Finał jest taki, jaki miał być

"Zmierzch bogów" - reż. Grzegorz Wiśniewski - Teatr Wybrzeżew Gdańsku

Film "Zmierzch bogów" Luchino Viscontiego został w mojej pamięci jako szczególne połączenie wyrafinowania formy i perwersji treści.

Teatralna adaptacja scenariusza filmu, która w minioną sobotę miała swoją premierę na dużej scenie teatru Wybrzeże, wydała mi się wyreżyserowana w podobnym duchu. To przedstawienie niezwykle wysmakowane, piękne, a zarazem mroczne w tym, co nam opowiada.

Grzegorz Wiśniewski reżyser, Barbara Hanicka scenograf, autor ustawienia świateł Wojciech Puś, a także uzupełniający to trio kompozytor Wojciech Blecharz stworzyli na scenie wiele sugestywnych teatralnych obrazów. Dwie wielkie, przecinające się ściany w tle, które wyglądają, jakby odlano je w stalowni rodziny von Essenbeck, to niby cała scenografia, niezmieniająca się przez całe przedstawienie, ale odpowiednia gra świateł tworzy z nich za każdym razem inny komentarz do wydarzeń. Malarskim dopełnieniem tego tła były długie, czasem przez całą scenę, stoły, składane, rozstawiane, biegnące równolegle do widowni, skośnie... Geometria awansowana do roli sztuki.

Za tymi stołami rozgrywają się niemal wszystkie wypadki. Pierwsza scena to przyjęcie urodzinowe Joachima von Essenbecka (gościnnie Władysław Kowalski). Gdy Günter (w tej roli występują studenci Akademii Muzycznej) wykonuje barokową arię na jego cześć, słuchając jej, mamy dość czasu, by spokojnie przyjrzeć się każdemu z bohaterów sztuki i całkiem dobrze go poznać. Kobiecą, dumną ze swoich córek Elizabeth (Marta Jankowska), prostackiego Konstantina (Krzysztof Matuszewski) czy czującego się niepewnie w tym gronie, a zarazem trawionego ambicjami Friedericha Bruckmanna (gościnnie Mariusz Bonaszewski). Poza występującą gościnnie Ewą Dałkowską, grającą Sophie von Essenbach, postać, miałem wrażenie, spoza naturalnego emploi Dałkowskiej, niemal każda z ról wydaje się tu skrojona dokładnie na miarę aktora.

Takim dobrze wpasowanym w swoją postać aktorem jest też Grzegorz Falkowski, grający Aschenbacka, esesmana, narodowego socjalistę z krwi i kości. Na owym urodzinowym przyjęciu Joachima Aschenback dykretnie i uważnie rozgląda się po wszystkich członkach rodziny Essenbecków i kiedy trzeba, jedną sugestią, podrzuconą Friederichowi Bruckmannowi, naprowadza go na myśl o zamordowaniu głowy rodu. Potem wydawać się może, że sprawy wymykają się Aschenbackowi z rąk, bo ludzkie namiętności, interesy, intrygi powodują, że stalownia von Essenbecków, przedmiot całej gry, przechodzi z rąk do rąk. Ale finał jest taki, jaki miał być od początku - stalownią zarządza całkowicie ubezwłasnowolniony przez narodowych socjalistów członek rodziny von Essenbecków, a zakłady służyć teraz będą budowaniu militarnej potęgi Niemiec.

Czy to zatem przenośnia, jak narodowy socjalizm zapanował nad niemiecką narodową duszą? Nie byłbym tego taki pewien. W tekst scenariusza Grzegorz Wiśniewski wplótł fragmenty z Szekspirowskiego "Makbeta", wkładając je w usta Friedericha jako Makbeta czy Sophie jako żądnej władzy Lady Makbet. Ale w finałowej scenie oboje zostają przez reżysera przebrani w stroje jak z teatru marionetek. Może i sami sobie wydawali się postaciami jak z Szekspirowskiej tragedii, ale w rzeczywistości reżyserował ich życiem ktoś inny. Aschenbach? To by było za proste.

W inscenizacji Grzegorza Wiśniewskiego najbardziej niezwykłe i zastanawiające jest pokazanie momentu, w którym ludzkimi działaniami i losem całej zbiorowości zaczyna rządzić jakaś tajemnicza bezosobowa siła. Zewnętrzne formy mogą być w tym procesie zachowane. Esesmani w rozmowie z Elizabeth na przykład, chociaż odmawiają jej prawa do wyjazdu, przekonują, że Niemcy są państwem prawa. Ale rzeczywistość jest już zupełnie inna, bezduszna, nieludzka. Scena powtarza się kilka razy, słowo w słowo, jak w maszynie. Żyjemy już oto w totalitarnym państwie, nawet jeśli sobie z tego nie zdajemy jeszcze sprawy.

Ten moment przejścia próbowało opisać wielu, zastanawiających się nad dwudziestowiecznymi totalitaryzmami. "Zmierzch bogów" Grzegorza Wiśniewskiego w teatrze Wybrzeże robi to przenikliwie. Nie daje przy tym jakiegoś jasnego wytłumaczenia. I przez to tym bardziej niepokoi.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
31 sierpnia 2009

Książka tygodnia

Aurora. Nagroda Dramaturgiczna Miasta Bydgoszczy. Sztuki finałowe 2024
Teatr Polski w Bydgoszczy
red. Davit Gabunia, Julia Holewińska, Agnieszka Piotrowska

Trailer tygodnia

„Tupot Poetycki" - w B...
Zuzanna Szmidt
Zuzanna Szmidt - urodzona w Warszawie...