Molier z kryzysem wieku średniego
"Mieszczanin szlachcicem" - Teatr im. Mickiewicza w CzęstochowieW sobotni Międzynarodowy Dzień Teatru na częstochowskiej scenie im. Mickiewicza odbyła się premiera "Mieszczanina szlachcicem" w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. Były stojące brawa, choć widzowie wychodzili z mieszanymi wrażeniami.
Klucz do swojej pracy reżyser daje nam na końcu przedstawienia. Kiedy wszystkie postacie nakreślone przez Moliera w jego komedii zbierają się do finału na częstochowskiej scenie, nie ma wśród nich pana Jourdaina. Ten w prochowcu, kapeluszu na głowie i z całkiem współczesną teczką w dłoni pojawia się na widowni. Spośród krzeseł patrzy na aktorów komedii i zarazem dramatu jego życia. W teście umieszczonym na stronie internetowej teatr-mickiewicza.pl Waldemar Śmigasiewicz mówił potencjalnym widzom, że w zasadzie jego inscenizacja Moliera powinna nosić tytuł "Przypadki pana Jourdaina". To on bowiem jest osią zdarzeń i punktem odniesienia wszystkich współtworzących utwór postaci. W chwili, gdy w kapeluszu na głowę mieszczanin opuszcza scenę - jakby mówił za Felicjanem Dulskim: "A niech was wszyscy diabli".
Wbrew tradycji wystawiania "Mieszczanina szlachcicem", częstochowski inscenizator i autor opracowania literackiego całkiem na nowo interpretuje zachowania pana Jourdiana. Twierdzi, że klucz do takiego odczytania zalazł realizując scenicznie biografię Moliera. Nie jest to więc - zdaniem Śmigasiewicza - głupiec, snob i kabotyn, ale homo viator. Pan Jourdain doszedł po prostu do takiego punktu, że jego dotychczasowe życie zupełnie go rozczarowało. Pobudzony czystą miłością do kobiety postanowił się zmienić. Poznaje świat: muzykę, taniec, filozofię z dziecięcym zdziwieniem, otwartymi szeroko oczami i niedomkniętą buzią. To nic, że ukochana jest hrabianką, to nic że Dorant, który wyciąga od niego niebotyczne pieniądze, jest hrabią. Jourdainem powoduje czysta miłość do ludzi i otwarcie na nowy dla niego świat.
Mając w pamięci opisane założenia, długo wierzymy, że możliwe jest zbudowanie na scenie takiej postaci i takich jej relacji z innymi. W końcu iluż widzimy wokół mężczyzn, którzy osiągnąwszy materialną stabilizację wracają do młodzieńczych marzeń, zaczynają malować, pisać wiersze, udzielać się w teatrach amatorskich, odbywać dalekie podróże albo grać w golfa? Czasem - co częste w sferach biznesu i sztuki - szaleją dla piękności młodszej o 20 lat, również tylko po to, żeby odnaleźć młodość i nowe horyzonty życiowe.
Jak jednak można wierzyć w nowego Joudaina, kiedy ten odmawia ręki córki jej ukochanemu tylko dlatego, że ten nie ma szlacheckiego patentu (co wyznaje zresztą ze szczerością i dumą). Do tego skłonny jest wydać dziewczynę za nieznajomego - tylko dlatego, że ten podaje się za tureckiego następcę tronu. I to za cenę mamamuszi - absurdalnego tytułu wynikającego z niczego i nie niosącego nic, będącego wyłącznie zabawką snoba. Na dodatek jeszcze reżyser każe swojemu bohaterowi bić (choć tylko poduszkami) krytykującą go żonę.
Waldemar Śmigasiewicz sugeruje pewne odczytania. Bardzo dobrze, że usiłuje odświeżyć coś spatynowanego już tradycją. Sama ta próba już powinna skłonić publiczność do zastanowienia się nad przypadkami pana Jourdaina. Jednak logika molierowskiej komedii stanęła - wydaje się - na przekór tym zamiarom.
Dla przeprowadzenia swojej tezy inscenizator mocno przebudował inne składniki spektaklu. Znacznie uprościł język tekstu i zsyntetyzował niektóre sytuacje sceniczne. Podnosząc zresztą kilka scen na szczyty komediowego mistrzostwa - piękna jest podwójna kłótnia Lucylli i Michasi z Kleontem i Coviellem, równy jej duet Kleonta i pani Jordain, która wyłania się spod pokrowca mebli.
Tu warto zatrzymać się nad niezwykle udaną, funkcjonalną scenografią. To ledwie muśnięcie: po mieszczańsku przykryte tkaninami ruchome meble, odsłaniane i "grające" w miarę potrzeby.
Jeśliby kto budował swoje wyobrażenie o postaci pana Jourdaina na podstawie legendarnej kreacji Bogusława Kobieli, będzie wyprowadzony w pole. Piotr Machalica gra tę postać absolutnie naturalnie - prawie nie grając. Co czyni śmiesznym jego otoczenie (z wyjątkiem arystokratów), kreślone nawet z lekka groteskowo. Chociaż ta komediowość - szczególnie w przypadku Iwony Chołuj jako panią Jourdain - jest jakby wzięta w cudzysłów.
Zrobili ten spektakl
"Mieszczanin szlachcicem" Moliera, przekład: Tadeusz Boy-Żeleński, reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz, scenografia: Maciej Preyer, muzyka" Mateusz Śmigasiewicz. Obsada: pan Jourdain - Piotr Machalica, pani Jourdain - Iwona Chołuj, Lucylla - Sylwia Karczmarczyk, Kleont - Antoni Rot, Dorymena - Agata Ochota-Hutyra, Dorant - Waldemar Cudzik, Michasia - Sylwia Oksiuta, Covielle - Adam Hutyra, nauczyciel muzyki - Maciej Półtorak, nauczyciel tańca - Robert Rutkowski, nauczyciel fechtunku - Michał Kula, nauczyciel filozofii - Andrzej Iwiński, stylista - Sebastian Banaszczyk, Jean Baptiste - Mariusz Korek.