Marzenie małej dziewczynki
Rozmowa z Beatą ŚliwińskąMyślę, że w Teatrze Polskim we Wrocławiu największym wyzwaniem była dla mnie moja pierwsza, główna rola w komedii romantycznej „Filadelfijska Opowieść" w reżyserii Stanisława Melskiego. Kocham grać Tracy Lord. Ta postać jest bardzo złożona i wielobarwna, bardzo emocjonalna i frywolna, ale przykryta płaszczem elegancji i klasy Filadelfii lat 20. XX wieku.
Z Beatą Śliwińską – aktorką Teatru Polskiego we Wrocławiu - o jej drodze teatralnej, rozmawia Urszula Laszczyńska z Dziennika Teatralnego.
Urszula Laszczyńska: Dlaczego chciała Pani zostać aktorką?
Beata Śliwińska - To było marzenie małej dziewczynki, które udało się spełnić w życiu dorosłym. Zawsze fascynowało mnie aktorstwo i od dziecka dobrze czułam się na scenie. Brałam udział w licznych konkursach recytatorskich i cieszyło mnie, że mogę coś ważnego przekazać ze sceny, a druga osoba tego słucha. Spotkanie z widzem było dla mnie zawsze inspirującym i ekscytującym momentem. Mój pierwszy „poważny" występ przed publicznością w domu kultury miałam w wieku 2 lat i 4 miesięcy. Wyrecytowałam wtedy wiersz Juliana Tuwima „Spóźniony słowik" i ten występ zapoczątkował pasję i miłość do tego zawodu na całe życie.
Co najbardziej podoba się Pani w pracy w teatrze?
- To, że codziennie mogę wejść do innego świata, że mam kontakt z fantastycznymi, twórczymi ludźmi. Razem tworzymy coś niezwykłego i możemy zabrać w ten świat widzów, dać im trochę radości, refleksji, zapomnienia. Praca w teatrze nigdy nie jest monotonna i nudna. Jest inspirująca i zaskakująca, często wyczerpująca fizycznie i psychicznie, ale zawsze dla mnie satysfakcjonująca. Kocham tę pracę i nie zamieniłabym jej na żadną inną, chociaż ma również swoje mroczne strony.
Co przeszkadza Pani w aktorskiej profesji?
- Przeszkadza mi czasem środowisko. Ludzie, którzy plotkują i nakręcają afery. Nie znoszę nepotyzmu, zawiści i zazdrości, z którymi często, jako aktorka, się spotykam. Staram się zawsze wykonywać swoją "robotę" najlepiej, jak potrafię, a wiele osób lubi podcinać skrzydła. Nie chodzi tutaj o chwalenie się czy szukanie poklasku. Po prostu lubię zawsze pracować w atmosferze wzajemnego szacunku i na sto procent, bez półśrodków, z pełnym zaangażowaniem. Taka jestem i tego też oczekuję od innych.
Która rola była dla Pani największym wyzwaniem?
- Każda rola jest dla mnie wyzwaniem, jak cały ten zawód! (śmiech) Oczywiście są takie, które wymagały ode mnie dużo więcej zaangażowania i pracy. Myślę, że w Teatrze Polskim we Wrocławiu największym wyzwaniem była dla mnie moja pierwsza, główna rola w komedii romantycznej „Filadelfijska Opowieść" w reżyserii Stanisława Melskiego. Kocham grać Tracy Lord. Ta postać jest bardzo złożona i wielobarwna, bardzo emocjonalna i frywolna, ale przykryta płaszczem elegancji i klasy Filadelfii lat 20. XX wieku. Ma też dużo z Beaty prywatnie (śmiech). Jeśli chodzi o rolę, która była największym wyzwaniem pod względem fizycznym, to na pewno Brooke Windham - królowa fitnessu z musicalu „Legalna Blondynka" w reżyserii Janusza Józefowicza, którą miałam przyjemność grać w krakowskim Teatrze Variete. Cztery i pół minuty skakania na skakance, synchronicznego układu i śpiewania jednocześnie solowego numeru wymagały ode mnie sporej pracy, licznych powtórzeń, treningów i kondycji, żeby dojść do takiej wprawy, aby to super brzmiało i wyglądało (śmiech).
Wcielanie się w którą postać dało Pani najwięcej radości?
- Ojej, ciężko wybrać jedną! Ale obecnie bardzo polubiłam się z lekkim, farsowym repertuarem, więc chyba na ten moment postać Brooke z farsy „Czego nie widać" w reżyserii Marcina Sławińskiego. Fantastycznie jest móc grać głupiutką blondynkę w panterce, która bardzo chce być dobrą aktorką, ale kompletnie jej to nie wychodzi. Ja mam przy tym super ubaw
i myślę, że widzowie również (śmiech).
Co Pani myśli o pracy z innymi aktorami i reżyserami? Czy jest to dla Pani stresujące środowisko czy wręcz przeciwnie - przyjazne i inspirujące?
- Uwielbiam w ogóle pracę z ludźmi. Zawsze zaczynam każde spotkanie czy próbę z entuzjazmem, zaangażowaniem i zapałem do pracy. Zawsze chcę i wierzę, że będą to spotkania inspirujące i wartościowe dla wszystkich, zarówno dla aktorów, reżyserów, jak i twórców. Jak to w życiu, tak i w teatrze bywa różnie, ale chyba dzięki temu właśnie nie ma mowy o nudzie, monotonii, przewidywalności i powtarzalności. Każde doświadczenie nas czegoś uczy i to jest
najpiękniejsze w tym zawodzie.
__
Beata Śliwińska - aktorka telewizyjna, filmowa i teatralna. Urodzona 11 czerwca 1990 r. Absolwentka Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie im. St. Wyspiańskiego na wydziale aktorskim, ze specjalnością wokalno-aktorską, a także zarządzania kulturą na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi. Od 2019 roku jest etatową aktorką Teatru Polskiego we Wrocławiu, a w tym sezonie można było ujrzeć ją między innymi w roli charyzmatycznej Heleny w "Śnie nocy letniej" Szekspira w reżyserii Magdaleny Piekorz. Bierze udział m.in. w serialu "Lombard. Życie pod zastaw".