Koniunkcje i koincydencje szekspirowskie

22. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski

Otwarcie XXII Festiwalu Szekspirowskiego nie dostarczyło, jak dotychczas bywało, niezapomnianych wrażeń. Było spokojnie, dostojnie i skromnie. Bez ozdobników i wpadek prowadził je Michał Jaros (tytułowy "Zakochany Szekspir" z Teatru Wybrzeże), profesor Jerzy Limon był wzruszony i jak nigdy dziękował ministerstwu, Jan Canowiecki mówił o sponsorach

Festiwal otworzył szybko, godnie i bez dowcipów Paweł Adamowicz, po raz pierwszy chyba odczytano list ministra Jarosława Sellina - był tylko jeden stłumiony pomruk, ale brawa solidne, niewymuszone a Profesor aż wskoczył z powrotem na scenę, by odebrać list Ministra i ściskać go niczym relikwię. Zabrakło dowcipu rodem z remizy strażackiej, który przez lata był nierozerwalnie związany z galami w GTS i opowieści o dziwnej treści w wykonaniu urzędników. Niby dobrze, ale jakoś brak tego endemicznego folkloru...

Szmaragdowy strzał na początek

Oceniając produkcje Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy warto pamiętać, że to jedyny teatr prywatny w Warszawie, który utrzymuje się od wielu lat bez dotacji. Buffo nie jest wielkie, liczy tylko 391 miejsc z najdroższymi biletami 105-120 zł za "Politę" ("Romeo i Julia" 70/80), co jak na musicale jest o wiele za mało. Warunki wymuszają decyzje repertuarowe i sposób działania. Buffo zatrudnia młodych aktorów i tancerzy, uzupełnia ich pojedynczymi, doświadczonymi artystami. Przebogaty repertuar i, co najcenniejsze, nieustanne poszukiwanie nowych pomysłów, tworzą z tej sceny jedno z najciekawszych miejsc na mapie teatru muzycznego w Polsce. Zupełnie osobnym zagadnieniem są wersje halowe spektakli, które są wielkimi i bardzo drogimi widowiskami. Opinie na ten temat są różne, ale chętnych do ponoszenia wysokich opłat ciągle nie brakuje w kraju i zagranicą.

"Romeo i Julia" to spektakl ewolucyjny. Premiera wersji analogowej z roku 2004 spotkała się z chłodnym przyjęciem krytyki, pomorski widz miał okazję sprawdzić trafność sądów podczas III Festiwalu Teatrów Muzycznych.. Już wtedy były: motor, rolki, pokaz wschodnich walk i deszcze niespokojne. Z czasem, w kolejnych wersjach, doszły kurtyna wodna oraz 3D i powstał spektakl w technice stereoskopowej. W tej chwili Buffo ma 3 takie dzieła - "Piotrusia Pana" znamy w wersji z Teatru Muzycznego, w którym będziemy mogli zobaczyć impresaryjnie najwyżej cenioną i pierwszą chronologicznie w tej triadzie "Politę" (4/12, bilety 150-240).

Jak deklarował Józefowicz, "Romeo i Julia" jest skierowany do młodego widza. W ogólnym zarysie została zachowana rama fabularna, tempo jest szybkie, wizualizacje kolorowe a psychologia sprowadzona do ogołoconego behawioryzmu, bez cienia dyskursu czy dylematu aksjologicznego.

To nie moja estetyka, nie zgadzam się z uproszczeniami, mam ciągle nadzieję, że propozycja dla młodzieży nie musi być tak prosta i jednoznaczna, tak mało teatralna. Raziły mnie niektóre rozwiązania sceniczne (strzelanie do latającego na linie Romeo, zbyt częste eksponowanie motoru, okrutna scena ze skuterem wodnym) i muzyczne (np. techno w numerze "Punk people" - niechby zamiast umcy-umcy chociaż jakieś electro zapodał Stokłosa!) oraz zaskakująca wolta werbalna Julii (ty suko!). Wiele do życzenia pozostawiała akustyka, było nawet gorzej, choć nieco inaczej niż w Operze Bałtyckiej (w OB nie słychać, w GTS po prostu dudniło - tak pokrótce).

Obiektywnie jednak donoszę, że należałem do mniejszości, spektakl został przyjęty bardzo dobrze przez zdecydowanie przeważającą część publiczności, większość numerów była nagradzana oklaskami. Z wykonawców warto pochwalić przede wszystkim Jerzego Grzechnika - jego Laurenty brzmiał jak katedra. Ale najciekawszym pomysłem było wkomponowanie spektaklu w naturalną scenografię Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego; konkretnie chodzi o dach, który spektakl otwiera (zamykając się) i zamyka (otwierając się).

Też na wodzie, ale jakże inaczej

Niemiecka wyprawa Eweliny Marciniak zasługuje na osobne potraktowanie, co nastąpi w najbliższym czasie. Teraz tylko wstępna dygresja o spektaklu, w którym, podobnie jak w musicalu Buffo, znaczącą rolę odgrywa woda, ale poza tym wszystko różni obie prezentacje.

Najważniejszą koincydencją całego Festiwalu, jak się okazało niezamierzoną, ale epicką po prostu, było ulokowanie w harmonogramie "Snu nocy letniej" z Theater Freiburg [na zdjęciu] 27 lipca wieczorem, czyli w wyjątkowym dniu środku lata. To był jeden z najbardziej spektakularnych wieczorów na niebie gwiaździstym! Całkowite zaćmienie Księżyca - o tym wiedzą wszyscy, ale obserwatorzy jednym tchem dodają jeszcze: Wielką Opozycję Marsa, spektakularny przelot Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) oraz meteory z roju Południowych delta Akwarydów - taki wieczór zdarza się wg nich raz w życiu, co należy przyjąć godnie. Co więcej: było to najdłuższe całkowite zaćmienie Księżyca w XXI wieku! Trwało aż 1 godzinę i 42 minuty. Maksymalna faza zaćmienia nastąpiła o 22:22 czasu polskiego, w czasie przerwy w spektaklu, który jakby specjalnie miał poślizg, by odpocząć właśnie w tym czasie. Nie zauważyłem jednak większego zainteresowania tym zjawiskiem, bo wszyscy, którzy wyszli na fajkę lub odetchnąć, byli zaczadzeni prezentacją a pozostali korzystali z baru lub toalety.

A niebo gwiaździste zeszło na drugi plan, bo Ewelina Marciniak wraz z polską ekipą położyła na łopatki Szekspira i publiczność. To był najbardziej selektywny spektakl i takim pewnie zostanie do końca Festiwalu (choć dużo osób wychodziło także z Argentyńczyków). Jak często u Marciniak grzeszył nadmiarem, nawet przebój lata, nadwiślański pyton tygrysi, nie strawiłby po jednym oglądzie wszystkich wolt, znaków i znaczeń, kontekstów, odniesień, cytatów, nawiązań i dygresji oraz wszystkoburzących deziluzji. A do tego wielokrotne zaproszenia do interakcji i śmiałość cielesna a wszystko we śnie a właściwie we snach, niczym w "Incepcji". Od Botticellego (nie tylko "Wenus"), Cranacha, poprzez wypędzonych z raju, naturalny, pozbawiony społecznych tabu seksualizm, feminizm, dominację, wyobcowanie, władzę i upokorzenie z powrotem ku sensualizmowi, wolności i miłości. Kilometry słów, tak wielu ważnych i rezonujących, że w głowie się kręci i synapsy się przegrzewają, gdy ktoś chce na bieżąco kleić sensy.

Teatralność uwodziła i brała do tańca. Kto się poddał i wszedł w trans, temu się spodobało, ale tym, którzy chcieli analizować, z pewnością się pokręciło. Nie dziwi, że nawet tak doświadczona obsługa, jak ta z Teatru Wybrzeże, zagubiła się i wniosła kwiaty na scenę kilka minut przed zakończeniem spektaklu, czym wzbudziła zdziwienie aktorów.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
10 sierpnia 2018

Książka tygodnia

Ulisses
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
James Joyce

Trailer tygodnia