Farsa z rosyjskimi czołgami w tle
"Czego nie widać" - reż. Jan Klata - Teatr Wybrzeże w Sopocie"A co wy tu Polaczki w ogóle robicie?" — usłyszał w Rosji, gdzie pracował nad "Makbetem". Teraz kraj rządzony przez Władimira Putina jest jednym z cichych bohaterów jego... farsy. "Czego nie widać" w Teatrze Wybrzeże to duże zaskoczenie w karierze Jana Klaty. Reżysera, który przyzwyczaił do wytrącania ludzi z komfortu, czym nie zaskarbił sobie sympatii rządzących.
- Na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże, który pokazuje spektakle przez większość wakacji, premierę miał nowy spektakl Jana Klaty, cenionego reżysera, laureata Europejskiej Nagrody Teatralnej i byłego dyrektora Starego Teatru, który, wbrew planom, nie wrócił na narodową scenę
- Gdy niedawno mówił na łamach Onetu o kulisach pracy w Rosji, dziś, w szczególnie dramatycznym dla świata momencie, wystawia słynną farsę Michaela Frayna
- Za plecami ukazujących komediowy chaos aktorów pojawiają się nagrania z rosyjskimi czołgami. Słyszymy o konieczności wychodzenia na zewnątrz w kamizelkach kuloodpornych
- Choć Klata zdaje się zadawać ważne pytania, nie mogą one należycie wybrzmieć, a może w ogóle zostać przez publiczność odczytane
Wbrew zapowiedziom Jan Klata nie wrócił do Starego Teatru, gdzie na zaproszenie podnoszącego narodową scenę z kryzysu Waldemara Raźniaka miał zrealizować "Ptaki". Były i obecny dyrektor nie doszli do porozumienia, więc zamiast w stolicy Małopolski laureat Europejskiej Nagrody Teatralnej znowu pracuje na Pomorzu.
Po zrealizowanych tu w ostatnich latach "Balkonie" i "Trojankach", a kiedyś legendarnym "H." w Stoczni Gdańskiej, wziął na tapet farsę o kulisach pracy w teatrze. Pamiętając, jak inteligentnie potrafi znanymi tekstami nawiązywać do bieżącej rzeczywistości, można było wróżyć szyderczy komentarz do krakowskich wydarzeń. Z politycznym pozbyciem się go ze stanowiska włącznie. Pudło. "Czego nie widać" według Michaela Frayna to jedno z najspokojniejszych przedstawień Klaty. Paradoksalnie, bo opowiada o świecie, który ze spokojem nie ma nic wspólnego.
Jesteśmy na trzeciej próbie generalnej przedstawienia "Co widać". Bardziej niż salwy oklasków zwiastuje ona nieuchronną katastrofę. Gwiazda Dotty (Katarzyna Figura) nie pamięta tekstu, niewylewający za kołnierz Selsdon (Krzysztof Matuszewski) zasypia w ostatnich rzędach widowni, kapryśna Brooke (Magdalena Gorzelańczyk) nie radzi sobie z wypadającymi soczewkami, a inspicjentka Poppy (Agata Woźnicka) z rozgardiaszem.
Dlatego ćwiczone z trudem sceny co rusz przerywa reżyser Lloyd (naśladujący Klatę Piotr Biedroń). Pokłosiem wewnętrznych utarczek jest misterna premiera, którą my, widzki i widzowie "Czego nie widać", oglądamy zza kulis. Służy do tego różowa, obrotowa konstrukcja z mnóstwem drzwi projektu Mirka Kaczmarka — kwintesencja kiczu z puszczeniem oka w stronę publiczności.
W ten festiwal pomyłek twórcy wplatają kontekst Rosji — ujęcia moskiewskiej parady na Dzień Zwycięstwa pojawiają się za plecami aktorów, by po chwili zniknąć. Podobnie jak utwory w stylu "Atomic Bomb" Williama Onyeabora czy pojedyncze nawiązania do trwającej wojny w dialogach postaci, podkreślających konieczność wychodzenia na zewnątrz w kamizelce kuloodpornej.
'We wszystkich był rodzaj ogromnej krzywdy wobec Zachodu. Ja występowałem jako ktoś jeszcze gorszy od Zachodu, bo jestem zdrajcą. Pochodzę z kraju, który ich zdradził, dla nich Polacy to zdrajcy" — mówił reżyser w naszej niedawnej rozmowie, opowiadając o doświadczeniach pracy w Rosji.
Teraz Klata przewrotnie sięga po farsę w szczególnie dramatycznym dla świata momencie. Zdaje się pytać o sens śmiechu w czasach, gdy nieopodal giną ludzie, o potrzebę oderwania myśli od zbrodniczej rzeczywistości, o bezradność sztuki wobec wojny i rozrywkowy potencjał teatru. Fraynowski chaos tworzy dla takich rozważań świetny kontekst, a infantylne intrygi bohaterów i bohaterek ciekawy kontrast. Jednak obrazy z Rosji są krótkimi przebitkami, zamiast stałym elementem akcji. Dlatego powyższe pytania nie mogą należycie wybrzmieć, a może w ogóle zostać przez publiczność odczytane.
"Czego nie widać" służy też do kilku środowiskowych żartów, np. z przekonanych o swojej wyjątkowości artystach z Warszawy albo z popularności technologii VR (którą na polskich scenach najczęściej wykorzystuje Krzysztof Garbaczewski). Znów jednak zbyt migotliwych, a w dodatku nieco już przestarzałych. Poza tym Klata nie posłuchał tych wszystkich, którzy podkreślają, jak zasadnicze znaczenie dla farsy ma tempo. Jego "Czego nie widać" jest nie tylko za mało rozpędzone, ale też w niektórych momentach niepotrzebnie spowalniane.
"Farsę fars" z zaangażowaniem grają aktorzy i aktorki. Bawi przede wszystkim Katarzyna Figura jako aktorka w kryzysie i ekscentryczna pani Clackett czy oderwany od rzeczywistości Selsdon Krzysztofa Matuszewskiego. Ale i w tym względzie Klacie brakuje zdecydowania. Gdy jedni, jak Magdalena Gorzelańczyk, idą w komediowe przerysowanie, inni, jak Dorota Androsz (Belinda), nie mają go prawie wcale. Szkoda, bo zdolny zespół Wybrzeża, wsparty lepiej przemyślaną reżyserią, wypadłby znacznie efektowniej.
Czego w tym zatrzymującym się w pół drogi przedstawieniu nie widać? Mocnego, konsekwentnego pomysłu. Wielkiej siły teatru Jana Klaty.
__
"Czego nie widać" według Michaela Frayna w przekładzie Karola Jakubowicza i Małgorzaty Semil, adaptacja, reżyseria i opracowanie muzyczne Jan Klata, scenografia, kostiumy i światło Mirek Kaczmarek, ruch sceniczny Maćko Prusak, Teatr Wybrzeże w Gdańsku, Scena Kameralna w Sopocie. Spektakle Teatru Wybrzeże w ramach Lata w Teatrze można oglądać od czerwca do sierpnia.