Między burzą a burzą
28. Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski - Gdańsk: 26.07 - 4.08 - 2024 r.„Burza" Szekspira skupia w sobie wszystkie elementy i namiętności, które targają ludźmi i które idealnie się nadają do tego, żeby stworzyć konflikt, który jest podstawą dramatu w teatrze. Jest tu miłość, zazdrość, nienawiść, intryga, walka o władzę, ale też przebaczenie i rozgrzeszenie starych krzywd.
Pewnie dlatego ten dramat Szekspira jest tak często wystawiany na scenach świata. Na Festiwalu Szekspirowskim, w całości lub tylko w określonych wątkach, pojawia się w tym roku chyba najczęściej z wszystkich sztuk słynnego dramaturga. W czwartek na festiwalu obejrzeliśmy ją dwa razy. W obu przypadkach pierwotny tekst był tylko punktem wyjścia do rozważań nad ludzkimi przypadłościami.
W Konkurs o Nowego Yoricka Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie zaprezentował spektakl „Ekspedycja Burza" w reż. Alexandra Dulaka.
Gdy unieruchomionej ekspedycji polarnej grozi widmo powolnej zagłady, jej załoga dla zabicia nudy i niepokoju wystawia na pokładzie „Burzę" Williama Szekspira. Wysiłek performowania staje się dla nich wysiłkiem przetrwania i sposobem, aby w nieludzkich warunkach nie zwariować. Spektakl łączy tekst Szekspira z fragmentami dzienników z ekspedycji polarnych. Życie załogi splata się tutaj z losami bohaterów dramatu, a przestrzeń polarna zlewa się z przestrzenią sceny.Mamy więc kapitana statku, dla którego wyprawa jest najważniejszym celem bez względu na straty, jakie zostaną poniesione. Niczym szekspirowski Prospero dowodzi wszystkimi na wyspie i rozdziela im role. Warunki są trudne. Dojmujące zimno dokucza wszystkim i doprowadza do hipotermii jednego z członków załogi. Ale na zimno można znaleźć jakiś sposób – można się ruszać, co się w sztuce bardzo przydaje. Gorzej z głodem. Jego zaspokojenie nagle staje się dla wszystkim najważniejszą sprawą. Prymat potrzeb cielesnych nad duchowymi, nad potrzebą uznania, którą wciąż pielęgnuje w sobie Prospero, czyni z naukowej wyprawy, wyprawę o przeżycie. Ludzie pełni wzniosłych idei, nagle stają się prymitywami, którzy gotowi są zjadać psy.
Szukanie sensu w robieniu teatru wydaje się być absurdalne, skoro za rogiem czyha śmierć, skoro nie ma żadnej nadziei na ratunek. A jednak, jeśli już nic nie pozostaje, pozostaje tylko sztuka. Żeby do końca zachować resztki godności, idei, które kiedyś przyświecały, żeby zachować człowieczeństwo.
Realizatorzy przy minimalnej scenografii, głównie w bieli, skupili cała uwagę na ludzkich dylematach i było to dobre posunięcie, bo przecież to, co ludzkie, najlepiej widać, kiedy skupimy uwagę właśnie na ludziach.
W Konkursie o Złotego Yoricka Teatr im Jana Kochanowskiego w Opolu pokazał spektakl „Burza. Regulamin Wyspy" w reż. Katarzyny Minkowskiej.
Spektakl jest oparty na motywach dramatu „Burza" i stanowi bazę, trampolinę, dzięki której Jan Czapliński złożył nowe słowa.
W klasycznym tekście jest o miłości na odosobnionej wyspie, zdradzie, przemocy, postaci manipulują, knują – po trupach do celu, przystosowują się do nowych realiów, tworzą i demaskują sekrety. W ujęciu Katarzyny Minkowskiej to teatr jest bezludną wyspą, a rozbitkami twórcy sceny.
Zastosowany tu trik „teatr w teatrze" daje duże pole do improwizacji, którą świetnie wpleciono we fragmenty Szekspira.
Prospero tym razem jest reżyserem teatralnym. Samolubny, skupiony tylko na sobie, przekonany o własnej doskonałości, nie zauważa innych, a raczej traktuje ich przedmiotowo jak środki do osiągnięcia celu. Ta postać jest uosobieniem wszystkich reżyserów przemocowców, o których w ostatnich latach zrobiło się głośno. Brak szacunku do drugiego człowieka to ich cecha nadrzędna, bo dlaczego ktoś, kto we własnym mniemaniu stoi wyżej niż reszta ludzkości, miałby innych traktować jak równych sobie? Dlaczego ktoś miałby kwestionować jego wielkość? Krzyki czy wręcz wrzaski podczas próby, pomiatanie asystentem i aktorami – wszystko to uosabia Prospero. Ale też pokazuje swoją słabość, swoją niepewność, swoją niedoskonałość, którą mogą widzieć tylko najbliżsi – asystent Ariel i córka Miranda.
Są w teatrze również niespełnieni i niezadowoleni aktorzy, którzy marzą o zostaniu Hamletem i nie znoszą krytyków, którzy im uzmysławiają, że nie nadają się na Hamletów. Moment, w którym aktor zderza się z tą gorzką prawdą o sobie, jest jednym z najbardziej działających na emocje, bo czy nie każdy z nas czasami staje w sytuacji, kiedy jego marzenia walą się jak domek z kart?
Jest tu też rodzące się uczucie między dwójką aktorów – Mirandą i Ferdynandem, jest miłość córki do ojca, miłość nie do końca szczęśliwa, bo ojciec Prospero jest skupiony tylko na sobie i swojej pracy.
Antonio, Gonzalo oraz Alonso wraz z bratem Sebastianem reprezentują świat władzy. Zamknięci w przezroczystym pudełkowym pomieszczeniu, w garniturach, z mnóstwem papierów, knują swoje intrygi, robią plany przejęcia wyspy i ustanowienia na niej swoich rządów. Oczywiście walczą też o stołki i nie mają w tej walce żadnych skrupułów.
Lekko zarysowany jest również wątek Ariela – osoby niebinarnej, o której Prospero nie wie jak mówić. Nawet rzuca uwagę o zaimkach osobowych.
Akcja sztuki dzieje się w kilku planach, zielona linia wyraźnie wyznacza granice, kiedy aktor wchodzi w rolę, a kiedy z niej wychodzi. Na pierwszy plan wysuwają się rozmowy i problemy indywidulane, w tle – rozmowy polityków, którzy tworzą regulamin wyspy. To pokazuje, że nawet jeśli w pierwszym planie myślimy, że mamy wpływ na nasze życie, to w głębi działa drugi plan, który wedle własnego widzimisię, może nasze pomysły zniweczyć, wpłynąć na nasze życie nie uprzedzając nas o tym.
Aktorzy stworzyli tu bardzo wyraziste postaci, dołożyli fragmenty nie tylko z „Burzy", ale również z innych sztuk Szekspira. Najciekawiej się robi wtedy, kiedy wszystkie te plany się mieszają i rozgrywają równocześnie. Początkowe wrażenie chaosu szybko znika i widz potrafi skupić się na kolejnych bohaterach dramatu jednocześnie. To duża zasługa całej ekipy. Zwłaszcza, że uruchamia się obrotowa scena i na przemian mamy na zbliżeniach poszczególne wątki dramatu.
Na wyróżnienie jeszcze zasługują tancerze, którzy dopełniają sceny. Ubrani w cieliste trykoty, niby niewidzialni, a jednak mocno zaznaczający swoją obecność.
Be konfliktu byłoby nudno – jak mówi Miranda – w teatrze na pewno, ale czy w prawdziwym życiu jest on aż tak wskazany? Ferdynand ma wątpliwości.