Losu gra
„Dzień Walentego" – reż. Justyna Celeda – Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi – aut. Katarzyna MikułaInscenizacja sztuki pt. „Dzień Walentego" Iwana Wyrypajewa w reżyserii Justyny Celedy miała swoją premierę 5 stycznia 2024 roku na deskach łódzkiego teatru im. Stefana Jaracza. Przedstawiona historia to niezapomniana mieszanka nostalgii, komedii i romantyzmu, z których każde z nich może wywołać łzy.
Dzień Walentego, nazywany także Walentynkami, od razu kojarzy się z miłością, historia w przedstawieniu także jej dotyczy, ale jest ona tu bolesna, niespełniona i okraszona nabojami ze strzelby. Nie należy ona do tych szczęśliwych, jak zazwyczaj, gdy w grę wchodzą trzy osoby...
„Dzień Walentego" został napisany w 2001 roku i tekst, jak też inne dramaty Wyrypajewa, wpisuje się w motywy literatury rosyjskiej, przesyconej niemożnością pogodzenia się z losem i otaczającym światem, skomplikowanymi relacjami międzyludzkimi i kwestiami metafizycznymi wyrażonymi poprzez intrygi i gorzki, abstrakcyjny humor. Sztuka rozpoczyna się od zapowiedzenia przez Walentynę co zaraz będzie się działo, jest to dzień jej urodzin i od dwudziestu lat wygląda on tak samo.
Od tego czasu nie jest to szczęśliwe wydarzenie, ponieważ ten sam dzień stał się rocznicą śmierci jej ukochanego. Jak przewiduje bohaterka, do jej pokoju wchodzi pijana sąsiadka z tortem – jest to Katia, z którą dzieli miłość do jednego mężczyzny. Zatem z pretekstem urodzin, kobiety, choć nie pałają do siebie sympatią, spotykają się, by przeżyć rocznicę śmierci najważniejszego dla nich człowieka. Przez całe życie dzieliły emocje kierowane w stronę Walentego, a po jego śmierci każda przeżywała stratę na swój sposób. Jednak te formy żałoby nie współgrały ze sobą, więc kobiety jeszcze bardziej tkwiły w zawieszeniu i cichym oskarżaniu za swoje nieszczęścia.
Choć akcja głównie dzieje się w dzień urodzin i śmierci, to tak naprawdę możemy zobaczyć także wcześniejsze lata i towarzyszącą trójce ludzi bujną miłość i intrygę. Spośród bohaterów tylko Walentyna (Milena Lisiecka) zostaje ciągle w jednej odsłonie, zatrzaśnięta w dniu swoich 60 urodzin wspomina czasy, gdy ukochany żył. Obserwujemy, z pomocą retrospekcji kobiety, rozwijające się relacje między Walentyną i Walentym oraz Katią i Walentym, przeplatające się z wydarzeniami z trwających urodzin, gdzie Katia (Dorota Kiełkowicz) próbuje zatuszować skrywany żal i bawić się przy akompaniamencie akordeonu i wódki, ignorując widoczną niechęć Walentyny, wyrywanej ze swoich wspomnień. Forma ukazania przeszłości przez reżyserkę Justynę Celedy jest płynna, początkowo sceny ze wspomnień pojawiają się z tyłu sceny, za zasłoną i wychodzą na przód, aż mieszają się na pierwszym planie z aktualnymi zdarzeniami. Widzimy 20-letniego Walentego (Karol Puciaty) pałającego ogromną miłością do Walentyny, która w swoich wspomnieniach wciąż przeżywa momenty spotkań na ławce i rozmów z chłopakiem. Pojawia się też zagubiona 20-letnia Katia (Eliza Sondaj), która już wtedy czuje coś do Walentego, ale wie, że ten kocha inną i gdyby nie jedno nieporozumienie, ta historia mogła zupełnie inaczej wyglądać.
Bardzo podobał mi się sposób ukazania lecących lat, gdy Katia i Walenty, już jako małżeństwo, starzeli się razem i w łóżku – które obok stołu jest ważnym elementem wystroju mieszkania i symbolem wspólnego życia – z 20-latków stali się 40-latkami. Wtedy Walenty (Marcin Włodarski) nie może przeżyć jak potoczyło się jego życie i pragnie zrozumieć swoje uczucia, a Katia (Iwona Karlicka), wiedząc, że jej mąż nie czuje do niej miłości, stara się kochać za dwoje.
Dzięki świetnemu doborowi obsady mogliśmy prześledzić życie i rozterki bohaterów na przestrzeni wielu dekad, jeszcze bardziej wczuwając się w ich sytuację. Spektakl nie miał przerw, ale najważniejsze zmiany czasowe i kolejne akty były rozdzielane dźwiękiem (muzyka – Aliaksandr Yasinski) i światłem. Odpowiedzialnym za scenografię, kostiumy i reżyserię światła był Jan Głąb, który zaakcentował za ich pomocą przebieg lat i ukazał (w szczególności w scenografii) zniszczenie, jakie może wywołać miłość. Minimalistyczny, surowy wygląd sceny, złożona z fragmentów paneli podłoga i zniszczone w trakcie przedstawienia drzwi odzwierciedlają wnętrza bohaterów i walkę o miłość, do której nie wiadomo kto ma prawo. Na uwagę zasługuje też pomysłowość wykorzystana przy rekwizytach, które na potrzeby danej sceny zmieniały swój wygląd i zastosowanie.
„Dzień Walentego" Wyrypajewa to pasjonujący obraz relacji międzyludzkich i konfrontacja dwóch silnych emocji – miłości i nienawiści, które znajdują się w życiu człowieka bardzo blisko siebie i wywołują niesamowite zamieszanie. Historia trójki ludzi – Walentyny, Walentego i Katii – może wydawać się nieprawdopodobna, bo jak to kobiety kochające jednego mężczyznę mogą mieszkać tak blisko siebie i się widywać w dzień jego śmierci?
Żeby dowiedzieć się, dlaczego tak jest i czy ktoś jeszcze przez tę miłość ucierpi, polecam pójść na spektakl w reżyserii Justyny Celedy. „Dzień Walentego" porusza, zastanawia i zapada w pamięć i serce.