ruszył w świat. Przecież niemal trzyletni pobyt w Anglii, to w kraju nad Wisłą synonim ogromnego sukcesu. Powrót Jarka związany jest nie tylko z oczekiwaniami i marzeniami rodziny. Wielkie nadzieje pokłada w nim również Kasia, która uświadamia sobie, że to, co dawało jej tę odrobinę nadziei na lepsze, właśnie zawiodło. Kasia jest jedną z głębszych i ciekawszych postaci na scenie. Tak naprawdę, wbrew pozorom pasuje ona do rodziny, a widać to szczególnie w momencie, kiedy krzyczy „ktoś stoi na podwórzu i patrzy w nasze okna". Ona również dała się ponieść rodzinnej paranoi.
Za kanapą, stanowiącą główny punkt scenografii, ustawiona jest szafa, która służy jako jedno z ciekawszych rozwiązań fabularno-scenograficznych spektaklu. Jest ona bowiem narzędziem, które niczym w „Opowieściach z Narni", przenosi postaci do innego, lepszego świata, widocznego na ekranie nad sceną. Najpierw odesłano do niego Jezusa (Kuba Stefaniak), a następnie Inną (Ewa Dobrucka) - dziewczynę Jarka, która dołącza do niego niczym biblijna niewiasta wyklęta.
W „Balkonie Ordona" wszystko to bierze się z wypaczonej troski o własną reputację. W gruncie rzeczy każde posunięcie podporządkowane jest obawie „mój Boże, co ludzie powiedzą". Temu szaleństwu podporządkowuje się również światowy Jarek. Najciekawsze jest to, że kilka minut wcześniej solidarnie uznano, że sąsiedzi się nie liczą, ich zdanie na tle międzynarodowej kariery Jarka jest nieistotne, a jednak rodzinie wciąż zależy na ich opinii.
Zatem „Do okna marsz, i uśmiechać się!"