Nie całkiem udany spektakl

"Nie całkiem wesoła historia" - reż. Józef Opalski - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Tego Czechowa trudno oglądać bez znużenia i wciąż powracającego pytania: "po co właściwie zrobiono ten spektakl?". Mowa o "Nie całkiem wesołej historii" według prozy rosyjskiego pisarza w reżyserii Józefa Opalskiego w Teatrze im. Juliusza Słowackiego.

Główny bohater Mikołaj Stiepanowicz (Grzegorz Mielczarek), uznany profesor i szanowany obywatel, targany jest egzystencjalnymi wątpliwościami. Analizuje swoje relacje z rodziną, ludźmi, środowiskiem naukowym. Jest figurą "rozdartej duszy rosyjskiej". Owszem, od pierwszej chwili jest nastrojowo. Z ciemności wyrywa nas jasny snop światła. Oto Grzegorz Mielczarek zaczyna opowieść o sobie. I brnie. Krąży po scenie - podobnie jak inni aktorzy - bezwiednie i bez celu. Przechadzają się z kąta w kąt i odgrywają wprawki sceniczne. Właściwie sami aktorzy nie wierzą w swoje role i postaci, które mają grać.

Nie wiem, jak przebiegała praca nad przedstawieniem, ale właściwie tylko główny bohater zbudował bazującą na emocjach figurę. Pozostali raczej pozostają w tyle, momentami wręcz stojąc w miejscu, gdy idzie o rozwój postaci.

Już po kilku chwilach zdajemy sobie sprawę, że kolejne sceny to luźny ciąg, nieklejący się w żadną spójną historię. Wszystko wygląda jak szkic do właściwego spektaklu. Czechow nie wybrzmiewa tu niestety w ogóle...

Ten zestaw scen być może w głowie reżysera był spleciony jakąś nicią porozumienia. Ale my nie dowiadujemy się, po co właściwie Józef Opalski nam tę historię chce opowiedzieć. Bawi się z nami w erudycyjną grę, w żonglowanie fragmentami z różnych dzieł Antoniego Czechowa, ale nic z tego dla widza nie wynika.

Pada w spektaklu zdanie: "Wielkie ambicje równa się wielka nuda. Taka, że aż muchy padają". Cóż...

Łukasz Gazur
Dziennik Polski online
18 marca 2016

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia