Nie chcecie sobie tego wyobrażać

"Wyobraźcie sobie.. " - Teatr im. Słowackiego w Krakowie

W Teatrze im. Słowackiego Andrzej Seweryn być może spełnia swoje aktorskie marzenia wcielając się po kolei w wielkich bohaterów szekspirowskich: Hamleta, Otella, Makbeta i innych. Ale od patrzenia na to, co dzieje się na scenie, widzowi robi się ciężko na sercu.

Przedstawienie Jerzego Klesyka to gwałt na Szekspirze i to gwałt najbardziej perfidny, jaki można sobie wyobrazić - uderza on bowiem w esencję geniuszu dramatopisarza ze Stradfordu, a mianowicie w umiejętność obnażania prawdy o najgłębszych zakamarkach ludzkiej duszy. W „Wyobraźcie sobie..." nie zostaje z tej umiejętności nic.

Na pustej scenie ozdobionej jedynie kolorowymi prześcieradłami rozwieszonymi w tle, których zawiłej symboliki nie udało mi się niestety rozszyfrować, niepodzielnie króluje jeden aktor. W tej to przestrzeni przez półtorej godziny przeistacza się, jak w kalejdoskopie, w dziesiątki bohaterów - tragicznych i komediowych, starych i młodych, mężczyzn i kobiety. Z pewnością nie jest to proste, na pewno Andrzej Seweryn udowadnia tą rolą wysoki poziom swojego warsztatu, ale taka praktyka nieuchronnie prowadzi do spłaszczenia każdej z ról. Zawrotne tempo spektaklu uniemożliwia jakiekolwiek budowanie napięcia czy psychologiczne pogłębienie bohaterów. Stąd, w wielu przypadkach, otrzymujemy niezamierzoną, obawiam się, parodię.

W „Wyobraźcie sobie..." Otello jest histerykiem, a Julia idiotką, zaślinioną i głupawo chichoczącą w oczekiwaniu na noc poślubną. Lady Makbet również chichocze, ale nieco bardziej lubieżnie, Makbet krzyczy na cały głos, skradając się z nożem do sypialni Duncana (co przecież w takim kontekście jest kompletnie absurdalne), a Hamlet, proszę państwa, wygłasza swój najsłynniejszy monolog, usiłując podciąć sobie żyły obtłuczoną szyjką od butelki. I wszystko to bez jakiegokolwiek sensu i celu, bez jakiejkolwiek przewodniej myśli!

Spektakl podporządkowany jest popisowi aktorskiemu i to właśnie aktor tryumfalnie okupuje pierwszy plan kosztem odgrywanych postaci. Kolejne jego wcielenia nie układają się w żadną całość, mówią o niczym. Są dwuwymiarowe, niedopowiedziane i nie pozostawiają po sobie żadnych głębszych wrażeń. Nigdy nie sądziłam, że da się to zrobić z bohaterami szekspirowskimi - a tu proszę, niespodzianka. Bez wiedźm, bez poczucia winy, bez ducha Banka - nie można być Makbetem. Można ewentualnie zadeklamować jego monolog.

W swoim ogólnym zamyśle polegającym na wrzuceniu do jednego przedstawienia kilkunastu dramatów spektakl Jerzego Klesyka przypominał mi „Dzieła wszystkie Szekspira (w nieco skróconej wersji)". Z tą tylko różnicą, że „Dzieła wszystkie..." ani przez moment nie usiłują udawać sztuki wysokiej, a nawiązują z pełną konsekwencją do tego, co w Szekspirze dosadne i rubaszne. Jak wiadomo, estetyka błazenady nie była genialnemu dramatopisarzowi całkiem obca i dlatego zwrócenie na nią uwagi ma jakiś sens. W "Wyobraźcie sobie..." - mieszaninie wszystkiego z niczym sensu i treści dopatrzeć się trudno. Chyba, że komuś za sens i treść wystarcza profesjonalizm Andrzeja Seweryna i tylko jeśli ma się dużą dozę tolerancji dla jego ewidentnego samouwielbienia - wtedy, być może, „Wyobraźcie sobie..." mu się spodoba.

Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
16 marca 2010

Książka tygodnia

Wybór opowiadań
Świat Książki
Edgar Allan Poe

Trailer tygodnia

Zielona granica
Agnieszka Holland
Po przeprowadzce na Podlasie psycholo...