Jakie czasy, tacy ludzie

"Tango Łódź" - reż. Adam Orzechowski - Teatr Powszechny w Łodzi

Zacznę od końca, czyli od owacji na stojąco, która nastąpiła zaraz po spektaklu. Głośne klaskanie szybko wyprowadziło mnie z teatralnego sacrum prosto do profanum. Historia złączyła się z teraźniejszością. Patrzyłam na ludzi obok mnie i widziałam uśmiechnięte i wdzięczne twarze. Wdzięczne za pamięć o wydarzeniach, które zmieniły losy jednego z polskich miast, i które ukształtowały ją taką, jaka dziś jest. Nawet jeśli nie było kolorowo.

Czy „Tango Łódź" jest tylko o Łodzi? Tylko o Polsce? Czy można nazwać go uniwersalnym? Spektakl opowiada o rządzy i sile pieniądza, rysuje portret psychologiczny mas oraz obraz przemian ustrojowych – od socjalizmu po kapitalizm.

Dramat powstał we współpracy Radosława Paczochy- - twórcy scenariusza i reżysera Adama Orzechowskiego. Radosław Paczocha jest absolwentem Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego i Akademii Teatralnej, krytykiem teatralnym i publicystą w „Teatrze", „Dialogu", „Scenie", czy „Pamiętniku Teatralnym". Do 2010 roku był sekretarzem literackim w warszawskim Teatrze Powszechnym. Pracuje stale w gdańskim teatrze jako dramaturg. Adam Orzechowski skończył Akademię Teatralną w Krakowie, jest dyrektorem teatru w Gdańsku. Łączy ich zatem Teatr Wybrzeże. Do dramatu wykorzystali teksty Juliana Tuwima, Witolda Wandurskiego, Andrzeja Struga, Jehoszuy Singera, czy biografię Wandy Gościmskiej.

Scenografię i kostiumy opracowała Magdalena Gajewska. Przestrzeń sceniczna wypełniona została przez nią starymi szafkami fabrycznymi, luźno zwisającymi z góry. Zakupione zostały z łódzkich zakładów pracy i w ten sposób łączą teatralną sztuczność z żywą historią. Kiedy z hukiem spadały na ziemię – zwiastowały śmierć robotników, innym razem inicjowały trumnę, innym jeszcze razem mównicę, a jeszcze innym – urnę wyborczą. Użyteczność, wielofunkcyjność i minimalizm. Premierowy spektakl z 2016r. wystawiany był w Hali Maszyn, zabytkowej elektrociepłowni, co musiało czynić sztukę bardziej realistyczną. Dopiero ostatnio, ku rozczarowaniu wielu, przeniesiono ją do Teatru Powszechnego w Łodzi.

Zanim jeszcze zabrzmiał ostatni dzwonek – trzy postaci siedziały już tak, jakby spektakl dawno się zaczął. W prowokujących pozach, znudzone i zerkające co jakiś czas wyzywająco na widzów, gotowe by rozpocząć taneczną grę z historią. Fenomenalna Zuzanna Zielińska, której gra genialna aktorska wyróżniała się spośród reszty - w roli Śmierci – Panny Kryzys, Filip Jacak jako Diabeł i Arkadiusz Wójcik grający Heroda, o przydomku Kapitał. Myślę, że sztukę Paczochy można nazwać do pewnego stopnia dramatem realistycznym, mimo że wymienieni wyżej bohaterowie „Herod" (przedstawienia nawiązującego do tradycji kolędniczej) – bez wątpienia stanowią element metafizyczny. Ubrani są w wyzywające stroje, trochę jakby wyszli z domu publicznego. W ich ruchach pełno jest erotyzmu. Wydaje się, że panują nad czasem, flirtują z historią i z pozostałymi bohaterami. Nadają rytm łódzkiemu tangu, tytułowemu tańcu, niewątpliwie nawiązującemu do Mrożkowego „Tanga", jako symbolu triumfu kultury masowej, zwycięstwa „chamstwa" nad intelektem, a także zwiastuna nowego porządku poprzedzonego rewolucją. Bo na „Tango Łódź" można patrzeć przecież jako na studium rewolucji. Nie tylko bolszewickiej.

Bywa nie raz tak, że ci sami bohaterowie odgrywają różne role, jednak wszystkie one należą do jednego świata – to jest świata fabryki, pracy i cyklicznych zrywów rewolucyjnych. Oprócz Heroda, Śmierci i Diabła nikt właściwie nie ma jednego imienia. Mamy do czynienia z dwoma bohaterami zbiorowymi – ludem pracującym, siłą napędzającą gospodarkę w ówczesnej rzeczywistości, oraz garstką mężczyzn sterujących tą machiną, zapatrzonych w zysk. Raz są to socjaliści, raz kapitaliści. A idea? Nie gra roli. Ci na samej górze w końcu zawsze chcą tego samego, prawda? Na scenie pojawiają się jednak znane postaci historyczne, w tym na przykład Edward Gierek i słynne „pomożecie?", które uzupełniają historyczny obraz Polski.

Osobą wyróżniającą się z tłumu robotnic jest Wanda Gościmska, przodowniczka pracy, włókniarka w Zakładach Przemysłu Bawełnianego pod Łodzią, później dyrektor Zakładów Tekstylnych i pierwsza kobieta oznaczona Orderem Budowniczych Polski Ludowej, poseł na Sejm PRL. Marta Jarczewska, która grała jej rolę – rewelacyjnie oddała ideał ówczesnej kobiety, zaangażowanej, bezrefleksyjnie skupionej na jednym celu – pracy. Bohaterka pnie się po szczeblach kariery z niezawrotną prędkością, nie zważając na to, że tak naprawdę niewiele z tego ma. Przypomina trybik w wielkiej maszynie sterowanej przez... o ironio, Kapitał! Robotnicy (albo Chór Fabrykantów) tańczą chocholi taniec razem z nią, powtarzając nerwowo kilka wyrazów, i napędzając wielką czerwoną przędzę.

Są też buntownicy! Od Andrzeja Struga Paczocha zabrał pocisk („Historia jednego pocisku"), który w pewnym momencie zaczyna przeskakiwać z rąk do rąk fabrykantów, zaraz po nieudanym zamachu na władzę, dokonanym przez jednego z pracowników (Jarosław Dziedzic). A propos intertekstualnych nawiązań: warto wspomnieć również o powieści Jehoszuy Singera „Bracia Aszkenazy" (1936), która w sposób realistyczny opisuje upadek miasta przemysłowego – Łodzi, a z której Paczocha mógł zabrać kilka motywów. Ukazuje czarne strony zarówno upadającego wówczas kapitalizmu, jak i budzącego się do życia komunizmu. Dokonuje próby obiektywnej oceny rzeczywistości. Czy Paczocha i Orzechowski również próbowali dokonać takiej oceny? Czy im się udało?

Kolejną próbą nawiązania dialogu z innymi tekstami jest z pewnością dramat Witolda Wandurskiego, twórcy przedwojennego Teatru Robotniczego w Łodzi – „mięsopustu proletariackiego" - „Gry o Herodze" (prapremiera: 16 lutego 1926), nawiązuje do ludowej tradycji jasełkowej.

Reżyser „Tanga Łódź" dosyć przewrotnie potraktował zakończenie dramatu z 1926 roku. U Wandurskiego sztuka kończy się rewolucją i zabawą robotników na stypie Heroda (Herod jako symbol kapitału), u Paczochy – w zakończeniu następuje otwarcie Centrum Handlowego w Łódzkiej Manufakturze... Bo przecież w rzeczywistości Kapitał i konsumpcja w końcu wygrały tę walkę. Diabeł, Herod i Śmierć zacierają ręce i rozpoczynają kolejny taniec. Nikt nie wie jeszcze jak będzie wyglądał i jak się zakończy.

W końcu... „jakie czasy, tacy ludzie".

Anna Banasiak
Dziennik Teatralny Łódź
12 października 2019
Portrety
Adam Orzechowski

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia