Jaki świat stworzyliśmy? Taki, w którym Costello nie chce żyć

"Elizabeth Costello" - aut. J.M. Coetzee - reż. Krzysztof Warlikowski - Nowy Teatr w Warszawie

Elizabeth Costello, alter ego J.M. Coetzeego, to bohaterka najnowszej i już głośnej oraz uznanej produkcji Nowego Teatru w Warszawie. Reżyser Krzysztof Warlikowski nadaje jej kilka różnych twarzy, stawia w różnych sytuacjach i wśród ludzi o często odmiennych poglądach. Z tej mozaiki zdarzeń wyłania osoba nietuzinkowa - intelektualistka, pisarka, matka, babcia, filozofka, obrończyni życia zwierząt.

Spektakl był trzykrotnie pokazywany na niedawno zakończonym w miniony weekend festiwalu teatralnym 17. Boska Komedia w Warszawie, gdzie zdobył dwie nagrody - za scenografię dla Małgorzaty Szcześniak oraz za rolę aktorską dla Mai Komorowskiej. Scenografia jest, można powiedzieć charakterystyczna dla dużych przestrzeni kreowanych przez tę scenografkę na potrzeby spektakli Warlikowskiego. Mobilna, mogąca kreować różne miejsca, symboliczna, ale z elementami realistycznymi, także z projekcjami min. majestatycznych lodowców i takimi rekwizytami jak wypchane albatrosy (oczywiście sztuczne). Z rzędem krzeseł, na których można usiąść jakby na coś czekając, zawieszając się na chwilę w swoim życiu, z mównicą tutaj tak tożsamą z działalnością Costello i z przeszkloną gablotą, w której jest miejsce zarówno na eksponat, jak i na portret współczesnej rodziny.

Na podziwianie uhonorowanej nagrodą kreacji Mai Komorowskiej przyszło nam trochę poczekać, bo aktorka jako ostatnia wcieliła się w Costello. W jej wykonaniu Elizabeth to rozedrgana, rozemocjonowana starsza pani, która swoim śmiałym pomysłem wybudza śpiącego na drugim końcu świata syna chcąc zadać mu przez skype'a pytanie o to, ile może kosztować wybudowanie pokazowej ubojni całej ze szkła - żeby ludzie mogli oglądać cierpienie zwierząt na własne oczy. Wspomina też mu o przerażającym filmie, na którym właśnie co wykluty kurczak idzie na przemiał, bo nie ma odpowiedniej płci. Też kiedyś natknęłam się na taki film i też mnie ta praktyka przeraziła, ale co zrobiłam z tą wiedzą? Nic.

Motyw ów - holokaustu zwierząt dokonywanego na potrzeby człowieka - jest rzeczywiście najmocniejszym akcentem scenariusza tego spektaklu. Przewija się kilkakrotnie przez niespiesznie skonstruowane sceny, najmocniej wybrzmiewa właśnie na końcu oraz w pierwszej części spektaklu, kiedy to Costello (tutaj w kreacji Ewy Dałkowskiej) toczy rozmowę o niejedzeniu zwierząt. Toczy się ona oczywiście w trakcie uroczystej kolacji, a na talerzach gości zapewne leżą smacznie przyrządzone ciała zwierząt. No bo na dobrą sprawę czyż nie zajadamy każdego dnia innych ciał? Czyż każdego dnia nie towarzyszy nam oglądanie śmierci? Ofiary? Przelewania krwi? W imię czego? Z drugiej strony pisarka z rozbrajającą szczerością przyznaje, że ma na sobie elementy galanterii skórzanej.

Drugą dla mnie najmocniejszą sceną jest ta, kiedy Costello wygłasza przemówienie o śmierci i jej intymności. O tym, że nikt nie ma prawa opisywać ostatnich sekund umierania człowieka. Odnosi się tutaj do książki innego pisarza, który w swoim dziele zawarł opisy umierania ludzi spiskujących przeciwko Hitlerowi. I na podstawie faktów, i wyobrażeń. Poza tym - takie pisanie przyczynia się do propagowania zachowań niegodnych naśladowania. Niemniej jednak, sama Costello przyznaje, że literatura jest po to, by kreować, tworzyć na bazie i życia, i wyobraźni. Świetnie wypadła w tej roli Maja Ostaszewska.

Jest więc w Costello jakaś dwoistość, chwiejność i niepewność. Takie jej przedstawienie świadczy o tym, że bohaterka po prostu bardzo często uruchamia swój aparat krytyczny wobec świata i samej siebie, kwestionuje swoje tezy, ponownie poddaje je uwadze, a nie że jest sprzeczna czy chaotyczna. Jej orężem jest myślenie, zastanawianie się, konstruowanie tez, ich udowadnianie i obalanie.

Podobała mi się także scena na wycieczkowym statku, podczas której z Costello rozmawia pewien naukowiec. W nią wciela się znakomicie Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, w niego - charakterny i ze swadą Jacek Poniedziałek. Z rozmowy, której tematem przewodnim jest miłość bogów do ludzi i odwrotnie wynika m.in. że życie nasze jest bardzo bolesne, wydane na pastwę losu. Że albo jesteśmy zabawką w rękach bogów albo ich kompletnie nie interesujemy. Obydwie perspektywy właściwie nam uwłaczają.

Pisarka w spektaklu w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego ma jeszcze dwie twarze: Jadwigi Jankowskiej-Cieślak i Andrzeja Chyry. O ile sceny z aktorką przypadły mi do gustu ze względu na wyjątkowy nastrój, jaki udało się jej wytworzyć w tak różnych przestrzeniach i sytuacjach, o tyle scena z Chyrą w roli Costello była dla mnie mało interesująca, choć ciekawy był zabieg wtargnięcia autorki w życie wykreowanego przez siebie bohater. Nie poczułam też koszmarkowatego klimatu, jaki wprowadzały tu wnuczęta pisarki schowane za maskami i wypowiadające raz po raz mało ciekawe uwagi.

Elizabeth Costello jest postacią, którą powołał do literackiego (i jak widać teatralnego) życia John Maxwell Coetzee, noblista i laureat Nagrody Bookera (dwa razy). Urodził się w Kapsztadzie, mieszkał w Australii. Elizabeth pojawia się w jego opowiadaniach i książkach, można powiedzieć, że jest głosem autora. Pojawiała się w przedstawieniach Warlikowskiego wcześniej, teraz uczynił ją pierwszoplanową bohaterką.

Nie powiem, żeby mnie ten spektakl szczególnie urzekł. Przede wszystkim jest w nim wiele dłużyzn, które niepotrzebnie czynią go rozwlekłym, a dziś przecież czas i uwaga to tak cenna waluta. Czy jesteśmy w stanie przez prawie cztery godziny równie intensywnie przeżywać jakieś dzieło? Sądzę, że nie.

Wspaniale za to oglądało się role kolejnych aktorek i aktorów, których znamy z dużego i małego ekranu, ale którzy przede wszystkim grają w teatrze i widać, że napełnia ich to szczęściem, daje spełnienie oraz poczucie, że robią coś ważnego. To, prócz artystów już wymienionych, także m.in. Magdalena Cielecka, Mariusz Bonaszewski, Bartosz Gelner, Magdalena Popławska.

"Elizabeth Costello" to erudycyjne przedstawienie, pełne mądrych spostrzeżeń o naturze świata i ludzi, intelektualna wyprawa do dzieł J.M.Coetzeego i w teatr Krzysztofa Warlikowskiego. Wypełniona przemyślanymi obrazami, konfiguracjami ciał. Powolnie zmierzająca do oczywistego - choć być może niekoniecznie - finału. Z silną, myślącą, charakterystyczną bohaterką naszych czasów, od której zapewne możemy się czegoś nauczyć.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Górny Śląsk
21 grudnia 2024

Książka tygodnia

Kurewny
Wydawnictwo: Filtry
Camila Sosa Villada

Trailer tygodnia