Kochajmy marzycieli

Rozmowa z Jerzym Janem Połońskim

Marzenia są po to, żeby je realizować. Czy dotyczy to miłości, czy sztuki – kieruj się swoim sercem. To jest moim zdaniem przesłanie „Crazy for You".

Z Jerzym Janem Połońskim, reżyserem musicalu „Crazy for You", którego premiera już 3 marca w Operze na Zamku w Szczecinie. O jego wizji broadwayowskiego musicalu-instytucji, musicalu-giganta, o marzeniach, tańcu i pracy na planie rozmawiała Magdalena Jagiełło-Kmieciak.

Magdalena Jagiełło-Kmieciak : Czy „Crazy for You" to Pana pierwszy tak duży musical w Pana karierze?

Jerzy Jan Połoński: W Teatrze Rozrywki w Chorzowie robiliśmy autorski musical oparty na tekście K. I. Gałczyńskiego. Na scenie też było tam ponad 50 osób. I też robiliśmy to z choreografem Jarosławem Stańkiem. Było kilka innych takich produkcji, więc ta forma nie jest mi obca. Ale fakt – to mój pierwszy musical z tzw. kanonu musicalowego, z tzw. wielkich tytułów. Pierwsza bombonierka. Takie musicale opakowane są w pewną legendę, w pewną estetykę, choć robię go po swojemu.

Potem był casting na aktorów: niełatwy, bo taki aktor i grać musi umieć, i śpiewać, i tańczyć. Kogo ze znanych zobaczymy w „Crazy for You"?

W naszym castingu, zorganizowanym do głównych ról wymogiem była umiejętność stepowania, a więc liczba chętnych bardzo nam się zawęziła. Bo stepu nie można nauczyć się w miesiąc. Trzeba go ćwiczyć latami. W sumie zgłosiło się około 100 osób. W tym między innymi Dariusz Kordek, który chciał zagrać w „Crazy for You" z sentymentu. Grał 18 lat temu Bobby'ego Childa w polskiej prapremierze tego musicalu na deskach Teatru Roma. Teraz wrócił i gra Bele Zanglera. Fajnie, że razem pracujemy. Ale wracając do musicalu, to w Polsce przyklejona jest do niego łatka, że nie jest zbyt mądry.

Ale przecież uwielbiamy musicale!

Tak. Co nie znaczy, że nie ma tej łatki. Niektórzy artyści wręcz gardzą musicalem.

Aktorzy z ogólnopolskiego castingu, zupełnie nowa obsada. Chyba trudno pracuje się z taką nie bardzo zżytą ze sobą grupą artystów?

Czasami to, że załoga jest ze sobą zżyta, jest jeszcze gorsze. Czasami lepiej jest budować coś od nowa niż walczyć z czymś, co od wielu lat jest zastane. Poza tym to jest wpisane w zawód reżysera, że za każdym razem zaczyna coś od nowa. Lubię pracować z zespołami, których nie znam. Muszę z nimi znaleźć nowy kod komunikacji, a mnie podobają się takie wyzwania.

Czy fakt, że nie tylko Pan reżyseruje, ale jest Pan też aktorem, lalkarzem, muzykiem i artystą kabaretowym – pomaga w produkcji musicalu czy raczej jest obciążeniem?

Miałem taką przygodę w Teatrze Roma. Szukali do „Aladyna" aktora, który umie śpiewać, dobrze się rusza, jest lalkarzem, ma poczucie humoru i umie opowiadać dowcipy. Śmieję się, że wrzucili to w google i wyskoczyłem im ja. Spełniałem wszystkie te wymogi. W reżyserowaniu także to mi się przydaje. Wykształcenie lalkarskie przydaje mi się do tworzenia obrazu, reżyserii światła, bo to jest plastyka. Skończyłem 12 lat szkoły muzycznej, więc wiem, co to jest rytm, co to jest fraza, a to, że byłem kabareciarzem, pozwala mi na wiele scen spojrzeć z dystansem i tak naprowadzać aktorów. Żeby bawili się teatrem. Bo „Crazy for You" to komediowo napisana sztuka. To, co Pani wymieniła, to pomoc, a nie coś, co wiąże mi ręce.

Musi Pan pogodzić na jednej scenie wielu artystów i indywidualności: jest tu balet, chór, orkiestra – a za nimi ich szefowie. I to znaczące nazwiska. Jak się w tym środowisku pracuje?

Bardzo mnie cieszy, że szanujemy się nawzajem. Dogadujemy się, bo każdy wie, że naszym nadrzędnym celem nie jest udowodnić, kto ma rację, ale żeby zrobić dobry spektakl. A Ci wspaniali artyści mi to wręcz ułatwiają.

Idziemy teraz prosto do szczecińskiego „Crazy for You". Co zobaczymy na scenie? Klasyczne „Crazy for You" czy wersję z obecnymi czasami w tle?

„Crazy for You" w oryginale wpisany jest w bardzo piękny czas. Jeśli chodzi o modę, o pewien sposób życia. Zrobienie tego „na współcześnie" mijałoby się z celem. Muzyka nie jest współczesna, a historia z lat 30-tych to jeden z największych atutów tego musicalu. To, że nie ma telefonów, jest jeden w całej wiosce, nie ma komunikacji i gdy się wysiądzie z pociągu, to trzeba iść godzinę przez pustynię, to jest atut. Musielibyśmy chyba wymyślić jakiś kataklizm, skończył się świat i nie działa telefonia komórkowa – ale po co wymyślać takie bzdury?

Wszystko można wymyślać. Modne jest uwspółcześnianie opery, to czemu nie musicalu?

Rozumiem uwspółcześnianie opery. Ale musical jest dość nową formą. Zresztą musical „Crazy for You" powstał w latach 90-tych XX wieku, fabułę autorzy umieścili w latach 30-tych. Ja nie chcę być od nich mądrzejszy i zmieniać wszystko na siłę.

Czy wzorował się Pan na innych produkcjach, czy to, co zobaczymy 3 marca to absolutnie produkt tylko Pana umysłu?

Oglądałem na DVD amerykańską wersję. Ale tego się nie da porównać. Tu jest inna przestrzeń, inna scena, inne rozwiązania techniczne, inny budżet, inni aktorzy. Gdym chciał ten amerykański musical powtórzyć, to strzeliłbym sobie w stopę. Zresztą co to za przyjemność – naśladowanie?

To jakie są różnice wobec oryginału?

Musimy zastosować pewną umowność. Amerykańska wersja była „filmem" na scenie, a my ten musical „uteatralniamy".

A kostiumy, scenografia?

Ustaliliśmy, że nie będziemy kopiować w tej materii lat 30-tych, tylko zrobimy swoją wersję. Scenografia nie jest odtworzeniem jeden do jeden, ale pewną wariacją, graficznym znakiem tamtych czasów. Faktury materiałów strojów są też z tamtych czasów, ale to autorski krój, choć mocno osadzony w tamtej estetyce.

Choreografia – to będzie mocny punkt „Crazy for You" w Szczecinie".

Choreografię robi Jarek Staniek, a nie wiem, kto zrobił więcej podobnych produkcji w Polsce, także nie ma o czym dyskutować. Pracuję z Jarkiem od 10 lat i wiem, że on do mojej wizji, wizji scenografa, kostiumologa, doda jeszcze swoją wizję. I że on wymyśla takie rzeczy, których ja bym nigdy nie wymyślił.

A czym dla Pana jest „Crazy for You" – po prostu pogodną opowieścią czy czymś bardziej uniwersalnym?

Trzeba być marzycielem, żeby zmieniać świat. Bobby ma wszystko, ma bogatą matkę, może korzystać z życia i mówi: ja nie chcę tych pieniędzy, ja chcę grać i śpiewać. Jedzie do Nevady i mówi: mam gdzieś, co myśli moja mama, zakochałem się i będę robił teatr, żeby pomóc tej dziewczynie, którą kocham. Marzenia są po to, żeby je realizować. Trzeba iść za głosem serca, czy dotyczy to miłości, czy sztuki – kieruj się swoim sercem. To jest moim zdaniem przesłanie „Crazy for You". Kochajmy marzycieli.

___

Jerzy Jan Połoński - Aktor teatralny i filmowy, reżyser, muzyk artysta kabaretowy, dyrektor teatru. Urodził się w 1979 r. w Krakowie. Ukończył PWST we Wrocławiu. Zaczynał jako aktor: w katowickim teatrze GART i wrocławskim teatrze FRANT, był też aktorem teatru Groteska w Krakowie, a od 2008 r. - Teatru Konsekwentnego w Warszawie. Jest laureatem wielu nagród, m.in. złota odznaka FAMY - za całokształt działalności artystycznej i wkład w rozwój festiwalu czy Nadzwyczajna Złota Maska dla spektaklu "Tu-wim" Teatru Powszechnego w Łodzi.

 

Magdalena Jagiełło-Kmieciak
dla Dzienika Teatralnego
17 lutego 2017

Książka tygodnia

Aurora. Nagroda Dramaturgiczna Miasta Bydgoszczy. Sztuki finałowe 2024
Teatr Polski w Bydgoszczy
red. Davit Gabunia, Julia Holewińska, Agnieszka Piotrowska

Trailer tygodnia