Karnawał osobliwości
"Pensjonat Pana Bielańskiego" - reż. Marek Gierszał – Teatr Polski w Bielsko-BiałejKraków za czasów zaboru austriackiego. Ekscentryczna śmietanka towarzyska, indiańskie pióropusze, cętkowane dzikie koty i niewinna intryga, która o mały włos uszłaby płazem – oto, co zobaczyć można było podczas premiery komedii „Pensjonatu Pana Bielańskiego" na deskach Teatru Polskiego w Bielsko-Białej.
Jubileuszowy, 130. sezon działalności bielskiego teatru obfituje w premiery. Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, bo 22 grudnia 2019 roku, na deskach sceny dramatycznej widzowie po raz pierwszy zobaczyć mogli komedię „Pensjonat Pana Bielańskiego". Klasyczna niemiecka sztuka napisana przez Carla Laufsa i Wilhelma Jacoby'ego zaadaptowana została przez Marka Gierszała i Herberta Kaluzę. Na scenie pojawili się między innymi Grzegorz Sikora, Mateusz Wojtasiński, Maciej Kulig, czy Jagoda Krzywicka.
„Pension Schöller" swoją premierę miał w 1890 roku w berlińskim Wallner-Theater, wciąż jednak cieszy się powodzeniem na niemieckojęzycznej scenie dramatycznej. Przełożona na język i realia polskie sztuka nabrała współczesnego, bliskiego rodzimemu widzowi wyrazu. Akcję osadzono w dziewiętnastowiecznym Krakowie i zbudowano wokół intrygi ukutej przez dwójkę bohaterów. Przerysowane, pełne wdzięku postacie, wybitna zabawa słowem oraz absurd całej sytuacji sprawiają, że trudno jest pohamować się od szczerych wybuchów śmiechu.
Bogaty ziemianin Maurycy Stolnik (Grzegorz Sikora) przyjeżdża do Krakowa w poszukiwaniu wrażeń, którymi mógłby zabłysnąć przed znajomymi z rodzinnych stron. Jego marzeniem jest spędzić jeden wieczór w domu wariatów, a na swojego pomocnika w realizacji tego planu wyznacza on siostrzeńca Alfreda (Macieja Kuliga). Ten drugi, przyparty do muru, pod namową swego kolegi Kazimierza Czereśniaka (Mateusza Wojtasińskiego), postanawia spełnić życzenie wuja. Jak na farsę przystało, w historii nie mogło zabraknąć niewinnego pozornie niewinnego szachrajstwa – dwaj krakowscy młodzieńcy, zamiast do zakładu dla psychicznie chorych, zabierają Maurycego do zwyczajnego pensjonatu, choć pełnego prawdziwie ekstrawaganckich osobistości. Nic więc dziwnego, że wujowi nawet nie przyszło do głowy, jakoby mógł on paść ofiarą skrzętnie zainscenizowanego przedstawienia.
W tym karnawale osobliwości pojawiają się między innymi miłośnik dalekich podróży, Apolinary Feigenbaum (Rafał Sawicki) oraz szykowna Baronowa Sołowiejczyk (Jagoda Krzywicka), autorka powieści „z wydźwiękiem". Ci i inni mieszkańcy pensjonatu, przedstawieni zostali Maurycemu Stolnikowi jako psychicznie chorzy, a głęboko wierzący w tę historię bohater sprawia, że i nam – widzom – te barwne i ekscentryczne indywidua wydają się wariatami. Chociaż nie obyło się bez groźnych dla głównego bohatera incydentów, mających miejsce podczas wieczoru w pensjonacie, prawdziwe kłopoty zaczynają się nazajutrz, kiedy to do spokojnej posiadłości w Bronowicach przybywają kolejni goście z rewizytą.
„Pensjonat Pana Bielańskiego" to przezabawna possa, w której chaos narasta z każdą sceną. Komiczne nieporozumienia i mnożące się wpadki sprawiają, że bohater coraz bardziej traci grunt pod nogami, a widzowie zanoszą się śmiechem. Jednak jak na ten typ gatunku literackiego przystało – zbliżająca się nieuchronnie demaskacja nie skutkuje poważną karą, a bohater z opresji wychodzi suchą nogą. Co więcej – zanim opadnie kurtyna na scenie pojawi się aż pięć szczęśliwie zakochanych, choć dopiero co zapoznanych par.
Inscenizacja Marka Gierszała urzeka widzów nie tylko lekkością i zgrabnie opowiedzianą historią. Tutaj wszystko dopracowane zostało do najmniejszego szczegółu – kostiumy z epoki przygotowane przez Hannę Sibilski, uzupełnione o doklejane wąsy i stylizowane peruki, a także zrealizowana przez Magdalenę Kut scenografia, nadająca sztuce bulwarowego sznytu. Trudno nie wspomnieć także o wyjątkowej zabawie językiem, jakiej dopuszczają się w swojej adaptacji Marek Gierszał i Herbert Kaluza. Barwne dialogi przesycone są zabawnymi przejęzyczeniami, a dodatkowym urozmaiceniem są drobne smaczki, takie jak problematyczna dla Łopatowicza głoska „l", czy wschodni akcent dystyngowanej baronowej.
W komedii nie brakuje licznych odwołań do polskiej literatury, jak choćby cytatów z „Pana Tadeusza", czy „Zemsty" albo motywów z Moniuszkowskiej „Halki", której historię wykorzystuje Maurycy w wymyślonej opowieści o siostrze. Oprócz klasyki, w sztuce nietrudno wychwycić także zupełnie współczesne wtrącenia, jak pojawiające się nazwiska dzisiejszych aktorów polskich, czy postaci publicznych.
Wystawiany na bielskiej scenie „Pensjonat Pana Bielańskiego" to trwająca blisko trzy godziny, doskonała rozrywka dla każdego. Ten „teatr dla śmiechu" bawi, ale jednocześnie dostarcza widzom wrażeń, jakich oczekiwać należy od sztuki teatralnej wysokich lotów. Twórcy wykazali się znakomitym wyczuciem, które pozwoliło na stworzenie lekkiej komedii, operującej przyjemną dla oka, bulwarową estetyką. Cóż więcej powiedzieć - przyjemna farsa to prawdziwa sztuka.