Mundus inversus, czyli świat na opak

"Karnawał czyli pierwsza żona Adama" - reż. Jarosław Gajewski - Teatr Polski w Warszawie

Na pierwszym w dziejach świata karnawale, w ogrodzie przypominającym rajski, spotykają się: Szatan, Prometeusz, Biskup, Goethe z młodą kochanką, Adam i Ewa, oraz tytułowa pierwsza żona Adama – demoniczna Lilith. Karnawałową zabawę organizuje Impresario przy pomocy swego Asystenta. Tematem ma być tajemnica płci. Jest czerwiec, czas sobótkowy. Dlaczego nie luty? Bo w tej sztuce, jak w prawdziwym karnawale, porządek świata zostaje zakłócony i odwrócony.

Rajski ogród „robi" podest z przezroczystego pleksi z zatopionymi w środku bujnymi roślinami, plastikowe designerskie meble i lekko drżący obraz jeziora, po którego Drugiej Stronie podobno znajduje się świat będący zupełnym przeciwieństwem tego. Dobór bohaterów może nieco dziwić, ale tylko do chwili, w której uzmysłowimy sobie, że karnawał przedrzeźnia kulturę oficjalną, czerpiąc z niej pełnymi garściami. Na początek „dają nam" zatem Goethego (Leszek Teleszyński), starca, który od dawna już nie pisze, odcina tylko kupony od swojej niegdysiejszej wielkości. „Jestem zmęczony" – skarży się. Na karnawale pojawia się z młodziutką dziewczyną, choć utracił już siły witalne. Jeszcze się z tym nie pogodził. Teleszyński przejmująco kreuje postać mężczyzny, który nie akceptuje upływu czasu, który wciąż ulega podszeptom Erosa i usiłuje sprzedać duszę Szatanowi w zamian za jakiś magiczny środek przywracający – nie, nie młodość, to nie Faust! – ale sprawność seksualną. Dziewczyna, którą tu przyzwiózł, Marquerita (Marta Dąbrowska) i która może nam się (chyba niesłusznie) kojarzyć z Małgorzatą z „Fausta", jest zafascynowana dużo od niej starszym mężczyzną, w dodatku pisarzem, człowiekiem znanym, podziwianym, inteligentnym i eleganckim. Czym dla niej jest ten platoniczny związek? Może miłością, skoro akceptuje brak erotycznej więzi i tylko szybko, tak, by nikt nie zauważył, wymyka się nad ranem z Asystentem (Paweł Ciołkosz)? Odrzuca wszak miłość i rękę Impresaria (świetny Szymon Kuśmider), który rozczarowany i zazdrosny upija się, zostawiając karnawałowe przyjęcie na głowie swego Asystenta.

Dlaczego Lilith (Afrodyta Weselak) zabiera Adama (Kamil Maćkowiak) na Drugą Stronę Jeziora? Gajewski daje odpowiedź na to pytanie już w pierwszym akcie: jest nią obojętność Szatana wobec miłości Lilith, wobec jej pragnienia. Tych dwoje ma zasugerowaną wspólną przeszłość, która dla Lilith jest wciąż teraźniejszością. Jak oszukać ból, samotność porzuconej kobiety, jak ukarać niewiernego kochanka? Mechanizm jest stary jak świat, a biedny Adam jest tylko pionkiem w rękach swoich dwóch kobiet.

Szatan (Jerzy Schejbal) pociąga za wszystkie sznurki. To on opłaca Impresaria i Asystenta. To on szczuje Lilith na Adama. Uwodzi Ewę (Joanna Halinowska), która cała jest z ciała i popędów, i roznamiętnioną oddaje w ramiona Asystenta. Ten chłopiec faktycznie wiele dowie się o tajemnicy płci: że chuć jest podskórnym źródłem wszystkich ludzkich działań i wyborów. A jednak karnawał wydaje się przekraczać prawo, o istnieniu którego w ten sposób przypomina. Eksponując seksualność człowieka, uznając i ukazując całą potęgę libido, jednocześnie ostrzega przed skutkami ulegania mu.

Do kompletu mamy jeszcze Prometeusza (Rafał Królikowski) i Biskupa (Piotr Cyrwus) – osobliwą parę przyziemnych i ograniczonych chłopków – roztropków, na tyle głupich i prostych, że tajemnicze karnawałowe odwrócenie świata w ogóle ich nie dotyka i nie zmienia. Najwyraźniej z całego towarzystwa tylko oni nie tęsknią do tego, żeby było „inaczej". Pozostali uczestnicy karnawału szukają w jego liminalnym charakterze alternatywy dla świata, w którym żyją. Czy ją znajdują? O to mniejsza, istotne jest to, że zakosztowawszy mundus inversus wracają do swoich uporządkowanych żyć z wiedzą, której nie mieliby, gdyby nie szukali odmiany.

Celem, powodem i owocem tego karnawału jest dziecko poczęte przez Ewę i Asystenta. Kim ono będzie? Z Biblii wiemy, że wyrośnie na Kaina. Ale dziś, kiedy jest jeszcze tylko ziarenkiem w łonie swojej matki, może być każdym: Leonardem da Vinci, Michałem Aniołem, Marią Skłodowską – Curie, Sławomirem Mrożkiem. Jest w nim potencjalna wielkość i nowy początek, który daje nadzieję.

„Karnawał" Jarosława Gajewskiego jest najczystszym teatrem, ironicznym i bajecznie umownym. To erudycyjne cacko, przemyślane i stawiające pytania, ale nie dające gotowych odpowiedzi. To nie jest spektakl dla każdego: nie dotyka Prometeuszy i Biskupów, budzi sprzeciw, złość, smutek, bywa niewygodny, albo bolesny. Ten, kto choć raz marzył, żeby było „inaczej", zakosztuje w nim gorzkiego mundus inversus.Gdyby jednak świat, w którym żyjemy, był najlepszym z możliwych, nie potrzebowalibyśmy pewnie do szczęścia karnawału, a czym w istocie jest teatr, jeśli nie karnawałem właśnie?

Maja Margasińska
Dziennik Teatralny Warszawa
17 kwietnia 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...