Konrad była kobietą
"Dziady" - aut. Adam Mickiewicz - reż. Maja Kleczewska - Teatr im. J. Słowackiego w KrakowieKontrowersyjne "Dziady" w Szekspirowskim. "Dziady" z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w przenikliwym ostrzu krytyki ukazują współczesną Polskę.
Rzadko ostatnio do Trójmiasta przyjeżdżają najważniejsze spektakle z innych części Polski. Dlatego wizyta głośnych "Dziadów" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim to wydarzenie, a bilety na spektakle 25 i 26 października rozeszły się w kilka godzin. "Dziady", które zgorszyły przedstawicieli rządu i małopolską kurator, zalecającą młodzieży szkolnej nieoglądanie spektaklu. Są ostrą, wyrazistą krytyką współczesnej Polski, zestawioną z cierpieniem Ukrainy, otrzymującej kolejne ciosy z rąk "braci Moskali".
Niestety pandemia w wielkim stopniu odcisnęła piętno na teatrze. O ile oferta trójmiejskich teatrów wciąż jest urozmaicona i tylko nieznacznie skromniejsza, o tyle bardzo skurczyła się liczba imprez, dzięki którym trójmiejska publiczność mogła poznawać najważniejsze i najbardziej medialne spektakle z innych stron Polski.
Zawieszono organizację Wybrzeża Sztuki i Festiwalu R@Port. Dużo mniejszy rozmach mają też działania Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, który i tak jako jedyny na nieco większą skalę prezentuje polską dramaturgię na scenie, zwłaszcza podczas Konkursu o Złotego Yoricka na Festiwalu Szekspirowskim.
Krakowskie "Dziady" budzą ogromne zainteresowanie. Nic dziwnego, bo właśnie spektakl w reżyserii Mai Kleczewskiej "na odległość" (nikt z wymienionych przedstawienia nie obejrzał) zbulwersowały małopolską kurator Barbarę Nowak, ministrów Przemysława Czarnka i Piotra Glińskiego oraz "zainspirowały" małopolski Urząd Marszałkowski (organizatora teatru) do uruchomienia procedury odwołania dyrektora Teatru im. Słowackiego ze stanowiska (oficjalnym powodem jest niesprecyzowane "naruszenie dyscypliny finansów publicznych"). Dlatego bilety na przedstawienie wszędzie, gdzie się pojawia, wyprzedawane są od razu. "Dziady" przyciągają też młodzież szkolną, bo reakcja na spektakl i medialna nagonka okazały się dla niego znakomitą promocją.
Kluczową rolę Konrada (reżyserka Maja Kleczewska zrezygnowała z IV części "Dziadów" i postaci Gustawa) gra Dominika Bednarczyk (na zdjęciu) - to znakomita, wyciszona rola osoby kalekiej, wykluczonej, która pragnie zmiany myślenia rodaków.Kluczową rolę Konrada (reżyserka Maja Kleczewska zrezygnowała z IV części "Dziadów" i postaci Gustawa) gra Dominika Bednarczyk (na zdjęciu) - to znakomita, wyciszona rola osoby kalekiej, wykluczonej, która pragnie zmiany myślenia rodaków.
Kluczową rolę Konrada (reżyserka Maja Kleczewska zrezygnowała z IV części "Dziadów" i postaci Gustawa) gra Dominika Bednarczyk (na zdjęciu) - to znakomita, wyciszona rola osoby kalekiej, wykluczonej, która pragnie zmiany myślenia rodaków.
O co cała ta awantura? O spektakl, który, wiernie trzymając się tekstu Adama Mickiewicza (nie licząc zmiany końcówek męskich na żeńskie), interpretuje naszą rzeczywistość, odnosząc się do spraw aktualnych - Strajku Kobiet, narodowców, kwestii LGBT+ czy sytuacji kobiet w patriarchalnym społeczeństwie w szczególności. Trudno odmówić mu przewrotności i gestów, które odebrać można za prowokacyjne. Za taki uchodzić może pomysł, aby rolę Konrada powierzyć kobiecie. Dominika Bednarczyk w roli Konrada porusza się z dużym trudem, o kulach. Jej bohater jest kaleką, osobą ułomną, wykluczoną, marginalizowaną. Reżyserka w tym gronie dostrzega w dzisiejszej Polsce także miejsce kobiet.
"Dziady" przyciągają też młodzież szkolną, bo reakcja na spektakl i medialna nagonka okazały się dla niego znakomitą promocjąKonrad Dominiki Bednarczyk przez długi czas znajduje się właściwie poza akcją. To bohater milczący, współobecny, ale niepozbawiony głosu. Wielka Improwizacja wybrzmiewa z pełną mocą i wiarą na duchową i narodową odnowę, która - zdaje się sugerować Maja Kleczewska - możliwa będzie tylko dzięki kobietom, bo mężczyźni, będąc u władzy, dostatecznie się już skompromitowali.
To najciekawsza rola w całym spektaklu. Bardzo silną wymowę ma też scena więzienna, oglądana na scenie i za pomocą dwóch kamer ustawionych po obu bokach sceny, których obraz nałożono na siebie. W celi Konrada spotykają się same kobiety - pobite, stłamszone, aresztowane najwyraźniej po manifestacjach i strajkach (skojarzenia ze Strajkiem Kobiet są oczywiste).
W sposób skrajnie negatywny przedstawiono kler, reprezentowany przez biskupa i zarazem księdza Piotra (w tej podwójnej roli Marcin Kalisz). Hierarcha kościoła jest postacią odrażającą, zdemoralizowaną, fałszywą, a przemiana w skromnego księdza wydaje się co najmniej dwuznaczna.W sposób skrajnie negatywny przedstawiono kler, reprezentowany przez biskupa i zarazem księdza Piotra (w tej podwójnej roli Marcin Kalisz). Hierarcha kościoła jest postacią odrażającą, zdemoralizowaną, fałszywą, a przemiana w skromnego księdza wydaje się co najmniej dwuznaczna.
W sposób skrajnie negatywny przedstawiono kler, reprezentowany przez biskupa i zarazem księdza Piotra (w tej podwójnej roli Marcin Kalisz). Hierarcha kościoła jest postacią odrażającą, zdemoralizowaną, fałszywą, a przemiana w skromnego księdza wydaje się co najmniej dwuznaczna.
Krakowskie "Dziady" mocno uderzają też w kler. Biskup (w tej roli Marcin Kalisz) przy monumentalnym Ołtarzu Wita Stwosza (scenografia Katarzyny Borkowskiej, przywodząca na myśl scenografie Mariana Kołodzieja) egzorcyzmuje Konrada, gwałci dziecko, by po chwili wygłosić kazanie, które podkreśla pychę i wyobcowanie księży. Po chwili następuje nieuzasadniona dramaturgicznie "przemiana" z perfidnego, zdemoralizowanego, głuchego na słowa Konrada biskupa w księdza Piotra, który zaraz wstawi się za Panią Rollison u Nowosilcowa, a udręczony, rozpinając sutannę, odsłoni patriotyczny T-shirt z wielkim godłem Polski. Dwuznaczna rola księdza budzi mieszane uczucia.
Podobnie jest z plakatową wręcz sceną dziadów. Szkoda, że z uwagi na chorobę Feliksa Szajnerta głos Guślarza słyszeliśmy tylko z offu. Gromada, która odprawia dziady, składa się z narodowców, kiboli, księży, celebrytki, influencerki, kombatantów. Spośród nich wywoływane są kolejne duchy przez Guślarza, z którymi gromada rozprawia się linczem (Zły Pan) i gwałtem (Zosia). Społeczności zebranej na obrzędzie dziadów nie chodzi o pomoc, tylko o zemstę.
Upajającym się władzą dyktatorem jest Senator grany przez znakomitego w tej roli Jana Peszka. Trudno nie skojarzyć tej bezlitosnej postaci z Władimirem Putinem, zwłaszcza że spektakl poprzedza deklamacja "Do przyjaciół Moskali" w wykonaniu ukraińskiej aktorki z Kijowa, a tekst Mickiewicza w wielu momentach silnie rezonuje z krzywdą, jaka dzieje się za naszą wschodnią granicą. Wrażenie robi Salon warszawski i opowieść o Cichowskim, zagłuszona przez taniec na balu u Nowosilcowa. Nikt ze zgromadzonych przedstawicieli elity nie słucha Adolfa opowiadającego o krzywdzie zwykłego człowieka.
Spektakl Teatru im. Juliusza Słowackiego opowiada o kraju, w którym nie szanuje się kobiet i w którym kler i władza kojarzą się przede wszystkim z nieprawością i krzywdą ludzką. Kontekst ukraiński nie jest tu ciałem obcym, tylko dopełnia obrazu, który Maja Kleczewska kreśli bez znieczulenia. To wizja odważna, budząca pewnie u niektórych odruchowy sprzeciw, ale teatralnie po prostu bardzo ciekawa. I chociaż "Dziady" z Krakowa arcydziełem nie są, to trudno ten wyostrzony obraz nazwać karykaturą dzieła Mickiewicza.
To gorzka, niepozbawiona ironii refleksja nad współczesną Polską.