Guzik wieńczy dzieło

Jak działa teatr?

Jaką rolę odgrywa w kostiumie guzik? Kto decyduje o jego wyborze? Czy do szycia w teatrze wystarczy zwykłe rzemiosło? Kto się kryje za carskim mundurem i za kryzami Romea? Zapraszamy na rozmowę z panią Mariolą Wardecką, krawcową z męskiej pracowni krawieckiej w Teatrze Słowackiego.

Mariola Wardecka, krawcowa z męskiej pracowni krawieckiej w Teatrze Słowackiego:

Z czym mi się kojarzy teatr? Ze spełnionym marzeniem. Już w szkole krawieckiej mówiłam, że będę pracować w teatrze albo w filmie. Podobały mi się stylowe kostiumy z różnych epok, a szczególnie wojskowe mundury. Robiłam specjalizację z ciężkiego krawiectwa więc to marzenie o szyciu mundurów nie było jakąś abstrakcją. Jakiś czas po szkole faktyczne trafiłam do filmu. Jednego, drugiego, trzeciego. Najdłużej pracowałam przy serialu „Modrzejewska" w którym główną rolę grała pani Krystyna Janda. Zdjęcia były kręcone przez trzy lata. Później się przeprowadziłam z Warszawy do Krakowa i postanowiłam, że koniec z filmem. Ruszam do teatru. Napisałam CV i zaniosłam do wszystkich teatrów i do opery. Pierwsza odezwała się opera. Pół roku później był telefon z Teatru Słowackiego, przyszłam na rozmowę i już została. Jestem dumna z tego, że w nim pracuję, bo uważam że nie ma drugiego takiego teatru w Polsce tzn. z taką historią, tradycją i ludźmi. Nie wyobrażam już sobie pracy w innym miejscu niż teatr. Dlatego każdemu mówię, że bez względu na wiek i okoliczności, człowiek musi marzyć.

Dlaczego teatr? Bo tu wszystko jest niepowtarzalne. Każda sztuka jest inna, a każdy kostium jest wyzwaniem. Rzadko się zdarza, żeby były dwa takie same stroje w dwóch różnych sztukach. Nawet jak scenograf wyciąga coś z magazynu, to się taki strój przerabia - coś doszywa, przeszywa, zmienia.

Każdy kostium to inna bajka

Najtrudniejsze są oczywiście kostiumy z epoki i bajek, ale my je w naszej pracowni najbardziej lubimy. Najmniej pracy jest przy współczesnych kostiumach. Czasem trzeba zmienić jakiś detal albo coś przeszyć. To też jest praca, ale mało twórcza.

Nie wiem, jak jest w innych pracowniach, ale u nas dbamy o każdy szczegół. W pracowni męskich kostiumów jesteśmy w sumie cztery. Kierowniczką jest pani Stasia Baran, razem ze mną pracuje też Grażyna Palus i Franciszka Skarbińska. Każda nitka ma dla nas znaczenie. Czasem się zastanawiamy, dlaczego i po co jesteśmy takie drobiazgowe, przecież tych wszystkich szczegółów i tak nie widać na scenie, ale porządnie zrobiona praca to jest taki podpis. Każda z nas wie, co która zrobiła. Nie przepadam za współczesnymi sztukami, wolę klasykę, ale jest w nich jeden duży plus coraz częściej na scenie jest kamera i dzięki temu widz może w końcu pooglądać kostiumy z bliska.

Jak strój jest skończony, to robimy zdjęcia na pamiątkę. Pokażę! To jest peleryna – witraż, którą uszyłam do „Kwiatu paproci". Szyłam ją z setek maleńkich skrawków różnych materiałów. Mnóstwo czasu i serca w nią włożyłam. Na scenie nie jest zbyt dobrze widoczna, bo postać, która w niej występuje pojawia się w mroku, ale ja wiem co to jest za kostium. Nawet jak za kilka lat ktoś tą pelerynę weźmie do ręki, to powie, że krawcowa zrobiła porządnie swoją pracę. Tutaj jest strój Chochoła, też do „Kwiatu paproci". Projekty kostiumów robiła pani Matylda Kotlińska. Bardzo lubię z nią pracować, bo ma przemyślany każdy szczegół.

A tutaj są peleryny kardynałów i biskupów, które szyłam do spektaklu „Imię róży". Scenografię i kostiumy projektowała pani Ania Karczmarska.

Przy takich kostiumach jest zawsze dużo zdobień: koralików, koronek, pasków, tasiemek, które się doszywa dopiero na końcu. Zdarza się, że przyszywamy i prujemy, bo się scenografom zmienia koncepcja.

A tutaj są kostiumy do „Smoka" i szaty krakowian: falbanka, falbanka, falbanka. Dużo kolorów i kwiatów. Projekty robił pan Mirek Kaczmarek. Szyłam też kostium dla Drugiego Zbójca, coś na wzór średniowiecznego kożucha, też było z tym trochę zabawy, bo to nie był tylko jeden materiał. Proszę zobaczyć.

Najbardziej wymagające są zawsze kostiumy z epoki. Szyłyśmy je m.in. do spektaklu pana Macieja Wojtyszki pt. „O rozkoszy". To była historia o carycy Katarzynie. Wszystkie stroje były stylowe. Szyłam m.in. carski mundur i mundury rosyjskich żołnierzy. Stylowe stroje były też w spektaklu „Beatrix Cenci", do którego kostiumy projektowała pani Magda Sobocińska.

Dużo pracy jest też przy bajkach. „Czarnoksiężnik z Krainy Oz", „Pinokio", „Kwiat paproci" to były duże wyzwania! Proszę, tutaj są zdjęcia mundurów żandarmów, które uszyłam do „Pinokia".

Tożsamość ukryta w guziku

Kropką nad „i" są w kostiumie guziki. To one – jak powiedziała ostatnio pani Małgosia Szydłowska, która projektowała stroje do „Hamleta" – wieńczą dzieło. Mamy w pracowni taką „magiczną" szafę, w której trzymamy m.in. guziki ze starych kostiumów. Jak słyszymy od pani Irenki Mirek, która jest kierowniczką magazynu kostiumów, że coś idzie do zniszczenia, to pierwsze co robimy, to odcinamy guziki. Dopiero potem się zastanawiamy czy jakiś fragment materiału może nam się jeszcze przydać. Proszę spojrzeć, takich guzików już nikt dzisiaj nie robi. To są dzieła same w sobie!

Pamiętam, jak szyłyśmy kostiumy do „Ziemi obiecanej", które zaprojektowała pani Ania Paciorek. Każdy mundur i szata miały guziki, które wskazywały na tożsamość postaci. Inne mieli Polacy, inne Niemcy, a jeszcze inne Żydzi. Nawet jakby z tych kostiumów zostały kiedyś same guziki, to na ich podstawie można rozpoznać z jakiej grupy społecznej pochodził bohater, który je nosił.

Ktoś powie „Co tam taki guzik, przecież i tak go nie widać na scenie!", ale w teatrze właśnie o to chodzi, że każdy detal i nitka mają znaczenie. Te wszystkie elementy składają się na kostium, a kostium jest częścią sztuki. Dopiero jak się poskłada wszystkie elementy, takie jak gra aktorów, reżyseria, scenografia, kostiumy, światło, muzyka, to się zaczyna tworzyć pełny obraz przedstawienia. Wszyscy mamy w tym swój udział. Od początku to słyszałam.

W Domu Rzemiosł Teatralnych w którym mieszczą się nasze pracownie, jest wystawa pt. „Myśląca ręka", na której można zobaczyć kostiumy i rekwizyty, pochodzące z magazynu teatru. Pół roku pracowałyśmy nad tym, żeby pięknie wyglądały. Niektóre bałyśmy się brać do ręki, bo się od razu sypały a mimo to, jakoś nam się udało im dać drugie życie. Ile razy tamtędy przechodzę, to patrzę z zachwytem na frak dyplomatyczny, który wisi na jednym z manekinów. Myślę, że to jest jeden z najcenniejszych kostiumów w tym teatrze. Takiej rzeczy nikt nigdy już nie uszyje, bo nie ma ani takich materiałów ani mistrzów, którzy by potrafili je tak skroić. Wszystko, aż do ostatniej nitki było robione ręcznie. Dla mnie to jest arcydzieło!

Dzisiaj się raczej uwspółcześnia sztuki. Coraz częściej przerabiamy ubrania, które zostały kupione w sklepie. Inne są też materiały. Na temat ich jakości nie ma sensu mówić, bo każdy się mniej więcej domyśla o co chodzi. Ale zdarzają się perełki, ostatnio świetnej jakości materiały były do „Hamleta". Wszystkie kostiumy były w trzech kolorach: niebieskim, fioletowym i czarnym, w różnych odcieniach. Jak poszłyśmy na próbę i zobaczyłyśmy, że scenografia jest w takich samych kolorach, to się trochę przestraszyłyśmy, że tych kostiumów nie będzie widać na scenie, ale światło w tym spektaklu tak fantastycznie zagrało, że to wszystko tworzyło piękną całość! Naprawdę warto to zobaczyć.

Historia nie jednej kryzy

Dawno nie było w naszym teatrze spektakli kostiumowych i szczerze przyznam, że czasem nam się za nimi tęskni, mimo że jest przy nich najwięcej pracy. Pamiętam, ile siedziałyśmy nad kostiumami do „Romea i Julii", które projektowała pani Martyna Kander. Musiałyśmy uszyć m.in. kryzy, to znaczy takie falbanki z epoki, które zakładano pod szyję. Cały „doktorat" zrobiłyśmy, żeby je uszyć. Siedziałam godzinami w internecie, rysowałam, cięłam paski, szyłam na maszynie, potem ręcznie, prułam i znów szyłam... strasznie długo to trwało, ale wreszcie doszłam, jak to trzeba zrobić. Od tamtej pory mamy w Słowaku patent na kryzy i jak ktoś w innym teatrze ich potrzebuje, to przychodzi do nas. Cieszę się, że pani Małgosia Szydłowska wykorzystała je w „Hamlecie" i nie leżą bezproduktywnie w magazynie, bo to była naprawdę duża praca.

W szkole krawieckiej takich rzeczy nie uczą, no bo po co komu komuś dzisiaj kryza albo kostium z epoki?

Teraz też mamy duże wyzwanie – szyjemy kostiumy na pokaz mody według Stanisława Wyspiańskiego, który odbędzie się podczas Boskiej Komedii. Jest pięciu projektantów i każdy się inspiruje innymi elementami twórczości Wyspiańskiego. Są różne materiały, kolory i style. Inne są też pomysły na ich uszycie. Nic więcej nie mogę powiedzieć.

Jak przychodzi do nas scenograf, to mniej więcej „widzi" już kostium w swojej głowie, my musimy go dopiero „zobaczyć". Na początku podchodzimy do tego technicznie: jest projekt, kostium wygląda tak i tak, wybrany jest taki i taki materiał, najlepiej to będzie uszyć tak i tak, ale w naszej pracy nie chodzi tylko o technikę. Musimy złapać, co scenograf chciał przez ten kostium wyrazić - jaki ten kostium kryje sens. Projekty na papierze, to są tylko kartki z rysunkami. Tak naprawdę kostium zaczyna ożywać dopiero pod naszymi palcami. Można go zrozumieć, dopiero gdy zawiśnie na manekinie, a potem ubierze go aktor. Wcześniej jest tylko wyobrażeniem. Czasem sobie ustawiamy w pracowni manekiny ze wszystkimi kostiumami do spektaklu i dopiero wtedy widać, że tworzą spójną całość.

Nie wyobrażam już sobie pracy w innym miejscu niż teatr. Nigdzie nie miałabym takich wyzwań jak tutaj. Czy to jest tylko rzemiosło czy już sztuka? Na to pytanie każdy musi sobie sam odpowiedzieć, ale jak człowiek nie ma wyobraźni i zmysłu artystycznego, to się w tej pracy na pewno nie utrzyma. Dlatego na pytanie czym się zajmuję, nie mówię, że jestem krawcową, tylko że jestem krawcową, która szyje kostiumy w Teatrze Słowackiego. Pani już wie co to znaczy.

(-)
Materiał Teatru Słowackiego
25 listopada 2019

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia