Jak rodzi się bunt
"Lot nad kukułczym gniazdem" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr Miejski w GdyniTeatralna wersja "Lotu nad kukułczym gniazdem" skazana jest na porównania z doskonałym filmem Miloša Formana, co bardzo wysoko podnosi poprzeczkę twórcom i realizatorom i stawia ich w niewdzięcznej roli, by sprostać zbudowanym przez film oczekiwaniom widzów. Spektakl Teatru Miejskiego nie rozczarowuje głównie dzięki kreacjom McMurphy'ego, Wodza Bromdena i Billy'ego, choć szansa, by wielowymiarowo zmierzyć się z kwestią wolności i zniewolenia, tak dobitnie ukazaną w filmie, została niewykorzystana.
Już we foyer Teatru Miejskiego, zanim jeszcze zacznie się spektakl, widzowie dostają czytelny sygnał od scenografów spektaklu (jest to duet Marek Braun - Magdalena Gajewska) - wszystkie osoby z biura obsługi widowni noszą czepki pielęgniarskie. Po wejściu na widownię okazuje się, że część foteli (zazwyczaj przeznaczonych dla publiczności) zajmuje wielki podest, po którym, obok widzów, poruszają się aktorzy. Przekaz jest jasny: wszyscy jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym razem z McMurphym i jego towarzyszami.
Trzeba przy tym pamiętać, że spektakl nie jest bezpośrednią adaptacją książki Kena Keseya i powstał na podstawie sztuki Dale'a Wassermana, a ta od scenariusza filmu Formana nieznacznie, ale zauważalnie, się różni (m.in. inaczej prowadzony jest wątek Wodza Bromdena, nie ma też obecnej w filmie ucieczki pacjentów ze szpitala i rejsu połączonego z wędkowaniem). Reżyser Krzysztof Babicki szukał ekwiwalentu dla charakterów niektórych bohaterów, którzy, jak Cheswick czy Scanlon, mają inne zaburzenia lub cierpią na innego rodzaju natręctwa niż bohaterowie znani z filmu.
Każdy z pacjentów został nacechowany wyraźnie zauważalnym zaburzeniem lub niedołęstwem. Cheswick stale ćwiczy, Scanlon ma tiki nerwowe, Martini cierpi na urojenia i często rozmawia z nieistniejącymi osobami, Billy się jąka, jest chorobliwie zakompleksiony, pułkownik Matterson jeździ na wózku inwalidzkim, a Ruckly obecny jest raczej ciałem niż duchem. Na tle pozostałych wyróżnia się uznawany za głuchoniemego Wódz Bromden oraz dwójka "normalnych" wariatów - Dale Harding i Randle Patrick McMurphy, którego pojawienie się w niewielkiej społeczności szpitala wywołuje prawdziwą lawinę zdarzeń. Obraz szpitala dopełniają zimna, bezwzględna siostra Ratched, zdominowany przez nią doktor Spivey, sadystyczny pielęgniarz Warren, służbistka, siostra Flinn oraz dwaj salowi.
Jednak to, co zachwyca w filmie Formana, budzi największy niedosyt w przedstawieniu Babickiego. Pytania o granice człowieczeństwa, wolności i zniewolenia jednostki nie pozostają wprawdzie bez odpowiedzi, ale wybrzmiewają zdecydowanie słabiej niż w obrazie filmowym. Kluczowy dla losów bohaterów "Lotu nad kukułczym gniazdem" jest przecież fakt, że większość pacjentów szpitala psychiatrycznego przebywa w nim na własne życzenie, znajdując tu bezpieczny azyl wobec przerastającej ich rzeczywistości. W filmie są to raczej pensjonariusze niż więźniowie, którzy pobyt w szpitalu traktują jak dom opieki społecznej ze zwiększonym rygorem.
W spektaklu Teatru Miejskiego tyrania sadystycznego, brutalnego personelu sugeruje, że bardziej od wolności, której dobrowolnie zrzekają się pacjenci szpitala, interesuje reżysera ich fizyczne i psychiczne zniewolenie i pokazanie procesu dojrzewania do buntu, w sytuacji, gdy znajdzie się lider skłonny uzmysłowić ofiarom przemocy ich położenie i przekonać je do działania. Kwestia ludzkiej wolności ukazana zostaje tu w sposób bardzo spłaszczony względem powieści i filmu, choć wiwisekcja buntu wobec zastanych reguł i psychologia postaci przeprowadzone zostają bardzo konsekwentnie.
Główną osią dramaturgii jest konfrontacja McMurhpy'ego i siostry Ratched. Grający charyzmatycznego McMurphy'ego Piotr Michalski daje swojemu bohaterowi niemal chłopięcą ciekawość świata i dużą wrażliwość wobec losów i położenia ludzi, których spotyka w szpitalu. Skryty często za założonym na głowę kapturem, jest typem pogodnego autsajdera i urodzonego lidera, budzącego sympatię od początku do końca. Niestety, kreacja siostry Ratched w wykonaniu Doroty Lulki rozczarowuje. Zimna i bezwzględna pielęgniarka, manipulująca pacjentami i lekarzem, któremu powinna podlegać, zagrana jest przez Lulkę w sposób zaskakująco powierzchowny. Jej postać jest stale nieobecna, jakby autystyczna, niemal papierowa. W tej sytuacji starcie tych bohaterów ma, niestety, niekwestionowanego zwycięzcę właściwie od pierwszej sceny.
W większości udane są role charakterystyczne pacjentów szpitala. Najlepiej obok McMurphy'ego wypada Wódz Bromden Grzegorza Wolfa, zbudowany przez aktora w najdrobniejszych detalach - powłóczy nogami, patrzy nieobecnym wzrokiem, umiejętnie gra zamkniętego we własnym świecie głuchoniemego. Bardzo dobrze w roli Billy'ego wypada też Szymon Sędrowski, którego bohater znacznie wykracza poza narzuconą z góry formę jąkały i świetnie oddaje emocje targające swoim bohaterem, przez co dramat Billy'ego ma dużą siłę rażenia.
Sympatię budzi Martini grany przez Macieja Wiznera, a współczucie konsekwentnie "nieobecny" Ruckly w wykonaniu Rafała Kowala. Ożywienie na scenie wprowadza Monika Babicka przekonująca jako "frywolna" Candy. Zaskakująco bezbarwną postać Dale'a Hardinga, który bez walki i jakiejkolwiek żyłki współzawodnictwa oddaje panowanie w szpitalu McMurphy'emu, gra bez przekonania Dariusz Szymaniak.
Losy bohaterów opowiedziane w "Locie nad kukułczym gniazdem" nie pozostawiają widzów obojętnymi. Powieść Keseya to charakterologiczny majstersztyk, co musiało znaleźć odbicie również w spektaklu. Najnowsza produkcja Teatru Miejskiego jest przy tym zgrabnie i konsekwentnie wyreżyserowana (choć momentami, jak w przypadku bójki z udziałem McMurphy'ego, Wodza Bromdena i pielęgniarza Warrena, wyraźnie brakuje reżyserowi pomysłów). Uznanie budzą ciekawe kostiumy bohaterów (autorstwa Hanny Szymczak) i nienachalna, dobrze uzupełniająca wydarzenia sceniczne muzyka Marka Kuczyńskiego. Dlatego "Lot nad kukułczym gniazdem" trafi w gusta widzów ceniących rzetelny, psychologiczny teatr z ważnym przesłaniem.