Ile to się aktor musi nawydurniać

32. Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora

Czy podążając za sugestią Jana Peszka powinniśmy przyjąć dzisiejszy wieczór za wyobrażenie?

Podwójne solo to aktorski fenomen. Jan Peszek niewątpliwie mógłby pretendować do tytułu króla monodramu. Praca, jaką wykonał przy reżyserii i realizacji Scenariusza dla nieistniejącego, możliwego aktora instrumentalnego w żadnym aspekcie nie nasuwa skojarzeń jakoby mogła być poczyniona przez zaledwie jedną osobę. Oglądając, a bardziej uczestnicząc w spektaklu monodramatycznym, mamy zazwyczaj do czynienia z niesamowitą intymnością, która w głównej mierze skupia się na otoczeniu widza wewnętrzną atmosferą aktora. Wystawiany od 31 lat Scenariusz dla nieistniejącego, możliwego aktora instrumentalnego maksymalnie koncentruje jednak uwagę na sytuacji scenicznej, która nie tyle stanowi wyraz przeżyć wewnętrznych, ile komentarz czy unaocznianie poglądów głoszonych przez bohatera-aktora. Tak naprawdę, jednoznaczne określenie nadawcy komunikatu scenicznego nie należy do najłatwiejszych zadań. Aktor jest tak naturalny i autentyczny w swoim przekazie, iż można odczuć wrażenie uczestniczenia w jednym z wykładów profesora Peszka.

Proste i oryginalne rozwiązania, za każdym razem trafiają w punkt, wywołują takie emocje, jakie aktor chce uzyskać. Prowokują intelektualną grę między aktorem i publicznością, ilustrują swego rodzaju manifest dotyczący sztuki współczesnej, który bez wątpienia znajdujemy w tekście Bogusława Schaeffera. Wystarczy chociażby wspomnieć o wiadrze-kadzidle, które ironicznie uświęcało samo siebie, jako akt artystyczny.

Każde działanie aktora było jednocześnie komentarzem dotyczącym sztuki współczesnej, zwykłą czynnością mogącą mieć znamiona performansu, a także, co paradoksalnie najbardziej przykuło naszą uwagę, było dźwiękiem, muzyką. Słyszeliśmy cieknącą z puszki (tudzież z Karola) wodę, uderzanie mokrą szmatą o deski podłogi czy uwikłanie w trudną sytuację ze strunami przymocowanymi do wiolonczeli. Zręczność z jaką aktor łączył ruch i muzykę mogłaby z powodzeniem zostać wykorzystana w muzycznej awangardzie.

Jan Peszek istniejąc od wielu lat na scenie, perfekcyjnie opanował sztukę teatralną, ale też zawodowo posługuje się językiem performansu. Zaangażowanie publiczności w spektakl – cięcie drewnianej listewki czy wciskanie guzika "start", aby uruchomić kolejną wariację (w części Dośpiewanie. Autobiografia) było jednym wielkim działaniem performatywnym.

Trzeba jednak pamiętać o rozdzieleniu spektaklu na dwie części. Pierwszą jest wspomniany manifest. Tu Jan Peszek posługuje się językiem naukowym, nadając wszystkiemu groteskowego wymiaru, gdy zestawić go z ekwilibrystyką na drabinie czy szukaniem głębi w zagniataniu ciasta. Wszystko, co rozgrywa się na scenie staje się abstrakcyjne i trudne do zinterpretowania. Forma spektaklu i jego poszczególnych elementów ma być dosłowną realizacją treści, co jest szalenie frapującym zabiegiem. Peszek wykręca się, robi karykaturalne miny, biega, skacze, słowem czyni wszystko by wypowiadany ów manifest zyskał łatki takie, jakie posiada sztuka współczesna.
Z drugiej, strony mieliśmy do czynienia z ciągnącymi się wariacjami pt.: Dośpiewanie. Autobiografia. Ich kolejnoś

nie była najważniejsza, samo wymienianie następujących po sobie numerów nie miało związku z jakąkolwiek chronologią. Wiemy jedno, było ich 30. Wiele z nich wywoływało gromkie brawa, niekontrolowane wybuchy śmiechu – czy to „całowanie pod Głogiem" czy pierwsze zetknięcie aktora z nagością w teatrze. Pojawiły się także chwile wzruszeń, chociażby przy deklamowaniu Spotkania z matką Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. W naszym odczuciu pierwiastki komiczne i dramatyczne zostały podane w idealnych proporcjach.

Jednak... Czy Peszka nie poniosło? Choć cały spektakl był czystym delektowaniem się nadnaturalną swobodą, gibkością i płynnością łączenia ze sobą kolejnych tematów, to jednak 30 wariacji może wprowadzić widza w stan znużenia czy, delikatnie ujmując, zmęczenia. Bo nawet te najlepsze formy są w stanie wycisnąć do końca pokłady energii wśród widowni. Biografia Peszka okazała się jednakże tak bogata i kolorowa, że po zejściu ze sceny jeszcze długo w sali rozbrzmiewały brawa. Pastisz, improwizacja, lekkość, performans, festiwal... to tylko wybrane z haseł, które rozbrzmiewały w naszych głowach po wyjściu z sali teatralnej.

Jest to jedna z form, które sprawiają dużo trudności podczas pisania o nich, mimo wrażenia sztuki lekkiej, zabawnej. Taki rodzaj sztuki zostaje w pamięci na długie lata. Na pewno zapisze się na stałe nie tylko w naszej, ale też większości audytorium, które zgromadziło się, w Baju Pomorskim by podziwiać na deskach wielkiego Jana Peszka.

Pokazem mistrzowskim Jana Peszka, 32. Toruńskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora zostały otwarte. Trzymamy kciuki za wszystkie przedstawienia oraz życzymy państwu pasjonujących, niezapomnianych, teatralnych chwil, spędzonych w objęciach Baja Pomorskiego.

Grzegorz Kaźmierski , Monika Sieklucka
Forum Młodych Krytyków DT
25 listopada 2017
Portrety
Jan Peszek

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia