Nasza Polska Wielka
"Stańczyk. Musical" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr Rozrywki w ChorzowieHistoria kołem się toczy. To powszechnie znana prawda, którą Ewelina Marciniak zdecydowała się wziąć na warsztat w Teatrze Rozrywki, w efekcie czego otrzymaliśmy "Stańczyk. Musical", opowiadający o wydarzeniach sprzed pięciuset lat - o polskim złotym wieku szesnastym.
W tym spektaklu zrealizowanym za państwowe pieniądze, opowiadającym o wydarzeniach z przeszłości (aktorzy podkreślają to kilkukrotnie przed rozpoczęciem historii o dworze króla Zygmunta Starego) , trudno nie zauważyć nawiązań do obecnej sytuacji w Polsce. W końcu rządzący zapewniają nas, że nasz kraj właśnie wchodzi w swego rodzaju złoty wiek, a podobno wszędzie zaobserwować można kwitnący dobrobyt i zadowolenie. Co więcej, zajmujemy miejsce w czołówkach różnorakich międzynarodowych rankingów, zarówno tych bardziej, jak i mniej chlubnych. Również podpisująca wszystko głowa państwa jest obrazem dobrze znanym współczesnym Polakom i najważniejsze - Stańczyk, który tylko się przygląda z boku, stara się zwrócić naszą uwagę na potencjalne katastrofy, które czekają na "Naszą Polskę Wielką" w niedalekiej przyszłości, jednakże nikt go nie słucha. Stańczykiem tym może być szeroko pojęty artysta, jednakże, zważając na niedawne wydarzenia, to właśnie teatr jest tą instytucją, która się najbardziej wtrąca, mając przy tym realny wpływ na społeczeństwo.
Opowieść snuta przez Marciniak o złotym okresie w dziejach Polski nie jest optymistyczna. W spektaklu dominuje surowe, białe światło, a jedynym momentem, kiedy scenę wypełnia ciepły, pomarańczowy blask reflektorów, jest pożar Wawelu. Cała historia dzieje się na zgliszczach tego wielkiego, dumnego zamczyska, które pochłonął ogień. Reszta sztuki pozostaje w mrocznym klimacie, charakterystycznym dla Marciniak. Efekt potęguje minimalistyczna scenografia obejmująca między innymi oryginalną kulistą bryłę zrobioną z luster czy zielony skrawek ogrodu, w którym zakamuflowano keyboard Stańczyka.
W musicalu oglądać można kilka naprawdę porządnych kreacji aktorskich. Na scenie dominuje Alina Szostak jako Bona Sforza, z tego względu, że jej postać jest najzwyczajniej najbardziej brawurowa i stanowcza. Pozostałe postacie, poza Stańczykiem i, po części, Zygmuntem Starym, orbitują w okół niej, będąc uzależnionymi od decyzji Bony. Wielce podobać się może Grzegorz Dowgiałło wcielający się w postać nadwornego błazna. Jego swoboda w poruszaniu się na scenie, luz w całej sylwetce i głosie tworzą razem jednostkę oderwaną od rzeczywistości, wyprzedzającą swoją epokę i przewidującą upadek Rzeczpospolitej. Na równi intryguje też Artur Święs w roli Zygmunta Starego, którego sposoby rządzenia scharakteryzować można porównaniem władca-estetyk. Mimo że przypomina w tym niepozornego, nierozgarniętego króla, będącego chwilami pod butem Bony, ta nuta stanowczości i zgorzkniały charakter w stosunku do Bony czynią go pasjonującą, nie będącą przy tym kompletnie przerysowaną, postacią kontrastującą z królową.
Ze sceny Teatru Rozrywki i tym razem rozlegają efektowne utwory wykonywane grupowo, ale najbardziej przyciąga uwagę samotny, barwny głos Dowgiałlo, wyśpiewujący swoje subiektywne spostrzeżenia. Choć są one zatrważające, w połączeniu z ironicznym uśmiechem i pozytywnym akcentem stają się słodko-gorzkie i trudniejsze do przełknięcia. Ale w końcu, ta "Nasza Polska Wielka" właśnie taka słodko-gorzka jest.
Jedynym problemem z jakim zdaje się zmagać "Stańczyk. Musical" to jego wielowątkowość. Część po antrakcie szczególnie zwraca uwagę widza na problem wychowywania kobiet na żony, który jest oczywiście godny wszelkiej krytyki, ale z racji swojej powagi nie bardzo przystaje do pierwszej, prześmiewczej i groteskowej połowy dotyczącej głównie życia prywatnego Jagiellonów. Ten ważny temat, mogący być interesującym materiałem na osobną sztukę, zostaje w pewnym stopniu spłycony , będąc przy tym nie do końca zbadanym i omówionym.
Ten spektakl Eweliny Marciniak, jakże ważny w naszych czasach, jest rzeczywiście porywającą produkcją, podaną w zgrabnej formie. Sztuka angażuje widza, podsuwając mu pewne stańczykowe przemyślenia dotyczące współczesności, do tego niejednokrotnie zmusza go do gorzkiego, ale szczerego, śmiechu.