Ego-historie
"Takaja" - reż. Edward Kalisz - Wrocławski Teatr LalekOkreślenie „monodram Anny Skubik" mogłoby z powodzeniem trafić do teatralnego słownika jako synonim dobrego spektaklu. Artystka w kolejnym już przedstawieniu, „Takaja", w reżyserii Edwarda Kalisza i Mariusza Wójtowicza, ze znakomitym tekstem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, serwuje widzom prawdziwą estetyczna ucztę. Wizualne piękno uzupełnia w nim mocny, głęboko egzystencjalny narracyjny przekaz.
Jak wskazuje tytuł, w spektaklu mowa o kobiecym „ja". Owo „ja" rozpisane jest na trzy postaci, trzy opowieści, pozornie ze sobą niezwiązane, w finale zaś złączone niewidzialną nicią kontekstów. Widz staje się adresatem intymnych wyznań trzech kobiet w rożnym wieku (nastolatki- „galerianki", ciężarnej w średnim wieku i pięćdziesięcioletniej kobiety sukcesu). Każda z bohaterek obnaża najgłębsze warstwy swojego jestestwa, sięga do fundamentów życiowych dylematów, boryka się z paradoksami miłości i seksu. Tym, co łączy kobiety, jest samotność i rozpaczliwa tęsknota za miłością.
Skubik sprawnie „ogrywa" każdą z postaci: potrafi być sarkastyczna i drapieżna, młodzieńczo niewinna, macierzyńsko sentymentalna. Każda z ról, w jaką się wciela, budzi zachwyt nie tylko rzetelnością aktorskiego warsztatu, ale i lalkowej animacji. Lalki (autorstwa Mai Krupińskiej) złożone z kilku części, stanowią jakby dopełnienie ciała aktorki (artystka na wysokości tułowia trzyma przypominający gorset korpus, a w dłoni – głowę lalki). Postaci rodzą się zatem na oczach widza, zaś manipulowanie ich poszczególnymi elementami dobitnie podkreśla treść słownego przekazu (jak choćby przybijanie maski gwoździami czy odsłanianie „szkieletu" białej sukienki młodej dziewczyny).
Aktorka wciela się właściwie w cztery role. Obok trzech kobiet na scenie pojawia się jeszcze „ona", postać wobec nich nadrzędna, wprowadzająca je na scenę, niejako zapowiadająca zmianę narratora opowieści. Owa „dyrygentka" spektaklu w pierwszych jego scenach porusza się mechanicznie, jakby była sterowaną niewidzialnymi sznurkami marionetką. Nosi biały fartuch i grube okulary; przełamuje również granicę dzielącą rzeczywistość sceniczna i pozasceniczną, wkracza bowiem między widzów i starym polaroidem pstryka im zdjęcia. Nałożenie białego fartucha w trakcie spektaklu sygnalizuje zmianę podmiotu mówiącego.
Skubik potrafi utrzymać uwagę widza już od pierwszych chwil spektaklu. Wielokrotnie zwraca się wprost do niego, czyniąc go adresatem prywatnych monologów swoich bohaterek. Cały czas wydaje się świadoma jego obecności, „podglądania" kobiecej intymności. Drapieżny i mocny tekst Sikorskiej-Miszczuk, wykorzystujący paradoksy języka mediów, płynie ze sceny wartkim strumieniem, nie zostawiając miejsca na oddech. Autorka, nie bojąc się tematów trudnych, bolesnych (różne wymiary seksualności, przemoc fizyczna i psychiczna, aborcja), podchodzi do nich z ironicznym dystansem, nie odmawia im jednak należytej powagi.
Spektakl jest doskonale skomponowany: płynnie łączy melodię słowa z podkładem muzycznym, dźwięk z obrazem. Dramat trzech bohaterek rozgrywa się w skromnych dekoracjach, łączących „staroświeckość" (kołnierzyki, gorsety, kłębki wełny) z nowoczesnością (laptop, pełniący niekiedy funkcję...fortepianu). Dekoracje w stonowanych barwach ziemi idealnie współgrają z delikatnie przyciemnionym światłem.
„Takaja" to przedstawienie paradoksów. Łączy humor z rozpaczą, dynamizm – z intymnością wyznania. „Ja" bohaterek, obnażone do żywego mięsa, staje się emanacją prawdy o kobiecym poszukiwaniu miłości. Opowieść o tęsknocie i samotności rozpisana na wiele głosów nie daje jednak gotowych odpowiedzi. Staje się bowiem zadawanym wciąż pytaniem: taka ja?