Dwa dni po urodzinach

"Geniusz" - aut. Tadeusz Słobodzianek - reż. Jerzy Stuhr - Teatr Polonia w Warszawie

Stalin traktuje Stanisławskiego z przyjaźnią, uprzejmie. Docenia jego dorobek - tylko swoje wyegzekwuje - powiedział Jerzy Stuhr, reżyser dramatu „Geniusz" a. Prapremiera w Teatrze Polonia w Warszawie - w czwartek.

"Akcja sztuki Tadeusza Słobodzianka rozgrywa się 20 grudnia 1937 r., dwa dni po 59. urodzinach Józefa Wissarionowicza Stalina (choć w oficjalnej biografii dyktator odmłodził się o rok). To był czas tzw. wielkiego terroru, którego śmiertelnymi ofiarami padło ponad milion ludzi, a blisko dziesięć milionów zesłano do łagrów. Stalin osobiście podpisywał listy osób przeznaczonych do rozstrzelania, które dostarczał wyjątkowo gorliwy wykonawca czystek, ludowy komisarz bezpieczeństwa publicznego Nikołaj Jeżow, zwany krwawym karłem" - napisał w programie do spektaklu krytyk teatralny Wojciech Majcherek.

W gabinecie Stalina na Kremlu dochodzi do fikcyjnego spotkania, które opisał Tadeusz Słobodzianek. Biorą w nim udział: aktor, reżyser, współzałożyciel MChAT-u oraz twórca koncepcji aktorstwa, której podstawą było "przeżywanie" (tzw. "system działań fizycznych") Konstantin Siergiejewicz Stanisławski, Aleksandr Nikołajewicz Poskriobyszew, który robił karierę w partii bolszewickiej od 1917 r., a w latach 30. dochrapał się stanowiska szefa sekretariatu Stalina i był jedną z jego nielicznych zaufanych osób, oraz Płaton Michajłowicz Kierżencew, który związał się z bolszewikami w 1904 r. i dzięki zagranicznym podróżom poznał dość dobrze światowy teatr, a w styczniu 1936 r. został powołany na stanowisko przewodniczącego Komitetu ds. Sztuk przy Radzie Komisarzy Ludowych i odgrywał rolę oddanego władzy cenzora.

"Stalin traktuje Stanisławskiego z przyjaźnią, uprzejmie. Docenia jego dorobek - tylko swoje wyegzekwuje" - powiedział PAP Jerzy Stuhr.

Pytany, dlaczego podjął się wystawienia tego dramatu, Stuhr powiedział: "bo to jest dramat o Stanisławskim, czyli moje życie". "To jest całe moje życie. Wszystko. Głównie pedagogika, którą najbardziej kochałem. Bardziej niż aktorstwo" - wyjaśnił. "Ja ten spektakl traktuję jako podsumowanie mojej aktorskiej oraz pedagogicznej drogi" - zaznaczył aktor.

"To przedstawienie traktuję jako mały hołd składany całemu mojemu zawodowemu życiu. Już chyba nie wyjdę na scenę tak w pełni" - zapowiedział Jerzy Stuhr, dodając, że "jeszcze ciągle ma ciągotki filmowe".

"Teatr już się kończy dla mnie. No, bo co jeszcze w teatrze mógłbym zagrać? Może Króla Leara?" - zastanawiał się artysta.

Jak zaznaczył Wojciech Majcherek, 17 grudnia 1937 r., czyli tuż przed opisanym w sztuce Słobodzianka spotkaniem Stalina ze Stanisławskim, nastąpiła kulminacja ataku na wybitnego ucznia Stanisławskiego, aktora i reżysera, twórcę "biomechaniki" Wsiewołoda Emilewicza Meyerholda. "W dzienniku Prawda ukazał się paszkwil Kierżencewa pod znamiennym tytułem Obcy teatr. Padły w nim zarzuty, że reżyser odstąpił od ideałów rewolucji. Tekst kończył się złowrogim pytaniem: Czy taki teatr jest potrzebny radzieckiej sztuce i radzieckim widzom?" - czytamy w programie do przedstawienia.

Wyjaśniono, że "to właśnie z powodu tego artykułu Stanisławski wstawił się za Meyerholdem podczas spotkania na Kremlu". "Upomniał się także jeszcze o dwóch prześladowanych pisarzy - Michaiła Afanasjewicza Bułhakowa i Nikołaja Robertowicza Erdmana" - czytamy w informacji.

"Ten dramat nie jest nawet o terrorze, ani o różnych przewagach. On jest o czystej władzy. Na scenie jako Stanisławski muszę się przed Stalinem upokorzyć, a nie chciałbym. Jestem wielkim artystą, jestem wolnym artystą, ale za chwilę muszę się wstawić za moimi kolegami" - tłumaczył Jerzy Stuhr. Dodał, że "bardzo lubi postaci, które wiedzą, że się upokarzają w imię czegoś". "Pan Słobodzianek, którego znam lata całe, bardzo dobrze to opisał" - ocenił reżyser i odtwórca roli Stanisławskiego.

Pytany, jak Stalin traktuje Stanisławskiego podczas spotkania, kreujący postać sowieckiego dyktatora Jacek Braciak powiedział: "z ogromną estymą, szacunkiem". "Stalin bardzo ceni Stanisławskiego, chociażby z tego powodu, że Stanisławski jako jeden z niewielu ma odwagę być sobą. Pozwala sobie na otwartość wobec Stalina, co jest zaskakujące, ale zjednuje Stalina" - wyjaśnił w rozmowie z PAP aktor.

"Stalin wykazuje się zadziwiającą znajomością teatru, płynącą z tego, że chodził na przedstawienia i do MChAT-u i do Teatru Wielkiego. Oglądał filmy, a jego ulubionym był film radziecki pt. Świat się śmieje. Uwielbiał też westerny i w ogóle filmy gangsterskie" - powiedział. "Myślę, że to był ślad jego wczesnych losów, kiedy jako młody rewolucjonista tak naprawdę był gangsterem. Był rabusiem, który obrabiał furgony pocztowe" - ocenił Braciak.

"Zdaje się, że pamiętam nawet wynik jego najlepszego skoku w ówczesnym Tyflisie, gdzie ukradł z kolegami na dzisiejsze pieniądze 6 mln euro. Wszystko dla dobra rewolucji, chociaż ile sam zajumał - nikt nie wie" - powiedział aktor.

Jacek Braciak zwrócił uwagę, że Stalin był człowiekiem niezwykle inteligentnym. "Nie używał tylko terroru. Chciał ludzi zjednywać, oszukiwał ich, w jakimś sensie uwodził. Cechowało go pomieszania wielu natur, jak to u socjopatów" - ocenił.

Pytany, jak się gra z Jerzym Stuhrem, Jacek Braciak powiedział: "wspaniale, bo się nie gra". "I to jest najwspanialsze" - podkreślił. "Rzecz polega na tym, że z panem Jerzym się nie gra - z panem Jerzym się rozmawia. On jest obok i wszystko samo wychodzi" - wyjaśnił.

"Ja się bałem trochę pana Jerzego, bo to rektor, profesor, mistrz, wielki aktor polski, wykładowca itd. Myślałem, co to będzie? Nic podobnego - strachy na Lachy. Cudowny człowiek" - ocenił aktor kreujący Stalina.

"Widzowie spotykają Stalina w 1937 r., w momencie, kiedy już od wielu lat wszystko może. I to jest atrakcyjne, ale bardzo zwodnicze - w tym sensie, że można by chcieć zagrać jakąś figur, jakąś parodię kabaretową, straszyć nim" - mówił. "Jednak my się staraliśmy - za namową pana Jerzego Stuhra i ku mojej skwapliwej zgodzie - pokazać go jako człowieka" - podkreślił Jacek Braciak.

W zapowiedzi spektaklu podkreślono, że widzowie zobaczą na scenie "dramatyczne zderzenie dwóch postaci niezwykłego kalibru: Józefa Stalina i Konstantina Stanisławskiego". "Pierwszy to tyran i jeden z największych zbrodniarzy w historii, ale też teatralny koneser i gorliwy widz. Drugi – bodaj największy kreator teatralny współczesności, ojciec nowoczesnego teatru, twórca systemu reguł gry aktorskiej, po dziś dzień (choć w różnych odmianach) uważanego za kanoniczny" - napisano.

"Stalin miał zamiłowanie do teatru, chodził do MChAT-u (w teatrze Meyerholda się nie pojawił rzekomo dlatego, że nie było w nim stosownej loży). Ale szczególnie upodobał sobie operę. Skorzystała z tego Wiera Aleksandrowna Dawidowa – urodziwa i utalentowana śpiewaczka, która wpadła w oko Stalinowi w roli Carmen i w sylwestra 1934 r. została jego kochanką" - przypomniał w programie spektaklu Wojciech Majcherek.

Jest to polska prapremiera najnowszego dramatu Tadeusza Słobodzianka, autora tak głośnych sztuk, jak m.in. "Obywatel Pekosiewicz", "Prorok Ilja", "Sen pluskwy" czy "Nasza klasa".

Reżyseria - Jerzy Stuhr. Scenografię zaprojektowała Natalia Kitamikado, a kostiumy - Małgorzata Domańska. Za reżyserię światła odpowiada Waldemar Zatorski, a za realizację dźwięku - Tatiana Czabańska-La Naia.

Występują: Jerzy Stuhr (Stanisławski, artysta), Jacek Braciak (Stalin, dyktator), Łukasz Garlicki (Kierżawcew, krytyk) i Paweł Ciołkosz (Poskriobyszew, sekretarz).

Premiera - 22 lutego o godz. 19.30 na Dużej Scenie Teatru Polonia w Warszawie. Kolejne przedstawienia - 23-27 lutego.

Grzegorz Janikowski
Kurier PAP
21 lutego 2024

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia

(Prawie) ostatnie święta
Grzegorz Eckert
Sztuka jest adaptacją powieści norwes...