Granice postrzegania

„Imperium" - op. reż. dram. Alicja Borkowska - Strefa Wolnosłowa i Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie

Śni mi się las. - Ta fraza otwiera pierwszą i ostatnią scenę spektaklu „Imperium", zrealizowanego przez grupę Strefa Wolnosłowa działającą we współpracy z Teatrem Powszechnym im. Zygmunta Hübnera.

Razem z osobą śniącą wchodzimy do lasu. Razem z nią wyjdziemy z niego w ostatniej scenie do przestrzeni, w której jest ciepło, pachnie chlebem, jest bezpiecznie. Między otwarciem, a zamknięciem tego nawiasu doświadczymy zmieszania, niezgody, oporu przeciwko obrazom opisującym sytuację łamania praw człowieka na granicy polsko – białoruskiej. Uczestnictwo w tej opowieści sprawi, że bezpieczeństwo, ciepło i zapach chleba, z którym zostajemy w zamykającym akcie, opatrzone są znakiem zapytania, bo tego spektaklu, tej opowieści nie można zakończyć inaczej, niż pytaniem otwartym.

„Imperium" jest rodzajem spektaklu nie tyle dokumentalnego, co dokumentującego sytuację, która wydarza się zarazem współcześnie i bardzo niedaleko, a jednocześnie w przestrzeni, która zdaje się nie dotyczyć prowadzących spokojne codzienne życie obywateli państwa, uczestników systemu, którego składową staje się opisywana sytuacja. Składową bardzo niewygodną, niechętnie przyjmowaną do świadomości, spychaną na jej obrzeża, trudną do zrozumienia, do rozwiązania bez wychodzenia z tak zwanej strefy komfortu.

Może dlatego sytuacja sceniczna odbywa się jakby we śnie, choć ten sen jest najbardziej realnym opisem pomijanego w społecznym dyskursie elementu rzeczywistości. Nie wiemy, co jest bardziej prawdziwe – śniony las czy ułożony świat miasta, w którym kończy opowieść narratorka. Towarzysząc jej poprzez uczestnictwo w treści dziejącej się pomiędzy rozpoczęciem, a zakończeniem opowieści, kilkukrotnie doświadczamy zaburzenia pewności co do własnego położenia. Siłą tej opowieści jest stawianie pytań za pomocą metafor i budzenie w widzu niepewności co do tego, po której stronie tej metafory się znajdujemy.

W otwierającej scenie zostajemy wprowadzeni w przestrzeń lasu, szybko zrastamy się z nim, dowiadujemy, że las wie o nas dużo. Zbyt dużo. Słyszymy, że: Musimy zajmować się lasem; czuję, słucham i myślę lasem. Tożsamość narratorki tej opowieści jest trochę lasem, trochę kimś kto do tego lasu przychodzi się nim zająć, a trochę kimś, kto ukrywa się w lesie. W narrację główna wchodzi też inna osoba, Makbet, ale o tym dalej. Balansując między tymi perspektywami czytamy opowieść o nadziei i strachu, o opresji i czymś ponad nią.

Spektakl jest odpowiedzią na sytuację niesprawiedliwości i łamania praw człowieka na szlaku migracyjnym przebiegającym przez granicę polsko – białoruską, zapoczątkowanym ponad dwa lata przed premierą sztuki. Sytuację, która wciąż trwa, dlatego pisząc o spektaklu trudno jest go recenzować, bo to raczej on recenzuje rzeczywistość, przepuszczając ją przez filtr wrażliwości, włączając spojrzenie widza w takie perspektywy patrzenia, które bywają trudne do zinternalizowania bez tego filtru.

Fabuła łączy bezpośredniość opisu sytuacji z metaforyką stawiającą głębokie pytania o nasze położenie w systemie powiązań społecznych, w którym mamy do czynienia z poważnymi zaburzeniami dotyczącymi podstawowych wartości. Rzecz jest o granicach, ale nie tych, których strzegą mężczyźni w mundurach. O granicach wytrzymałości ciała, strachu, o byciu w wartościach ponad granicami.

„Jestem tu z powodu niesprawiedliwości. Boję się wojny, prześladowania i rasizmu. Jestem tu, bo chciałabym żyć w państwie prawa." Słyszymy zdanie wypowiedziane tuż po informacji o kobiecie z Somalii, odłączonej od grupy, samotnej i potrzebującej pomocy w polskim lesie. To zdanie może być wypowiedziane zarówno przez osobę odbywającą podróż na szlaku migracyjnym, jak i przez osobę która w imię wartości, jakimi określa państwo prawa, decyduje się pomóc ludziom w sytuacji, kiedy tej pomocy odpowiada im państwo. Kto wobec tego reprezentuje państwo? Czy mężczyźni w mundurach, budzący strach osób w lesie, czy osoby odpowiadające na postawione w jednej z pierwszych scen pytanie „Kto może pojechać?". Pojechać, żeby wesprzeć w realizacji podstawowych potrzeb osób, których zdrowie i życie zostaje narażone. Osób z Syrii, Somalii, Erytrei, Egiptu, ukrywających się w lesie, na bagnach, przechodzących przez rzekę.

Rzecz jest też o niewidzialności.
O tym, jak osoby w lesie chcą być niewidzialne bo widoczność skazuje je na bezpośredni ból, przedłużenie sytuacji niepewności i naraża na cierpienie. O tym, jak chcieliby ich nie widzieć polityczni decydenci, których postawa jest nieustannym zaprzeczaniem zbrodni i wyrzucaniem ze świadomości wagi popełnianych przestępstw.

Tu wplata się w fabułę wątek Makbeta, mieszając perspektywę króla majaczącego na przyjęciu po dokonanym morderstwie, z sytuacją wręczania przez premiera odznaczeń dla żołnierzy za wasze serce do służby. Delirium szekspirowskiego bohatera staje się zaburzeniem ministra podmieniając w jego ustach słowa i nakładając sensy zaprzeczające gładkiej politycznej retoryce. (Możemy też ją nazwać mową nienawiści w białych rękawiczkach). Echa słów „Ordery" zamieniają w „ordercy, mordercy, mord serca", obrazując sytuację, kiedy w imię politycznych interesów dokonuje się zbrodni, tłumacząc ją potrzebami wyższego rzędu. Nie dziwi zatem, kiedy Makbet – polityk popadając w szaleństwo pytając „Kogo awansuję?", słyszy w odpowiedzi echa „szuje", a wypowiedziane zdanie „Patriotyzm, bezpieczeństwo, cenię, cenię.." zawisa w przestrzeni zapętlonym „cienie, cienie, cienie".

Cienie są w lesie. Twórcy spektaklu, zahaczając o wróżebno-profetyczną moc teatru antycznego, wyrażają (jak dotąd niespełnione) życzenie – wróżbę na wystąpienie wyczekiwanej sprawiedliwości. Nie macie dokąd odejść, cienie i tak pójdą z wami. Słyszy Makbet ale w miejscu, do którego doszedł nie da się zawrócić, dlatego stoi w bagnie krwi do kolan. Nie ma w tym jednak nic hollywoodowskiego. Obserwujemy tragedię, zapętlenie wewnętrzne bohatera gubiącego się w skutkach własnych działań, odbierających mu zdolność trzeźwego myślenia. Figura prześladujących Makbeta cieni nie prowadzi do żadnego rozwiązania, ani happy endu, znajdujemy się nadal w lesie, śledząc myśli osób w mundurach, które różnymi zabiegami tłumaczą stosowaną praktykę pushbacków, czyli wywożenia za płot graniczny, eufemistycznie nazywaną też odstawianiem do linii granicy państwa. Śledzimy różne próby tłumaczenia: Nakarmiłem, napoiłem, dopiero potem wywoziłem; Tak mi kazali; To nie ja; To są szkodniki, gorsze, niż leśne robactwo.

To rzecz o niewidzeniu. Jedni chcą nie widzieć swoich czynów, drudzy chcą być niewidzialni, żeby czynów pierwszych nie doświadczyć na (dosłownie) własnej skórze, w postaci ran po drucie żyletkowym, złamań po próbach sforsowania muru, hipotermii, wygłodzenia, wychłodzenia, wycieńczenia organizmu. „Ważne żeby być cicho, znieruchomieć i zniknąć. Byleby nie wylądować po drugiej stronie."  Czasami to jednak nie wystarcza. W jednej ze scen jesteśmy świadkami słów wolontariuszki wynoszącej na prowizorycznych noszach bezwładnego człowieka z pomocą jednego towarzysza. Eskortuje ich grupa żołnierzy. Mimo trudnego terenu, przewagi fizycznej nad dźwigająca nosze kobietą (narratorka wypowiada się w rodzaju żeńskim), mężczyźni w mundurach nie pomagają w akcji. To nie należy do naszych obowiązków – odpowiadają na prośbę o wsparcie. Śledzimy monolog wewnętrzny narratorki opisującej eskortującą ich grupę mundurowych. Potrafią patrzeć i bardzo dobrze umieją nie widzieć. [...] potrafią kilka godzin iść prosto, a ich wzrok ani na moment nie osuwa się w naszą stronę. [...] Spójrzcie w naszą stronę! Nauczymy was rozpoznawać stopy okopowe, zwichnięcia, poronienia, hipotermię, rany szarpane, pogryzienia, ukąszenia przez żmiję."

Świat w którym uczestniczymy jest złamany. Ci, którzy nazywani sia służbą bezpieczeństwa stają się niebezpieczni. Ci którzy powinni rozpoznawać stopy okopowe wolą ich nie widzieć. Ci, którzy są silni nie wspierają słabszych. Jednocześnie ci, którzy „szeptem śpiewają, szeptem oddychają" tworzą wspólnotę oporu przed doświadczaniem niesprawiedliwości. I „Imperium" jest też o tym. O czymś rodzącym się między ludźmi w cichym śpiewie w dniu urodzin samotnego 19-latka, który po utracie (w tragicznych okolicznościach) rodziny w kraju pochodzenia decyduje się na migrację i wpada w pułapkę na granicy polsko białoruskiej, na granicy Unii Europejskiej, na granicy ludzkich wartości. Do kogo jest skierowany apel: Spójrzcie w naszą stronę! Kto i do kogo wypowiada te słowa? Ludzie w drodze do polityków? Aktywiści do żołnierzy? Aktorzy do widzów?

„Imperium" jest o wybieraniu perspektywy spojrzenia. O tym, jakie wartości decydujemy się widzieć, jakich wartości decydujemy się bronić, jaki idzie za tym strach i jaka nadzieja. Jest też o sile tej ostatniej, chociaż twórcy spektaklu nie podejmują się próby rozstrzygnięcia jaki będzie efekt toczących się na tych wieloznacznych granicach zmagań. W jednej z ostatnich scen jesteśmy świadkami walki o życie. Trzymaj mocno. Nie puszczaj. Nie wolno ci puścić. Trzymaj mocno jak nigdy przedtem i potem. Z całej twojej siły ludzkiej, zwierzęcej, siły twoich przodków i potomków. Nie możesz puścić, po prostu nie możesz. Nie chcą mnie tu tak bardzo, że chcieliby żebym zapadł się pod ziemię. Potrzebujemy pomocy. Krzyczę w cisze i zgrabiałymi palcami wystukuję wiadomość: „We need help". [...] Jesteśmy zanurzeni. [...] bagno wlewa się mi pod pachy, innemu już sięga do brody. Pomocy. Już nie mogę więcej napisać. „We need help."

Czy osobami, które potrzebują pomocy są jedynie tonący w bagnie? Czy to bagno pochłaniające ich nie pochłania nas samych? „Europejskich wartości", w imię których, z pełną hipokryzją zgadzamy się na płoty, zapory, zasieki żyletkowe o wdzięcznej nazwie concertina, raniące ludzi i zwierzęta? Czy to nie my sami jesteśmy zanurzeni po pachy?

Zawsze wybieramy jakąś spośród dostępnych możliwości percepcji. „Imperium" jest o tym, że widzenie jest wyborem i o tym, jaki zakres rzeczywistości decydujemy się widzieć. Oby perspektywa wskazana w spektaklu zyskała wielu widzów.

Spektakl nie byłby tak wartościową całością, gdyby nie grana na żywo muzyka Raya Dickaty w wykonaniu Alexey'ego Vorsoba. Praca wielu osób składa się w „Imperium" na całość, która oprócz wyżej opisanej wartości społecznej, jest dobrze zrealizowanych dziełem teatralnym, pozostawiającym widza w stanie poszukiwania odpowiedzi na pytanie o własny punkt widzenia.

Zdjęcia: Art & Action Photography Dawid Linkowski dla Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera
Premiera na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku: 3 sierpnia 2023 r. Premiera warszawska: 14 listopada 2023 r.

Aleksandra Karmelita
Dziennik Teatralny Rzeszów
22 listopada 2023
Portrety
Alicja Borkowska

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia