Ile jest warte ludzkie życie?
"Makbet" - reż: A. Szymczak - Teatr MPlusM w Poznaniu"Makbet" - studium zbrodni - Szekspira, to dramat ponadczasowy, opowiadający o tym, do czego może doprowadzić człowieka żądza i chęć władzy. Po sztukę ięgali reżyserzy filmowi i teatralni. Roman Polański swój pierwszy film, który nakręcił po tragicznej śmierci żony, zrobił właśnie na podstawie Makbeta Szekspira.
W Polsce również wielokrotnie mierzono się z dramatem angielskiego mistrza pióra: po raz pierwszy w 1812 na scenie teatru Wojciecha Bogusławskiego, wystawił ją również Andrzej Wajda w 2004 w Teatrze Starym. W tym roku z dziełem Szekspira postanowiła się zmierzyć reżyserka Studio Teatru Castingowego MplusM, Anna Szymczak. Premiera odbyła się w kwietniu w Domu Kultury „Dąbrówka”.
Piątek, godzina 19 na dworze ziąb i wiatr, pogada, jakby wyciągnięta z kadru thrillera. Zapada zmrok, na scenie ascetyczna scenografia - tylko dwie przezroczyste firanki, oświetlenie to dwa na przemian i w odpowiednich momentach (dopracowanych, co do minuty) zapalające się reflektory (jedno światło białe, drugie różowo–czerwone). Muzyka Piotra Starzyńskiego potęguje napięcie. Zwiastuje, co się za chwilę tu wydarzy. Z ciemności wyłania się Lord Makbet i jego przyjaciel Banko, obaj powracający z wojny z wrogiem króla Dunkana. Chwilę potem, jakby z podziemi, na scenie zjawiają się wiedźmy. I już od tego momentu wiadomo, że to będzie przedstawienie dopracowane w każdym calu do perfekcji. Po tym, jak czarownice przepowiedziały przyszłość Makbetowi, ten, nie mogąc uwierzyć w ich słowa, że zabije swojego pana, w rozpaczy rozrywa koszulę na swych piersiach. Robiąc to, stawia kroki w rytm muzyki (guziki rozpinają się wręcz w jej takt), światło pada tylko na niego.
Takich dopracowanych szczegółów jest dużo więcej. Cały spektakl to gra światłem i muzyką, które wzbogacają występ aktorów. W momencie mordu przezroczyste firanki zostają pokryte różowo-czerwonym światłem. Wtedy, gdy krew nie chce się zmyć z rąk popadającej w obłęd Lady Makbet bądź gdy zaczynają prześladować ją lub Makbeta duchy zamordowanych zapala się ta sama poświata. Jednak światło i dźwięk to nie wszystko. "Makbet" w reżyserii Szymczak to także liczne symboliczne gesty, które powinien zaobserwować uważny widz: krew na rękach wiedźmy (w tej roli Magdalena Zamelska i Maria-Magdalena Magiera, bardzo "straszne" i bardzo dobrze oddające klimat panoszącego się zła) - wiele symboli pojawia się na scenie właśnie za ich sprawą; dwie połówki masek, rozwijająca się nić, która może być nicią życia, karty losu, dominujący kolor czarny i fioletowy oraz przeciwstawna biel (symbol dobra i zła, koszula Makbeta w pierwszych scenach jest biała, po zbrodni zaś czarna). Wszystko te drobne szczegóły coś oznaczają, pojawiają się w ściśle określonych miejscach i czasie, nie bez przyczyny.
Warto zwrócić uwagę na samą grę aktorską. Nie jest łatwo wystawiać dramat tak trudny i obciążający psychikę. Szekspir postawił przed młodymi aktorami trudne wyzwanie, któremu niełatwo podołać, jednak im się udało. Makbet w wykonaniu Mateusza Mosiewicza jest targanym wątpliwościami, niepewnym, nie wierzącym w przepowiedzianą przyszłość poddanym króla. On - wierny sługa - nie mogłoby podnieść ręki na swojego władcę, a co dopiero go zabić. Boi się tego, co usłyszał od widź, ale jednocześnie perspektywa zdobycia władzy jest na tyle kusząca, że nie potrafi przestać o tym myśleć. W końcu budzi się w nim pragnienie, a wizja zostania królem Szkocji jest nader kusząca. W ostatecznym momencie waha się, możliwe, że zrezygnowałby ze swojego zamiaru, jednak Lady Makbet czuwa, już nie pozwoli mu się wycofać.
W tej roli Katarzyna Wojtaszak, która odsłania przed widzem kolejną swoją twarz. Lady Makbet wie czego pragnie i czego chce, nie cofnie się przed niczym, a już tym bardziej przed byciem żoną monarchy. Popycha męża do zbrodni, nakłania, manipuluje i tłumaczy, co jest dla niego dobre, bo ona wie lepiej. A może po prostu chce mu pomóc w osiągnięciu celu, nie chce, żeby zrobił się siebie tchórza? Może tak naprawdę to małżonek omotał ją perspektywą dostatniego życia na dworze królewskim?
Tego typu pytań w "Makbecie" jest dużo więcej, nic nie jest jednoznaczne, wszystko można interpretować z różnej perspektywy i na własny sposób. Jednocześnie ciągle budzą się nowe wątpliwości, które targają także współczesnym człowiekiem. Chęć zdobycia władzy i pieniędzy kusiła i będzie kusić, nie jeden zrobi dla nich wszystko, bez względu na honor czy moralność. Trudno jest też oceniać bohaterów. Lady Makbet w wykonaniu Wojtaszak to okrutna manipulantka lub po prostu kobieta z ambicjami, która wie czego pragnie dla siebie i męża, jednocześnie nie chcąc, by w ostatecznym rozrachunku okazał się bojaźliwy i mało „męski”? Te uniwersalne uczucia, wątpliwości i żądzę dają się odnieść do współczesnych czasów i każdego człowieka. Widz, siedząc w teatrze, może sam zastanowić się nad tym, czy jego los jest z góry przesądzony, czy może mam na niego jakiś wpływ? I w końcu - ile jest warte ludzkie życie?
Makbet to sztuka trudna, pomimo że jedna z najkrótszych ze wszystkich dzieł Szekspira. Pełno w nie pytań, symboli i braku jednoznacznych odpowiedzi. Porusza wiele kwesti dotyczących moralności każdego człowieka. Annie Szymczak udało się pokazać te wszystkie uczucia na scenie. Przeniosła czasy elżbietańskiej Anglii w realia współczesność i nagle okazało się, że pewne prawdy o człowieku są ponadczasowe, nieważna jest epoka i czas, w którym się rozgrywają. Człowiek to jednostka, która narażona jest na liczne pokusy i łatwo im ulega. Konsekwencją mogą być wyrzuty sumienia, a nawet obłęd. Teatr MplusM po raz kolejny stawił czoła wyzwaniu, reżyserce udało się w oryginalny i symboliczny sposób pokazać uniwersalne prawdy o człowieku, które dają do myślenia na długo jeszcze po wyjściu z teatru.