Milcząc, prowokuje
„Iwona, księżniczka Burgunda" – reż. Cezary Tomaszewski – Teatr Ludowy w KrakowieKażda potwora ma swojego amatora – tak można w skrócie opisać spektakl „Iwona, księżniczka Burgunda", grany w krakowskim Teatrze Ludowym. Wziąć na warsztat tę groteskowo-cyniczną sztukę odważył się reżyser, scenarzysta i performer – Cezary Tomaszewski, a w tytułową rolę milczącej Iwony wcieliła się Beata Schimscheiner.
O „Iwonie, książnice Burgunda" pisał sam Witold Gombrowicz w serii felietonów „Wspomnienia polskie" dla Radia Wolna Europa (1959-1961) jako o komedii. Sztuka miała parodiować tragedie szekspirowskie. Autor zaczął pracę nad dramatem w 1933 roku, czuwając nad swoim chorym ojcem. Sztuka powstała w dwa lata, a sam Gombrowicz mówił, że pisał ją „z trudem i niechętnie". „Iwona" początkowo ukazała się w piśmie „Skamander" w 1938 roku, a dopiero dwadzieścia lat później została wydana w formie książkowej przez Państwowy Instytut Wydawniczy z okładką artysty Tadeusza Kantora (który wysoce cenił Gombrowicza, a nawet inspirował się jego twórczością podczas pracy nad „Umarłą klasą").
Wiele na temat dramatu dowiadujemy się od samego Gombrowicza, który zamieścił szerokie uwagi o grze i reżyserii oraz komentarze do wydania w „Skamandrze". Autor chciał, aby na pierwszy plan wysuwały się elementy humorystyczne i groteskowe utworu, które miały pozornie kamuflować dość przykry wydźwięk całego utworu. Przy tym zależało mu na bardzo swobodnej i naturalnej grze aktorskiej i nietraktowanej „zanadto na serio". Pisał, że „najbardziej dziwaczne sceny powinny być odegrane trzeźwo", a „bohaterzy sztuki są ludźmi zupełnie normalnymi, a tylko znajdującymi się w anormalnej sytuacji".
Na pierwszy rzut oka treść dramatu wydaję się prosta. Młody Książę Filip (Paweł Kumięga) zaręcza się z Iwoną (Beata Schimscheiner), którą sam Gombrowicz określa jako „nieapetyczną". Królowa Małgorzata (Katarzyna Tlałka) i Król Ignacy (Jan Nosal) nie są z tego faktu za bardzo zadowoleni, ale przymykają oko na wybryk Księcia, aby nie wywoływać skandalu. Sytuacja zmienia się, gdy Iwona zakochuje się w Księciu, a on tym samym poczuwa się do odwzajemnienia jej uczuć. Nie jest to jednak typowa komedia miłosna i jak przystało na cynika-Gombrowicza nie same uczucia są tutaj najważniejsze, a wpływ społeczeństwa na jednostkę, który zamienia się w eliminację tego, co inne i nietypowe – psujące efektywnie funkcjonujący do tej pory aparat dworski.
Z biegiem czasu „milczenie, dzikość, nieśmiałość, nieporadność Iwony stawia rodzinę królewską w trudnem położeniu" – czytamy za Gombrowiczem – a „jej biologiczna dekompozycja rodzi niebezpieczne skojarzenia, nasuwa każdemu na myśl własne lub cudze braki i defekty". Na dworze królewskim absurd zaczyna gonić absurd. Jedynym ratunkiem może być zerwanie zaręczyn z Iwoną. Ale czy to możliwe? Na to może być za późno. Pozostaje już tylko zabić Iwonę, wyeliminować to, co nie pasuje. Tylko jak? Może niech udławi się ością.
Jednym z najważniejszych elementów spektaklu Tomaszewskiego jest światło (Jędrzej Jęcikowski). Buduje ono, wraz z muzyką graną na żywo (pianino – Przemysław Winnicki), wyjątkowo atmosferę fikcyjnego królewska i pozwala na wprowadzenie gwałtownych cięć w fabule. Świetna jest również scenografia (Bracia – Agnieszka Klepacka i Maciej Chorąży), którą mocno wykorzystał reżyser, budując postać Iwony. Tomaszewski uczynił z Schimscheiner potwora dosłownie, wkładając ją w paszczę dominującego na scenie stwora. Aktorka doskonale udźwignęła postać nijakiej, cichej Iwony. Pierwszorzędnie zaprezentowała się w śmiałej scenie otwierającej spektakl – niemo gapiąc się na widzów przez dobrych kilka minut, prowokując ich tym samym do wywoływania na sobie jakichkolwiek reakcji – oklaskami, śmiechem, a nawet (choć cichymi) komentarzami.
Równie znacząca dla treści sztuki i świetnie poprowadzona została postać Izy (Anna Pijanowska), która ostatecznie mocno zazębia się z osobą tytułowej bohaterki. Doskonale zaprezentował się cały zespół Ludowego, ale warto wspomnieć o aktorach wcielających się w rolę króla-skrytobójcy i królowej-poetki – wyśmienicie śpiewającym utwór „O mio babbino caro" Janie Nosalu i mistrzowsko dramatycznej Katarzynie Tlałce.
Warto też zaznaczyć, że w spektaklu wykorzystano kostiumy z archiwalnych przedstawień Teatru Ludowego, zaprojektowane przez Elżbietę Krywszę, Annę Sekułę, Kazimierza Wiśniaka, Katarzynę Żygulską, które w oryginalny sposób łączą dawną baśniowość ze współczesnymi akcentami – sportowym obuwiem.
Spektakl bierze udział w VII Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa".