Mon cŒur s\'ouvre À ta voix...

"Akompaniator" - reż: J. Opalski - Teatr im. Słowackiego w Krakowie

"Akompaniator" autorstwa Anny Burzyńskiej to sztuka przewrotna, co rusz wyprowadzająca w pole widza naiwnie wierzącego, że z łatwością potrafi przewidzieć następny krok postaci. Gdy już myślimy, że koniec okaże się banalnym happy endem, Burzyńska, jak w "Fabulancie", puszcza do nas oko, pchając fabułę w zupełnie innym kierunku.

Tytułowy akompaniator (Marcin Kuźmiński) po trzydziestoletniej współpracy z Amelią, diwą operową (Monika Niemczyk), pierwszy raz zmusza kobietę, by go wysłuchała. Wyznanie miłosne, początkowo ignorowane przez kobietę, zadziwia, potem zaś już tylko przeraża – zwłaszcza, gdy akompaniator przywołuje każdy znakomicie zapamiętany gest Amelii, kolor jej sukienek, zapachy i kolejnych kochanków, gdy wyciąga wielką księgę spisanego dzień po dniu życia śpiewaczki, wreszcie, gdy opowiada kobiecie, jak kupuje jej bieliznę i perfumy, gotuje i sprząta pokój, który urządził jej w swoim domu.

I już do końca spektaklu nie wiemy, kto do nas mówi: nieprzytomnie zakochany mężczyzna, szalony fantasta, kabotyn czy psychopata. Prawdopodobnie po części każdy z nich. Znakomity Marcin Kuźmiński staje się demiurgiem pociągającym za sznurki nie tylko kariery, ale i życia osobistego, przekraczając wszelkie granice, czego najostrzejszym przejawem jest otrucie ostatniego kochanka Amelii. A więc psychopata owładnięty pożądaniem – a jednak nie do końca cielesnym. Tworzy sobie bowiem w wyobraźni świat, w którym mieszka z Amelią, jednak, mimo że przeszło trzydzieści lat temu to poniekąd z nią (masturbując się) przeżywa inicjację seksualną, gdy tylko kobieta wkracza z całą swą seksualnością, akompaniator panikuje. Skrywane do tej pory uczucie rozbrzmiewa pełną mocą i we wszystkich swych odcieniach, bohaterowie zaś przechodzą kolejne etapy miłosnego cierpienia, opracowanego przez R. Barthesa we „Fragmentach dyskursu miłosnego”, co Burzyńska wyraźnie zaznacza w programie. A że reżyserem jest Opalski, nie mogło zabraknąć głosu Marii Callas, zwłaszcza po aluzji w samej sztuce. Wydaje się jednak, że finał z Amelią w bieli jest trochę za ciężki i w gruncie rzeczy zbędny, nawet jeśli miałaby być to gra z operową formą.

Amelia, rozkapryszona gwiazdka, trochę śmieszna w samouwielbieniu, w przerysowanych gestach (przydługi taniec godowy), typowa jest jednak dla środowiska, w jakim żyje. Niemczyk wypada jednak blado i zbyt koturnowo przy Kuźmińskim o tylu twarzach, ile widzów i interpretacji. To głównie dzięki jego grze możemy zadać sobie pytanie o to, kto jest właściwie ofiarą: pogardzany, niezauważany akompaniator, który poświęcił swojemu wyobrażeniu Amelii trzydzieści lat życia czy śpiewaczka, którą ominęła szansa międzynarodowej kariery, a życie osobiste legło w gruzach (przynajmniej na chwilę)? I dla tej gry warto na „Akompaniatora” się wybrać.

Joanna Barska
Dziennik Teatralny Kraków
25 czerwca 2009

Książka tygodnia

Wybór opowiadań
Świat Książki
Edgar Allan Poe

Trailer tygodnia

Zielona granica
Agnieszka Holland
Po przeprowadzce na Podlasie psycholo...