Kwiat jest najpiękniejszy w ostatnim okresie kwitnienia
„Dziewczyny z kalendarza", reż. Jakub Szydłowski – Teatr Muzyczny w GdyniPo sukcesie filmu „Dziewczyny z kalendarza" w reżyserii Nigela Cole'a z 2003 roku z Helen Mirren i Julie Walters w rolach głównych, w 2015 roku powstał musical pod tym samym tytułem, który swoją premierę miał na West Endzie. Od września 2023 roku możemy oglądać jego polską wersję w reżyserii Jakuba Szydłowskiego, którego dorobek artystyczny, ale również reżyserski robią ogromne wrażenie.
Wyróżnić można chociażby jego role w: „Tańcu Wampirów", „Grease", czy „Pilotach". Wyreżyserował „Rent" w Teatrze Rampa czy „Brzydki kaczorek" w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku. W tym przedstawieniu zebrał gamę aktorów w różnym wieku i, co ważne, jest to spektakl, gdzie główne role należą do kobiet dojrzałych, co jest rzadkością nie tylko w świecie musicalu, ale również innych gałęziach sztuki.
Film „Dziewczyny z kalendarza" opowiada o prawdziwych wydarzeniach mających miejsce w hrabstwie Yorkshire roku 1999. Wtedy to grupa kobiet, członkiń Women's Institute, postanowiła pozyskać środki na wsparcie oddziału onkologicznego, którego pacjentem był mąż jednej z nich, i który przegrał walkę z białaczką. W ich głowach powstał pomysł, aby przygotować kalendarz na rok 2000 przedstawiający, zamiast kościołów czy mostów, je w codziennych czynnościach, ale... nago. Mimo kontrowersji pomysł okazał się „strzałem w 10" i udało im się zebrać ponad 1,5 mln funtów.
Wersja musicalowa opowiada o społeczności lokalnej, która stanowi mozaikę złożoną z wszystkich pokoleń, ale, przede wszystkim, członkiniach Instytutu Kobiet i ich przeżyciach. Widzimy „gospodynie domowe", których codzienność w Instytucie to robótki ręczne, pieczenie ciast, robienie dżemów czy udział w „intersujących" prelekcjach. Wśród członkiń mamy dwie przyjaciółki– Chris i Annie, które wspierają się bez względu na wszystko i zawsze mogą na sobie polegać od 40 lat. Chris to kobieta mająca szalone pomysły i łamiąca wizerunek „pani domu", gdyż nie potrafi ona piec czy szyć, a do stowarzyszenia zgłosiła się tylko po to, aby zaimponować przyszłej teściowej, Annie to z pozoru „cicha myszka", ale potrafi „postawić na swoim", Celię – byłą stewardessę starającą się dopasować do żon członków klubu golfowego, Jessie – emerytowaną nauczycielkę z 50-letnim stażem pracy poruszającą się na wózku inwalidzkim, Corę – córkę pastora, która jest samotną matką zbuntowanego nastolatka i ciągle jest pod presją swojego ojca i całej społeczności, Ruth – przykładną „panią domu" cierpiącą w samotności i topiącą smutki w alkoholu z powodu zdrad męża oraz Marie – przewodniczącą Instytutu, która stara się utrzymać porządek powstały kilka pokoleń wcześniej, ale nie radzi sobie z córką, którą wyrzucono ze szkoły z internatem. Mimo problemów życie toczy się w miarę spokojnie i zgodnie z utartym schematem.
Spokój w miasteczku zaburza informacja o chorobie Johna – męża Annie. Z początku wszyscy wierzą, że mężczyzna wyzdrowieje, ale wraz z upływem czasu widać tylko pogarszający się stan zdrowia i, w efekcie, smutny koniec. Aby podnieść na duchu Annie, Chris wpada na szalony pomysł z kalendarzem, aby uczcić pamięć o Johnie i zebrać środki na zakup kanapy do poczekalni na oddziale onkologicznym. Swój plan chcą zrealizować przy pomocy pań z Instytutu, ale początkowo spotykają się z odmową spowodowaną, nie bez powodu, opinią lokalnej społeczności, ale finalnie decydują się na udział i osiągają sukces zyskując niespodziewaną sojuszniczkę w realizacji przedsięwzięcia – Jenny, córkę Marie, która pomaga podczas sesji i dzięki temu, ale również synowi Chris, zmienia się na lepsze.
Na szczególny szacunek zasługują przede wszystkim Magdalena Smuk wcielająca się w Chris oraz Anita Steciuk, czyli Annie. Pani Magdalena wykreowała postać zwariowaną, ale nie przerysowaną (a można to było zrobić), wspierającą swoich najbliższych, walczącą z przeciwnościami i odważną, ale również z ogromną dozą poczucia humoru, które przebijało się w wielu scenach.
Pani Anita Steciuk wykreowała z kolei postać, u której widać wszystkie emocje, jakie nią targają (najpierw walka o zdrowie męża aż po pogodzenie się, po początkowej żałobie, z jego odejściem, aż po determinację, aby zrealizować kalendarz w celu uczczenia jego pamięci). Jej udziałem było również wiele scen komediowych, w których pokazała swoją wszechstronność i ogromne możliwości. Widz mógł współodczuwać wszystko to, co czuła ona.
Warto docenić również aktorów wcielających się w licealistów, a zwłaszcza Filipa Bielińskiego (Danny – syn Chris) i Julię Duchniewicz (Jenny – córka Marie), którzy zagrali z lekkością, ale również sporą dawką humoru. Ich postacie były szczere i pokazywały rozterki, z którymi zmagają się młodzi ludzie. U Danny'ego był to perfekcjonizm, ale równocześnie chęć dopasowania. Z kolei postać Jenny to młodzieńczy bunt i zmiana na lepsze kiedy odnajduje się odpowiednią osobę, ale również cel w życiu.
Scenografia była prosta, gdyż na obrotowej scenie mieliśmy tak naprawdę 5 teł, na które składały się: kaskadowe wzgórza, dom Chris, szkolne toalety, salka Instytutu, szklarnia koło domu Annie, ale tak naprawdę nie potrzeba było więcej, bo najważniejsi byli bohaterowie. Dodatkowego smaku dodały kostiumy autorstwa Doroty Sabak – Ciołkosz, które przeniosły nas w lata 90. przy pomocy odpowiednich krojów ubrań.
Podsumowując, spektakl jest dość przewidywalny i nie ma w nim nagłych zwrotów akcji, ale mimo tego jest to przyjemne w odbiorze, lekkie przedstawienie zawierające w sobie całkiem sporą ilość scen komediowych, które wprawiają widza w świetny nastrój (brawa tu zwłaszcza za scenę z kolędą). Dodatkowo może napawać nas optymizmem. Jego przesłaniem jest to, żeby się nie poddawać, bo nigdy nie jest za późno na zmianę, jeżeli się czegoś pragnie.