Mazurskie spotkania przy świecy
Spotkanie "Krzysztofory" w Gromie w ośrodku Teatru STU.Dwudziestego czwartego lipca obudziłem się równo o siódmej trzydzieści, jak mam w to w zwyczaju. Zjadłem śniadanie, jak mam w zwyczaju i wypiłem herbatę, jak mam to w zwyczaju. Po jakże udanej celebracji poranka włożyłem buty i zamknąłem drzwi mieszkania na klucz. Około ósmej czterdzieści pięć rozpocząłem moją lipcową mazurską podróż.
Jechałem pociągiem z Poznania do Olsztyna. Ku mojemu zdziwieniu podróż okazała się krótka i bezbolesna. Ze stolicy jeziornego województwa jeszcze chwilę pociągiem regionalnym i jestem – GROM! Wysiadam pełen energii, z nieba żar. Peron, nazwijmy go minimalistyczny: ławeczka, mały płotek, kilka betonowych płyt na ziemi i, gdzie się nie rozejrzeć, przestwór natury, gdzie się nie obejrzę trawy, łąki, pojedyncze drzewa, a w oddali majaczy las. Domy też się trafią, ale to nieistotne, domy są wszędzie.
Czekam na niejakiego Piotra. – Piotr po ciebie wyjdzie. – Poinformował mnie telefonicznie Redaktor. Rozglądam się chwilę i rzeczywiście po chwili wyłania się z gęstwiny terenówka. A w niej Piotr. Jedziemy. Widoki wciąż zadziwiające, natura tutaj panem, my jedynie gośćmi. Wysiadam ja i jeszcze dwóch takich jak ja, to znaczy ASPIRUJĄCYCH KRYTYKÓW. Leśniczówka, piękna leśniczówka, jak przystało na leśniczówkę umiejscowiona w lesie, na skraju właściwie. Będziemy tu spać, dowiedzieliśmy się od Piotra. Miło i zacnie. Uśmiechy na twarzach nas nie opuszczą, pomyślałem. Usiedliśmy na tarasie ja, Krzysztof i Gosia z lampkami wina w dłoniach. Czekaliśmy na resztę.
Do Gromu przybyliśmy na zaproszenie dyrektora i reżysera Teatru Stu Krzysztofa Jasińskiego. Poznałem go pierwszego dnia, kilka godzin po winie w leśniczówce. Już nie w niej, a po krótkim czterominutowym spacerku od niej. Gdzie mieści się... – no właśnie co? Co się mieści? – Pensjonat Pana dyrektora? Artystyczne odludzie dla twórców sztuki wszelakiej z naciskiem na teatralną? Ciężko opisać to miejsce słowami. Trzydzieści pięć lat temu, jak podawali obecni goście i znajomi Jasińskiego – Tu stała stodoła, wie Pan, siano, zboże i słomę dla zwierząt tu trzymali. – Agrarność tego miejsca przeminęła, zastąpiła ją wiedza, książki, sztuka w najróżniejszej postaci i, co najważniejsze, spokój sprzyjający wyciszeniu. W dodatku niemalże cały teren pozbawiony jest zasięgu. Miejsce tak skrzętnie pomyślane, że każdy artysta tracący ducha twórczego, znalazłszy się tutaj, po chwili powinien go odzyskać – na moim przykładzie przynajmniej tak to się właśnie zdarzyło.
Minęło kilka godzin, gości zaczyna przybywać. Dyrektor lawiruje między nami, to znaczy gośćmi i przedstawia co rusz nowe twarze – O tutaj siedzi Pan Jacek Cygan, a tutaj Pan Wakar, również Jacek, ceniony krytyk teatralny. Poznajcie Profesora Krzysztofa Mroziewicza byłego Ambasadora Polski w Indiach. O! A tam z małżonką przechadza się Prezydent Krakowa. – Gdzie ja trafiłem, myślicie? Zadawałem sobie to samo pytanie. Po wielu godzinach dionizji znalazłem się w łóżku. Ostatnia myśl przed snem – magiczne miejsce, magiczni ludzie.
Po niedzielnych Bachanaliach przyszedł czas na poniedziałkowe nauki. Zaznaczam, do tej pory cel wizyty był mglisty, jedynie żarzył się na horyzoncie, jak zielona latarnia z Wielkiego Gatsbego. – Warsztaty. – Mówił nam Redaktor. – Na pewno będziecie Kontent. Reszty dowiecie się w swoim czasie. – Wybiła dziesiąta, 20 min po śniadaniu. Dyrektor Jasiński postanowił zerwać zasłonę niewiedzy.
– Zaprosiłem was tutaj, ponieważ wy krytycy jesteście częścią świata teatru, jego nieodłącznym elementem... Chcę wam pokazać, jak teatr wygląda od podszewki, od wewnątrz. Zaprosiłem tu kilku znakomitych ludzi, żeby z wami porozmawiali, przedstawili wam swoje spojrzenie na teatr, literaturę, na sztukę, na wszystkie składowe świata kultury. – Zaznaczę, że nie jest to cytat, a raczej esencja, którą wydobyłem z jego słów i postawy. Gdy skończył mówić, zapalił świecę stojącą na małym stoliczku, odsunął fotel i zapraszającym gestem pokierował pierwszego mówcę, krytyka teatralnego Jacka Wakara do rozpoczęcia swojego wykładu na temat krytyki teatralnej.
Wielu mówiło po Jacku Wakarze. Każdy w mojej opinii równie ciekawie i charyzmatycznie. Spektrum poruszanych tematów było niewyobrażalne – rozmawialiśmy o dzisiejszej kondycji krytyki literackiej, o hermeneutycznym badaniu tekstów, o magii języka czy mocy muzyki. Oglądaliśmy spektakle, po czym je analizowaliśmy. Każdy z obecnych był w stanie znaleźć coś co go zainteresowało, a nawet pochłonęło. Po wielogodzinnych wykładach siadaliśmy do wspólnego obiadu, wieczorem kolacji i rozmawialiśmy ze sobą, jakie to niezwykłe, że w ponad dwudziestoparoosobowej grupie nieznajomych tak szybko powstała swego rodzaju więź oparta na szczerej ciekawości drugim człowiekiem, a wszystko to w aurze życzliwości i wzajemnego szacunku.
I tak to nam minęły wspólne cztery mazurskie dni i noce. Z nieznajomych przerodziliśmy się w znajomych, niby niewiele na skali od nieznajomego do przyjaciela, ale nic bardziej mylnego – staliśmy się znajomymi dzielącymi wspólne pasje, a nie znajomymi z imprezy czy festiwalu. Często tracę wiarę w ludzkość, w dzisiejszego próżnego człowieka. To miejsce zdecydowanie wsparło mnie na duchu. Świat pełen ciekawości jeszcze nie zginął. Tacy jak my mogą go uratować. Miło było was poznać i liczę, że jeszcze się spotkamy albo inaczej – wiem, że jeszcze się spotkamy.
Do zobaczenia kiedyś!