Jesteśmy przygotowani
Rozmowa z Łukaszem GoikiemW naszej instytucji repertuar ustalany jest z dużym wyprzedzeniem. Przygotowywaliśmy się do spektaklu online, po poluzowaniu obostrzeń zmieniliśmy tylko koncepcję. Po długiej przerwie w bezpośrednich kontaktach z publicznością spowodowanej pandemią koronawirusa Opera Śląska zaprosiła melomanów na „Napój miłosny" z udziałem m.in. Gabrieli Gołaszewskiej, Andrzeja Lamperta i Stanislava Kuflyuka. Spektakl prezentowany był zarówno na naszej scenie, jak i transmitowany online na platformie VOD Opery Śląskiej, dzięki temu operę mogli obejrzeć także internauci.
Z Łukaszem Goikiem – dyrektorem Opery Śląskiej w Bytomiu, rozmawiają – Magdalena Mikrut-Majeranek i Ryszard Klimczak z Dziennika Teatralnego.
Dziennik Teatralny: Pandemia to trudny czas, ale wyzwoliła też niesamowite pokłady kreatywności
Łukasz Goik - Pandemiczna rzeczywistość całkowicie odmieniła świat sztuki. Teatrom i artystom przyszło się zmierzyć z wieloma trudnościami. Kilkanaście dni temu rząd zdecydował się na ponowne otwarcie instytucji kultury. Nie wiadomo jednak, jak długo będziemy mogli się cieszyć spektaklami wystawianymi na scenie, a nie w wirtualnej rzeczywistości. Czas także na pewne podsumowania i zapowiedzi. O tym jak w tym trudnym okresie radzili sobie artyści Opery Śląskiej opowiada Łukasz Goik, dyrektor Opery Śląskiej w Bytomiu.
Pierwszy spektakl zaprezentowany w walentynkowy wieczór, tuż po ponownym otwarciu instytucji kultury, pokazał, że widzowie są spragnieni oglądania przedstawień.
- Tak, zarówno publiczność, jak i artyści są spragnieni spektakli. Tworzenie rzeczy kameralnych, którymi zajmowaliśmy się w okresie lockdownu jest ciekawe, ale na krótką metę. Opera to widowisko skupiające olbrzymią liczbę osób, to synteza sztuk. Tworząc spektakle bazujemy na emocjach. Przedstawienia prezentowane na żywo dla publiczności zgromadzonej na widowni wyglądają zupełnie inaczej niż te, które nagrywaliśmy i publikowaliśmy w internecie. Rozwiązanie nie było do końca autentyczne, ponieważ sztuka oparta jest na interakcjach, a w przypadku streamingu jesteśmy ich pozbawieni. Energia musi przepływać pomiędzy widzami a artystami i dopiero wtedy powstaje prawdziwa magia opery. Panujące obecnie obostrzenia także ograniczają interakcje. Maski sprawiają, że ludzie są anonimowi, powstaje pewna blokada, nie widać emocji malujących się na ich twarzach. Dodatkowo przy niepełnej widowni, a dziś możemy grać mając jedynie 50 proc. zajętych miejsc, pojawia się problem z akustyką.
Jak przebiegały przygotowania do ponownego, dość niespodziewanego, otwarcia Opery Śląskiej?
- Zanim rząd ogłosił, że od 12 lutego nastąpi otwarcie instytucji kultury, mieliśmy już zaplanowaną transmisję online. W naszej instytucji repertuar ustalany jest z dużym wyprzedzeniem. Przygotowywaliśmy się do spektaklu online, po poluzowaniu obostrzeń zmieniliśmy tylko koncepcję. Po długiej przerwie w bezpośrednich kontaktach z publicznością spowodowanej pandemią koronawirusa Opera Śląska zaprosiła melomanów na „Napój miłosny" z udziałem m.in. Gabrieli Gołaszewskiej, Andrzeja Lamperta i Stanislava Kuflyuka. Spektakl prezentowany był zarówno na naszej scenie, jak i transmitowany online na platformie VOD Opery Śląskiej, dzięki temu operę mogli obejrzeć także internauci. To było dość nietypowe rozwiązanie. Mogliśmy umiejscowić publiczność jedynie na drugim balkonie, ponieważ na dole rozstawiona była orkiestra, a na pierwszym balkonie znajdował się chór. Bilety sprzedały się w dwie godziny.
Jak wygląda finansowanie Opery Śląskiej w okresie pandemii? Czy bardzo odczuliście skutki finansowe grania bez publiczności?
- Dzięki staraniom Marszałka Województwa Śląskiego Jakuba Chełstowskiego udało się utrzymać dofinansowanie dla Opery Śląskiej na przewidywanym na 2020 rok poziomie. Jako jedyne województwo w kraju otrzymaliśmy bezpośrednią pomoc z budżetu Województwa Śląskiego. Zarząd pod przewodnictwem Marszałka Chełstowskiego przyznał nam dodatkowe środki w wysokości 500 tys. zł. Działanie to było niezbędne do utrzymania płynności finansowej. Przewidywane wpływy z biletów miały wynieść w 2020 roku około 2,6 mln złotych, a ogólnie z wliczeniem innych źródeł liczyłem faktycznie na 3 mln. Były to realne założenia, gdyż zawsze udawało nam się osiągnąć planowane przychody, a frekwencja w naszej Operze to 100% sprzedanych miejsc. Oznacza to, że nasza oferta była cały czas atrakcyjna, a niektóre spektakle przed pandemią wyprzedawały się praktycznie od razu. Niestety, przez koronawirusa zmuszeni byliśmy tak, jak wszystkie inne branże ograniczyć naszą działalność i przychody z biletów wyniosły jedynie 700 tys. zł.
Otrzymaliśmy także wsparcie ze środków Funduszu Przeciwdziałania Covid-19 w ramach Funduszu Wsparcia Kultury w wysokości 750 tys. zł. Wprowadzony ryczałtowy system wynagradzania dla artystów okazał się bardzo pomocny w czasie pandemii dla ludzi, ale spowodował, że w odróżnieniu od większości instytucji w kraju nie mieliśmy możliwości zaoszczędzić na wynagradzaniu dla artystów. Zresztą taki był od początku cel wprowadzenia takiego systemu wynagrodzeń, a więc ustabilizowanie sytuacji artysty i oderwanie wysokości wynagrodzenia od, de facto, czynników losowych, takich jak choroby, kontuzję czy jak się okazało właśnie pandemia. Spowodowało to konieczność bardzo ostrożnego gospodarowania budżetem, ale spełniłem swój cel zawarty w takim systemie wynagrodzeń, a więc zabezpieczyłem pracowników w tym trudnym czasie i Opera mogła korzystać z ich pracy w systemie online bez potrzeby zmian w regulaminie wynagradzania.
Zakończyliśmy rok na niewielkiej stracie i uważam to za sukces, biorąc pod uwagę, że jest ona niższa niż spadek wpływu z biletów oraz czas, w jakim przyszło nam działać. W tym trudnym okresie nie zaprzestaliśmy produkcji i prowadziliśmy przygotowania do następnych spektakli. Uważam więc, że udało nam się przy bardzo dużej mobilizacji wewnętrznej całego zespołu, pracowników oraz pomocy Województwa Śląskiego zakończyć ten trudny rok w sposób godny Opery. Obecny rok to wielka niewiadoma. Uważam, że może on być równie trudny co poprzedni, ale nadal będę podejmował wszelkie działania by Opera Śląska nawet w tym trudnym okresie, była blisko swoich widzów.
Uważam, że każdy meloman, który kocha operę, powinien przyjść na nasze przedstawienie „Callas. Master Class", żeby zobaczyć zawód muzyka z różnych perspektyw. Ile niesie ze sobą wyrzeczeń, trudności, a nawet tragedii – na kanwie życia jednej z największych śpiewaczek w historii opery, ale również z perspektywy młodego adepta sztuki wokalnej, stawiającego pierwsze kroki na scenie. Zmusza to nas wszystkich do refleksji nad istotą tej trudnej pracy, której podporządkowuje się całe życie.
To idealny spektakl na rozpoczęcie sezonu w pandemicznej rzeczywistości.
- Idealny także z punktu widzenia przygotowania, ponieważ uczestniczy w nim niewielka liczba artystów. „Callas. Master Class" nie jest spektaklem operowym, a teatralno-muzycznym, poruszającym operową tematykę. Reżyserię powierzyłem Robertowi Talarczykowi – dyrektorowi Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, który był gwarantem odpowiedniego przygotowania w warstwie teatralnej i dramatycznej tego dzieła, a naszym operowym solistom dawał rozwój ich warsztatu aktorskiego.
A jak funkcjonowała Opera Śląska w czasie lockdownu?
- W czasie pandemii przenieśliśmy naszą działalność do internetu. Okres ten wyzwolił nowe pokłady kreatywności oraz innowacyjne rozwiązania, które na pewno zostaną. Już wcześniej chcieliśmy profesjonalnie nagrywać swoje spektakle, jednak dopiero pandemia wymusiła na nas rejestrację i prezentacje spektakli online. Codziennie powstawały nowe pomysły na integrację melomanów z operą. Ćwiczenia typu balletfit dla dorosłych i lekcje baletowe dla dzieci, quizy operowe czy projekt „Tajemnice opery". To był też dla nas rok jubileuszowy; przypadł na niego 75. Sezon artystyczny. Jako pierwsi w Polsce zorganizowaliśmy online inscenizowany koncert galowy „Razem w każdym wymiarze". Symbolicznie spotkaliśmy się z naszą publicznością za pośrednictwem internetu. Nasi soliści i goście (Małgorzata Walewska, Aleksander Teliga) śpiewali z pustych miejsc, zwykle zajmowanych przez widzów.
Kiedy sytuacja się zmieniła i rząd pozwolił na otwarcie teatrów, we wrześniu zagraliśmy 20 spektakli, a widownia była pełna. Niestety, w listopadzie po raz kolejny postanowiono zamknąć operę dla publiczności. Kontynuowaliśmy naszą działalność online i w grudniu zaprosiliśmy melomanów do obejrzenia premiery – „Łucji z Lammermoor" Gaetana Donizettiego online. Sprzedaliśmy 5,5 tysiąca biletów, a w dwa dni spektakl zobaczyło 6,5 tys. osób.
Spektakl był transmitowany na żywo, a w przerwie pokazywaliśmy filmy związane z przedstawieniem. Podczas prezentacji „Łucji z Lammermoor" opowiadaliśmy o harmonice szklanej, bowiem jako nieliczni zdecydowaliśmy się zrealizować wizję kompozytora i zastosować właśnie ten instrument. W kolejnej transmisji, w przerwie „Rzekomej ogrodniczki" opowiadaliśmy o klawesynie. Z kolei w przypadku „Napoju miłosnego" rozmawialiśmy o tytułowym napoju. W następnych premierach także będziemy chcieli stosować tego typu rozwiązania.
Podjęliśmy też współpracę z TVP3 Katowice, w ramach której nagraliśmy koncert „Kolędy świata z Operą Śląską", wyemitowany w Wigilię oraz pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Sylwester z Operą co roku cieszy się olbrzymim powodzeniem. Niestety, w tym roku publiczność nie mogła zasiąść na widowni, dlatego też w ostatni dzień starego roku zaprosiliśmy melomanów przed ekrany do obejrzenia „Zemsty nietoperza", dzięki której pomimo obostrzeń mogli przywitać nowy rok z Operą Śląską.
Obcowanie ze sztuką jest ważne, zwłaszcza w tak trudnym, pandemicznym czasie.
- Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje. To prawda – dźwięki potrafią ukoić skołatane nerwy. Ta właściwość jest szczególnie ważna w okresie pandemii. Polecam każdemu wizytę w operze, filharmonii czy teatrze – choćby wirtualnie.
Co szykują Państwo w najbliższym czasie dla publiczności?
- Obecnie towarzyszy nam niepewność, czy nie czeka nas kolejne zamknięcie, liczymy jednak, że pozostaniemy otwarci dla swoich melomanów i wprowadzimy w życie swoje plany. 28 lutego na deskach Opery Śląskiej widzowie będą mogli obejrzeć spektakl teatralno-muzyczny „Callas. Master Class" oparty na popularnym tekście Terrence'a McNally'ego. To uniwersalna opowieść o miłości do muzyki i poświęceniu dla sztuki. Wiodącym wątkiem przedstawienia są lekcje śpiewu, których Maria Callas udzielała pod koniec swojej kariery. Na scenie pojawiają się śpiewacy-uczniowie, którzy muszą skonfrontować swój talent z oceną kapryśnej diwy. Z czasem na pierwszy plan wysuwają się wspomnienia z bogatej kariery Callas. Z kolei 1 marca ten sam spektakl zostanie zaprezentowany w Teatrze Śląskim w Katowicach i serdecznie na niego zapraszamy!
Z okazji Dnia Kobiet trzykrotnie wystawimy „Zemstę nietoperza", a 13 i 14 marca zapraszamy na „Rzekomą ogrodniczkę" i „Callas. Master Class".
A kiedy możemy się spodziewać pierwszej premiery po pandemicznej przerwie w sezonie artystycznym?
- Jesteśmy przygotowani na prezentację premierowego spektaklu baletowego „Requiem
d-moll" Mozarta w choreografii Jacka Tyskiego, ale czy pozwolą na to zasady, które będą obowiązywały po 14. marca, to się okaże. Miesiąc później, w kwietniu, mamy nadzieję, że uda nam się zaprezentować kolejną premierę w Operze Śląskiej. Będzie to „La rondine" Giacoma Pucciniego, realizowana w koprodukcji z Meininger Staatstheater.
Dziękujemy serdecznie za rozmowę i życzymy tego, aby wszystkie plany udało się zrealizować!