Lot szamana
„Balladyna" – aut. Juliusz Słowacki – reż. Robert Czechowski – Lubuski Teatr w Zielonej GórzeZajmij miejsce na widowni, zanurz się w głębokim kadrze sceny i zacznij śledzić lot szamana, a być może odnajdziesz odpowiedź na pytanie: ile warte jest ludzkie życie? Odkryj tajemniczą ludowość i siłę ludzkich pragnień, która wymyka się moralnym zasadom, podczas widowiska „Balladyna" w reż. Roberta Czechowskiego na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze.
Moją uwagę od pierwszych chwil spektaklu przykuła intrygująca scenografia (scenografia i kostiumy: Adam Łucki). Na najdalszym planie na tle setek świetlików pięło się ogromne drzewo z trofeum, w postaci głowy jelenia, na wzór Drzewa Kosmicznego. Wokół niego podczas przedstawienia, pojawiały się lampy, przypominające brzozy w leśnej gęstwinie. Natomiast prawą i lewą stronę sceny obejmowały dwie drewniane chaty.
Gdy zgasło światło od razu wtopiłam się w świat utworu Juliusza Słowackiego. Piękna muzyka (autorstwa Daniela Grupy) dopełniła romantyczną opowieść o przemianie, jaka zachodzi w człowieku, gdy już raz zejdzie ze ścieżki dobra. Bębny słyszane w tle śpiewów, wprowadzały mnie w trans, pozwalając opuścić ciało i podróżować do czasów Popiela. Byłam oczarowana musicalowymi komponentami spektaklu. Dźwiękom towarzyszył dynamiczny, a przy tym niezmiernie dopracowany ruch sceniczny (który stworzył Paweł Matyasik). Dodatkowo kostiumy imitujące czarowne stroje sakralne potęgowały ekspresję choreografii. Duże, kolorowe maski, jakie przywdziewali aktorzy, pozwalały wytworzyć atmosferę zawieszenia między światami – lotu kosmicznego, jakiemu poddają się szamani, aby wejść w kontakt z nadludzkimi sferami.
Każda z postaci stanowiła osobne ogniwo, łączące w całość tę nowoczesną inscenizację „Balladyny". Gra wszystkich aktorów była imponująca. Balladyna (Katarzyna Hołyńska) pokazała nowe oblicze: oprócz bezwzględności głównej bohaterki odkryto przed widzem pragnienie uwolnienia się z ram zwykłego życia. Jej wystąpienia wielokrotnie poruszały mną do głębi. Podobnie Tatiana Kołodziejska (Wdowa) wkładała tyle emocji w wypowiadane kwestie, że nie mogłam nie łączyć się z nią w bólach starej matki. Na wyróżnienie zasługuje każdy z aktorów. Swoją grą zahipnotyzował mnie Kacper Zalewski, wcielający się m.in. w Kostryna. Stworzył niepowtarzalny nastrój grozy i zbudował napięcie, które trzymało widza do ostatnich sekund sztuki. Powalające jak plastycznie można pokazać psychologię zła, kiełkująca w umyśle człowieka. Paweł Gabor w roli Grabca świetnie ukazał prostotę wiejskiego chłopaka, który pragnie jedynie bawić się życiem i nie chce zdawać sobie sprawy z konsekwencji swoich poczynań.
Magiczne również było to jak światło (reżyseria świateł: Michał Gilka), korespondowało z impresją na scenie. Nadnaturalnie oświetlało boginię natury – Goplanę (Marta Stalmierska), która razem ze swoimi pomocnikami: Skierką (Hanna Szurgot), Filonem (Zofia Tkaczyńska) i Chochlikiem (Aleksandra Kołtuniak), układała losy bohaterów. Momentami jednak Goplana, kontrastowo do siły swoich poczynań, wydawała się zagubiona, niczym sarna wpuszczona w gąszcz rozrośniętych miejskich ośrodków, a jeszcze przed chwilą pustych prapuszczy.
Spektakl ten był niepowtarzalnym przeżyciem. Wielokrotnie czułam się wzruszona. To nie jest sztuka, na którą wystarczy iść raz. Trzeba ją zrozumieć, doświadczyć i spotkać się z nią ponownie, aby móc odkryć od nowa jej magię.
Naprawdę polecam udać się na „Balladynę" w reż. Roberta Czechowskiego Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze oraz osobiście poczuć to piekno i duchowość. Nie będzie to stracony czas.