Lepiej pokazać człowieka, niż bawić się w politykę
Z okazji festiwalu Musica Polonica Nova we Wrocławiu przypomniano dwie polskie opery sprzed 40 lat. Tylko jedna z nich wytrzymała próbę czasu.„Jutro” Tadeusza Bairda i „Kolonia karna” Joanny Bruzdowicz powstały w latach 60. ubiegłego stulecia. Dla obu oper inspiracją była literatura z najwyższej półki – Joseph Conrad i Franz Kafka – a przede wszystkim temat o wartościach uniwersalnych i wiecznie aktualnych. Na tym kończą się podobieństwa. „Jutro”, znakomicie zainscenizowane u schyłku lat 60. w Teatrze Wielkim w Warszawie przez Aleksandra Bardiniego, przeszło do legendy. Nie zmienia to faktu, że na jednej premierze, utrwalonej na szczęście w telewizyjnym filmie, zakończyło sceniczny żywot. Dopiero teraz powróciło dzięki Operze Wrocławskiej. Trudno w jakikolwiek sposób usprawiedliwić dyrektorów wszystkich teatrów, że przez dziesięciolecia nie interesowali się dziełem Bairda. Muzyka „Jutra”, choć nosi znamię czasu, w którym powstała, zachwyca bogactwem pomysłów instrumentacyjnych, różnorodnością barw, a przede wszystkim napięciem dramaturgicznym. Świetnie to zresztą potrafił pokazać dyrygent Tomasz Szreder. Zmarły w 1981 r. Baird debiutował w operze „Jutrem”, po którym nic już dla teatru już nie napisał. Wykazał się jednak wyczuciem reguł sceny. A Jerzy S. Sito dostarczył mu libretto oparte na opowiadaniu Conrada, w którym życiowy naturalizm połączył z motywami rodem z antycznej tragedii. Oglądane dziś „Jutro” nadal przejmuje, bo opowiada historię bliską, a odwieczną zarazem. Oto ojciec wyczekuje powrotu syna, idealizując jego wizerunek, a dziewczyna marzy o nim jako o obiecanym narzeczonym. Gdy się pojawi, konfrontacja ideału z rzeczywistością doprowadzi do tragedii. Cóż zatem pozostanie obojgu? Muszą udawać, że nic się nie wydarzyło, i czekać na jutro, w którym nadejdzie ten oczekiwany. W przeciwnym razie życie straciłoby sens... Muzyka „Jutra”, choć nosi znamię czasu, w którym powstała, uderza bogactwem pomysłów Debiutująca jako reżyserka operowa Ewelina Pietrowiak uwierzyła w siłę utworu Bairda. Zrobiła spektakl prosty, ale dzięki temu widz potrafi docenić muzyczną i dramaturgiczną wartość „Jutra”. Pomagają mu w tym wykonawcy, a zwłaszcza Anna Bernacka, która nakreśliła przejmujący portret dziewczyny rozpaczliwie pragnącej miłości. Prapremiera „Kolonii karnej” Joanny Bruzdowicz miała się odbyć w 1968 r. w Pradze, ale po wkroczeniu do Czechosłowacji obcych armii nie było szans na pokazanie utworu opartego na opowiadaniu Kafki. Potem jednak operę wystawiono we Francji i Belgii, a 13 lat po warszawskiej inscenizacji „Kolonia karna” znów zagościła na polskich scenach. Franz Kafka jak wizjoner opisał w 1914 r. maszynę ryjącą w ciele skazanego sentencje wyroku. Wiek XX stał się potem epoką systemów specjalizujących się w coraz bardziej wyrafinowanych koloniach karnych. Groteskowy świat Kafki zbladł więc wobec bezpośrednich doświadczeń całego świata. Dziś „Kolonia karna” – zwłaszcza w operowej wersji – jest niczym innym jak naiwną zabawą w teatr. Reżyser Marek Weiss-Grzesiński starał się tchnąć nieco życia w „Kolonię karną”, ożywić ją odniesieniami do wydarzeń z Iraku, ale w ten sposób jeszcze bardziej ją strywializował. Muzyka Joanny Bruzdowicz po latach stała się banalna i pozbawiona życia, a czołowa postać Podróżnego – papierowa. I tylko szkoda wysiłku młodego Łukasza Rosiaka (Oficer), który dostał tak nieciekawe tworzywo, by udowodnić, że ma talent. Musica Polonica Nova lubi mistrzów i debiutantów Wrocławski festiwal, którego tegoroczną edycję otworzyły premiery „Jutra” i „Kolonii karnej”, to największa w kraju prezentacja rodzimej muzyki współczesnej. Przez osiem dni proponuje spotkania z twórczością kompozytorów różnych generacji – od mistrzów (Witold Lutosławski czy Krzysztof Penderecki) po prawykonania utworów kompozytorów młodych, jeszcze przed trzydziestką (Dobromiła Jaskot, Jagoda Szmytka, Tomasz Praszczałek). W przeciwieństwie do Warszawskiej Jesieni Musica Polonica Nova pokazuje różne tendencje, a obok dzieł ważnych i wybitnych usłyszy-my tu z pewnością i utwory przeciętne. Ale taki jest stan polskiej muzyki. Dobrze natomiast, że festiwal lansuje nowych twórców, bo niektórzy (Praszczałek lub Szmytka) cieszą się większym zainteresowaniem za granicą niż w kraju. Tadeusz Baird „Jutro”. Reż. i scen. Ewelina Pietrowiak. Joanna Bruzdowicz „Kolonia karna”. Reż. Marek Weiss-Grzesiński, scen. Małgorzata Słoniowska. kier. muz. Tomasz Szreder, premiera 15 lutego, na festiwalu Musica Polonica Nova, Opera Wrocławska .