Ewa Czekalska powraca jako Bernarda

"Dom Bernardy Alba" - reż: Z. Szymczyk - Wrocławski Teatr Pantomimy

Na scenę wróciła jedna z legend Wrocławskiego Teatru Pantomimy - Ewa Czekalska. Wróciła po ponad trzydziestu latach, awjakiej formie, można się przekonać na własne oczy, oglądając "Dom Bernardy Alby" Federico Garcii Lorki.

Reżyser przedstawienia, Zbyszek Szymczyk nie wyobrażał sobie, by w domu pobożnej i surowej Bernardy A. rządy silnej ręki mógł wprowadzić ktoś inny niż Ewa i się nie mylił, bo aktorka nie straciła nic ze swoich środków wyrazu, które dziesiątki razy oklaskiwaliśmy jeszcze w spektaklach tworzonych przez Henryka Tomaszewskiego. Ewa Czekalska grała przeważnie wyniosłe damy, kobiety chłodne, z nieziemską, ascetyczną precyzją i taka jest dziś w roli Bernardy Alby.

Bohaterki tego mrocznego dramatu poznajemy, gdy z wielkimi gromnicami wracają z pogrzebu. To matka i jej pięć córek. Każda z nich dostaje symboliczną czarną woalkę mającą przysłaniać jej twarz. W tym miejscu reżyser, a też scenarzysta mimodramu zmienia narrację i koncentruje się tylko na emocjach i uczuciach. Odrzuca fabularne detale. Alba po śmierci męża i ojca ich córek wprowadza w domu bezwzględną żałobę. Ciężkimi kotarami pozasłaniane są nie tylko okna, ale też... lustra. Takie zasłonięte lustro jest najważniejszym elementem scenografii Marka Tybura.

Nie znajdziemy w domu Alby nawet cienia rodzinnych uczuć. Córki kontrolują się nawzajem i na siebie donoszą matce, która za każde wykroczenie surowo karze. Córki są młodymi, pięknymi kobietami. Buzują w nich hormony, tęsknią za miłością. Nic też dziwnego, że w nocy wykradają się z domu na randki. Ukradkiem przeglądają się w lustrze. Gdy jedna z córek na spotkanie z ukochanym wkłada kolorową sukienkę w grochy, zazdrosne siostry natychmiast informują o tym matkę. Atmosfera robi się coraz cięższa, a takich konfliktów i spięć jest więcej, bo też wszystko zmierza do tragicznego końca.

Mężczyźni są w tych dramatycznych scenach obecni symbolicznie. Pojawienie się kandydata na męża symbolizuje tylko kapelusz i płaszcz wiszące na wieszaku. I przy tym wieszaku odbywa się najpiękniejsza scena miłosna. Adela (Monika Rostecka) uwodzi siostrze przyszłego męża. Wydaje nam się, jakby ten płaszcz ożył. W owo złudzenie wprowadziła nas tylko sprawność dłoni młodej aktorki. Pyszna etiuda do pokazywania w szkole teatralnej. Ma klimat, sugestywność i precyzję warsztatową.

Od początku intryguje nas postać Marii Josefy (Katarzyna Sobiszewska), która kojarzy nam się z postacią Śmierci. Nie chcę zbyt wiele zdradzać i odbierać Państwu przyjemności rozszyfrowywania wielu znaków w tym mimodramie, które wpisał Zbyszek Szymczyk, a jest ich tam trochę.

Na deser zostawiłem sobie tylko wspaniałą scenę Ewy Czekalskiej z lustrem. Ta surowa dama, bez mrugnięcia powieką karcąca córki, gdy kipi w nich miłość, ma też chwilę słabości. Ukradkiem odsłania lustro, jakby chciała sprawdzić, jak bardzo owo dramatycznie wyprane z uczuć życie ją zmieniło. Ale to tylko chwila słabości. Przed finałem wyjdzie ze sztucerem zastrzelić kochanka swojej córki. I znów nie drgnie jej powieka. Ewa Czekalska naprawdę straszy nas Bernardą Albą i robi to jak mistrzyni. W sierpniu Ewa skończy 74 lata, kto mi w to uwierzy?

Premierze opowiadającej o domu samotnych kobiet towarzyszyła, jako support, męska etiuda pantomimiczna według najlepszych wzorców twórcy i patrona wrocławskiego teatrun mimów zatytułowana "Poławiacze papieru", inspirowana twórczością Franza Kafki. Etiuda jest oczywiście popisem warsztatowym Mariusza Sikorskiego w roli K. To sięga czasów kształtowania się warsztatu mimów Henryka Tomaszewskiego w latach 6o. ubiegłego wieku. Potem przekształciło się to w codzienne - tak zwane - lekcje, czyli rozgrzewkę przed właściwą pracą. Na scenie oglądamy jakby kanon Mistrza. Proszę też zwrócić uwagę na klasyczną konstrukcję postaci: Komornika granego przez Radomira Pioruna czy Sędziego - Artura Borkowskiego. Mimika, gest, układ ciała, to wszystko tworzy sugestywne i czytelne znaki. Doskonale rozumiane bez słów. Że co? A że to nie awangarda? No nie. To kanon. Rzecz święta!

Krzysztof Kucharski
POLSKA Gazeta Wrocławska
16 maja 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...