Mariaż Szekspira z rumuńską kulturą
„Wesołe płaczki" – reż. Alexandru Vasilachi – Teatr „Mihai Eminescu" w Botoșani (Rumunia)Rumuński spektakl „Wesołe płaczki" z Teatru „Mihai Eminescu" w Botoșani w reżyserii Alexandru Vasilachi okazał się być próbą fuzji elementów rumuńskiej kultury z regionu Dacji z różnymi motywami z wielu komedii jak i tragedii Williama Szekspira.
Akcja przedstawienia toczy się w dackiej twierdzy, której władca, Ieremia (Marius Rogojinschi) chce umrzeć w spokoju i w towarzystwie płaczek. Te w końcu do protagonisty docierają, a przewodzi im Dochia (Daniela Bucataru), jego dawna miłość. Ieremia jednakże umrzeć nie potrafi, a na dworze zapanowuje chaos: liczni jego synowie szybko podkochują się w płaczkach – często ze wzajemnością. Razem z Dochią muszą poradzić sobie z tą obyczajowo niefortunną sytuacją.
Reżyser przedstawienia w swojej historii sięgnął po kilka motywów dobrze znanych z tekstów stratfordzkiego barda. Alexandru Vasilachi wyjawił w pospektaklowej rozmowie z Tomaszem Domagałą, że w spektaklu można doszukać się symboli i fragmentów z takich utworów jak „Wiele hałasu o nic", „Poskromienie złośnicy", „Kupiec Wenecki", „Wesołe Kumoszki z Windsoru", czy nawet „Makbet". Niezłym zatem pomysłem było stworzenie widzowi możliwości wyłapywania nawiązań do tekstów angielskiego dramatopisarza.
Wspomniane wyżej motywy uwikłane zostały w liczne tańce i śpiewy ludowe charakterystyczne dla kultury dackiej, która kwitła już w czasach Imperium Rzymskiego. Vasilachi postanowił zrealizować swoje założenie przeplatając kameralne sceny żwawymi, tradycyjnymi rumuńskimi tańcami, w których brała udział cała obsada. Co do strojów ludowych, twórcy postanowili się nimi zaledwie zainspirować – na czarne kostiumy naszyto charakterystyczne wzory geometryczne.
Niemniej, kontrowersyjnie w spektaklu wypada końcówka zaczerpnięta z „Poskromienia złośnicy", gdzie bohaterka stylizowana na szekspirowską Katarzynę, tytułową złośnicę, wygłasza monolog, w którym zgadza się na swoje uprzedmiotowienie i pełną zależność od swojego męża i pana, jak go sama określa. Oczywiście, rumuński spektakl jest komedią, więc do pewnych kwestii należy podchodzić z dystansem, jednakże kluczowe jest to, jak ten monolog zaprezentowali nam twórcy, a zaprezentowali go w poważnych tonach, jak gdyby taki rzeczywiście miał być morał płynący z tej historii – żona należy do męża, nic do gadania nie ma i tyle. Mam zatem duże wątpliwości czy to poskromienie kobiety rzeczywiście jest takie śmieszne z naszej – polskiej – perspektywy; szczególnie biorąc pod uwagę to, jak obecny obóz rządzący czy wpływowi przedstawiciele kościoła podchodzą do kobiet i ich roli w społeczeństwie, a o polityce antyaborcyjnej i jej dobrze nam znanych tragicznych skutkach już nie wspominając.
Także tak wypadły „Wesołe płaczki" z Rumunii. W komedii również – a może przede wszystkim – trzeba wiedzieć jakie wartości chce się widowni przekazać, bo przecież widz nie przychodzi na nie wyłącznie dla śmiechu. Zwłaszcza kiedy mówimy o twórczości Szekspira, dla której żart czy ironia – a tej w rumuńskim spektaklu zabrakło – są zaledwie narzędziami służącymi do komunikacji z publicznością.