Jestem tym, kim jestem i jest mi z tym dobrze

Rozmowa z Janem Jelińskim

W naszym spektaklu zależy nam żeby nie pokazać Stelli jako ofiary. Zdajemy sobie sprawę, że jej życie nie należało do najłatwiejszych, zależy nam jednak żeby ukazać ją jako osobę, która miała w sobie dużo siły, niezależności i piękna. Nasza Stella będzie miała odwagę powiedzieć: jestem tym, kim jestem i jest mi z tym dobrze.

Z Janem Jelińskim - reżyserem spektaklu „Stella Walsh. Najszybsza osoba świata", którego premiera odbędzie się w marcu tego roku w Teatrze Polskim w Bydgoszczy – rozmawia Ilona Słojewska z Dziennika Teatralnego.

Ilona Słojewska: Co było impulsem do zrealizowania spektaklu o Stanisławie Walasiewicz?

Jan Jeliński - Kilka miesięcy temu przypadkiem natknąłem się na artykuł o tej biegaczce. Byłem zaskoczony, że nie słyszałem o niej wcześniej. Walasiewicz zdobyła złoty medal w biegu na sto metrów w Igrzyskach Olimpijskich w 1932 roku w Los Angeles i srebrny medal w 1936 w Berlinie. W Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkała przez większość życia znana była jako Stella Walsh. W czasach, w których zdobywała medale olimpijskie była trochę taką Justyną Kowalczyk czy Robertem Lewandowskim skoro kilkukrotnie wygrała plebiscyt na najlepszego sportowca Przeglądu Sportowego. To co jednak najbardziej mnie zainteresowało w jej życiorysie to to, że była osobą interpłciową. Walsh posiadała cechy płciowe zarówno męskie jak i żeńskie.

- Co jeszcze było dla Pana ważne w jej historii?

- Ważne jest dla mnie zbadanie specyficznego napięcia, które wynika z funkcjonowania osoby o różnorodnych cechach płciowych w bezwzględnym świecie sportu. Z jednej strony sport dawał naszej bohaterce poczucie stabilizacji, bo jak sama mówiła „pomiary są dokładne, a tory proste", z drugiej strony musiała zapewne odczuwać pewien rodzaj strachu przed odkryciem jej cech płciowych, co mogłoby spowodować utratę rekordów i medali. Staramy się razem z zespołem aktorskim i realizatorskim przerzucić pomost między czasami życia Stelli, a współczesnością i przyjrzeć się jak współcześnie sport traktuje osoby, których organizmy są bardziej różnorodne.

- Jak Stanisława Walasiewicz odnajdywała się w sporcie?

- Studiując biografię Stelli widać wyraźnie, że sport był dla niej bardzo ważnym aspektem
życiowym. Jej kariera była bardzo długa. Zdobyła setki medali i rekordów. Później zajęła się trenowaniem młodzieży. Za jej kariery pojawiały się głosy, że wygląda zbyt „męsko", że jej ciało jest zbyt atletyczne jak na kobietę. W tamtych czasach badania płci były wyjątkowo upokarzające. Polegały głównie na rozebraniu się przed komisją lekarską. Nasza bohaterka uniknęła jednak takiego badania. Prawda o jej zróżnicowanej płciowości wyszła na jaw dopiero po tym jak została zamordowana. Po przeprowadzeniu sekcji zwłok rozpętało się transfobiczne piekło.

- A inne wątki?

- Opowiemy między innymi o udziale Walsh w nazistowskiej Olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku, gdzie zdobyła srebrny medal. Na scenie zobaczymy m. in. postać Pierra de Coubertina, który maczał palce w przyznaniu Hitlerowi Igrzysk. Coubertin długo sprzeciwiał się również udziałowi kobiet w wielu konkurencjach twierdząc, że „nie przepada za widokiem spoconej kobiety".

- Niemal na wszystkich fotografiach, dostępnych w książkach, albumach jej twarz wyraża zamyślenie, powagę... Jaka będzie w Pana spektaklu?

- To bardzo ciekawa obserwacja. W naszym spektaklu zależy nam żeby nie pokazać Stelli jako ofiary. Zdajemy sobie sprawę, że jej życie nie należało do najłatwiejszych, zależy nam jednak żeby ukazać ją jako osobę, która miała w sobie dużo siły, niezależności i piękna. Nasza Stella będzie miała odwagę powiedzieć: jestem tym, kim jestem i jest mi z tym dobrze.

- Czy wiemy jakie były jej relacje z matką?

- Pewnych rzeczy możemy się jedynie domyślać. Łapiemy się okruchów informacji, dyskutujemy, czasami wprowadzamy pewien rodzaj wariacji, prowadzę improwizacje aktorskie. Nie do końca interesuje mnie reżyserowanie spektaklu zatrzymującego się jedynie na poziomie biografizmu. Wiemy, że jej matka mieszkała w Cleveland, była silnie związana z kościołem katolickim w Polonii w Cleveland. Stella uczęszczała do klubu sportowego „Sokół" promującego „muskularne chrześcijaństwo". Zakładamy, że matka musiała wiedzieć o różnorodności Stelli. Jakie stanowisko mogła zająć? Czy była kimś, kto starał się ukrywać prawdę? Czy mogła być wsparciem dla Stelli? Jak w tym wszystkim odnajdywała się jej młodsza siostra?

- A jej małżeństwo?

- O Harrym Olsonie wiemy bardzo niewiele. Biografowie twierdzą, że było to małżeństwo, które miało na celu nadanie Stelli obywatelstwa amerykańskiego. Nasze myślenie o Harrym idzie jednak dalej. Przyjęcie, że było to jedynie papierowe małżeństwo nie jest zbytnio uruchamiające. Zastanawiamy się więc nad ich motywacją oraz nad tym, na jakich zasadach mógł funkcjonować ten związek również w kontekście seksualnym.

- Czy widz zobaczy Stellę Walsh również w relacjach ze środowiskiem sportowym, z jej najbliższym otoczeniem w USA i w Polsce?

- Oczywiście wiemy, że Stella często przyjeżdżała do Polski. Startowała w zawodach lekkoatletycznych, studiowała na warszawskim AWF-ie. Zachowała się wypowiedź jednego z jej znajomych, który twierdził, że Polska wydawała się jej szara i nieciekawa. Ponoć brakowało jej tostów i soku pomarańczowego (śmiech). Musieliśmy jednak skupić się na wybranych wątkach więc jej pobyt w Polsce akurat pomijamy.

- Wróćmy jeszcze na chwilę do postaci założyciela nowożytnych Igrzysk Olimpijskich. W jaki sposób łączy Pan tę postać z postacią głównej bohaterki?

- Jego poglądy i regulamin startów silnie uderzał w Stellę i inne trenujące osoby. Był entuzjastą sportu amatorskiego. Oznacza to, że osoby uprawiające sport nie mogły czerpać z tej działalności korzyści majątkowych. Część z nich musiało się zatem zmagać z problemami finansowymi, inne podejmowały się pracy w dziedzinach, które nie były związane ze sportem. Stella pracowała w firmie związanej z koleją. W spektaklu dajemy Stelli możliwość rozmowy z Pierrem, która zapewne nigdy się nie wydarzyła. Stanisława ma zatem możliwość rozliczyć się z jego poglądami, wyrazić swoje niezrozumienie związane z traktowaniem osób różnorodnych płciowo.

- Dlaczego wybrał Pan Teatr Polski w Bydgoszczy do realizacji swojego pomysłu?

- Zaproszenie do wyreżyserowania spektaklu w Teatrze Polskim w Bydgoszczy otrzymałem z rąk dyrektora Wojciecha Farugi, który był przewodniczącym jury na Forum Młodej Reżyserii w Krakowie. Otrzymałem wówczas Nagrodę Główną na tym festiwalu za reżyserię spektaklu "Nimfy 2.0", który wyreżyserowałem w Starym Teatrze w Krakowie. Przedstawiłem propozycję Wojciechowi Farudze i Julii Holewińskiej, którzy utwierdzili mnie, że warto opowiedzieć o tej bohaterce. Bardzo się cieszę, że mogę pracować z jednym z najsilniejszych zespołów aktorskich w Polsce, z osobami które mają tak silnie rozwiniętą przestrzeń wrażliwości i empatii.

- Bardzo dziękuję za rozmowę.
__

Jan Jeliński jest absolwentem Wydziału Reżyserii w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Odbył asystentury reżyserskie u Michała Borczucha i u Anny Smolar. Dwukrotnie był nagradzany na Forum Młodej Reżyserii - w roku 2018 – Nagroda ZAIKS, a w roku 2021 otrzymał Nagrodę Główną Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Wyreżyserował spektakle „Nimfy" w Narodowym Starym Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Krakowie oraz „Boginie" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Prace Jana Jelińskiego były prezentowane m. in. na Festiwalu Klasyka Żywa w Opolu, na Festiwalu Malta w Poznaniu, w TR Warszawa. Jego spektakl „Ludwig", był prezentowany podczas 15. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia 2022.

Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
8 lutego 2023
Portrety
Jan Jeliński

Książka tygodnia

Musical nieznany. Polskie inscenizacje musicalowe w latach 1961-1986
Wydawnictwo Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie
Grzegorz Lewandowski

Trailer tygodnia