Drugie „Koty" w historii polskiego teatru
„Koty" – reż. Jakub Szydłowski – Teatr Rozrywki w Chorzowie – 27.04.2022„Koty" to musical skomponowany na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku przez angielskiego twórcę Andrew Lloyda Webbera.
Fabuła utworu koncentruje się na grupie kotów spotykających się w celu zorganizowana balu, podczas którego zdecydują, które ze zwierząt zasłuży na kolejne kocie życie. Składający się wyłącznie z piosenek, a więc pozbawiony jakiejkolwiek innej formy dialogu, musical musi przede wszystkim doskonale wybrzmiewać i czarująco wyglądać. Jak to wypada w przypadku chorzowskiej inscenizacji?
Spektakl zaczął się obiecująco od nagrania ukazującego kocią perspektywę wędrówki przez Katowice i Chorzów. Twórcy w ten sposób dali znać, że brodwayowski klasyk postanowili przenieść na grunt lokalny: śląski i industrialny. Pierwszorzędnie udało się to zrealizować za pomocą imponującej, estetycznej i rozbudowanej scenografii Grzegorza Policińskiego, najmocniejsze strony przedstawienia. Należy jednak odnotować, że możliwości scenografii nie zostały wykorzystane w pełni, bo chociaż Policiński zaprojektował balkony dookoła sceny, niewiele na nich się działo; przez większość czasu pozostawały puste, gdyż twórcy głównie eksploatowali główną przestrzeń sceny.
Znacznie gorzej pod względem strony wizualnej wypadły niestety kostiumy, które w „Kotach" odgrywają znaczącą rolę. Docenić z pewnością należałoby ładne i pomysłowe kocie make-upy, natomiast same kostiumy do najbardziej udanych nie należały. Wzory nadrukowane na rozciągliwy materiał traciły na wyrazistość, bo rozmazywały się, kiedy stroje rozciągały się na ciele aktorów, przez co wyglądały niezbyt estetycznie. Lepiej broniły się te, mające w sobie więcej elementów futrzanych, które tenże niefortunny materiał przykrywały. Ponadto, kostiumy w dużym stopniu wydawały się zaskakująco mało kocie.
Na scenie obserwować można było aktorów z lisimi kitkami albo z uszami, które na myśl przywoływały raczej psy lub nawet diabły. Można się jedynie zastanawiać, dlaczego twórcy postawili na tego rodzaju rozwiązania, bo trudno doszukać się w tym uzasadnienia. Bo skoro aktorzy grali koty, miałcząc i poruszając się w charakterystyczny koci sposób, to dlaczego forma wizualna aż tak bardzo odbiegała od charakterystycznych kocich elementów? W teatrze potrzeba eksperymentowania jest jak najbardziej naturalna, zwłaszcza w przypadku przedstawień, które na świecie wystawiane były wiele razy. Niemniej, nie wszystkie eksperymenty się udają.
Z kolei choreografia okazała się udanym aspektem warstwy wizualnej. Twórcy postawili na finezyjne, rozbudowane i pomysłowe układy taneczne, które zręcznie prowadziły narrację w poszczególnych scenach. Szczególnie ciekawie wypadła scena z sejfem, gdzie aktorzy ograli centralny rekwizyt w zaskakująco kreatywny i efektywny sposób. Ponadto, warto wspomnieć wszelkie sceny zbiorowe, w których Jarosław Staniek i Katarzyna Zielonka puścili wodze fantazji i wykreowali rozbudowane, dynamiczne i intrygujące formy pełne plastycznych akrobacji.
Co do warstwy muzycznej, należy przyznać, że wiele piosenek zostało wykonanych z rozmachem, na wysokim artystycznie poziomie – doskonała była partia o kocie-aktorze Gusie (Mirosław Książek) czy piosenka o Mefistofeliksie, kocie-czarodzieju, wykonywana w dużej mierze przez Nestora (Tomasz Jedz). Do tego ze świetnej strony pokazał się Rafał Talarczyk wcielający się w jednego z głównych kotów, Wiktora, który oprowadzał nas przez koci świat i przedstawiał kolejnych bohaterów. Efekt dopełniała znakomita aranżacja muzyczna orkiestry Teatru prowadzona przez Michałą Jańczyka. Orkiestra pierwszorzędnie wykonała charakterystyczne melodie klasycznego Brodwayowskiego musicalu. Niestety, należałoby odnotować, że czasem pojawiał się problem w przypadku niektórych piosenek grupowych, które trudno było zrozumieć. Nie wydaje mi się, żeby to był problem z nagłośnieniem, ponieważ nigdy wcześniej nie spotkałem się z tego rodzaju problemem w Teatrze Rozrywki, a kilka musicali już miałem okazję w Chorzowie obejrzeć.
„Koty" w Teatrze Rozrywki okazały się dużym, widowiskowym przedsięwzięciem, angażującym ponad trzydziestu artystów na samej scenie. Chociaż pewne aspekty – jak kostiumy – mogą budzić mieszane uczucia, to warto wybrać się do Chorzowa, nie tylko po to by zapoznać się z legendarnym musicalem Webbera, ale też po to by usłyszeć znakomite tłumaczenia piosenek autorstwa Daniela Wyszogrodzkiego.
Prócz tego, „Koty" nie są zbyt często wystawianym przedstawieniem w naszym kraju (Teatr Rozrywki miał dopiero drugą premierę w historii polskiego teatru), więc nie można mieć pewności, że taka okazja szybko się powtórzy.