Niecierpliwy na życie

rozmowa z Marcinem Januszkiewiczem

"Śpiewam wszędzie. Klatki schodowe, łazienka, przejście dla pieszych...Może to nie powinno się nazywać ćwiczeniem, choć robię to codziennie. Nie myślę nawet o tym. Po prostu śpiewam, bo lubię" - rozmowa z Marcinem Januszkiewiczem, aktorem Teatru Współczesnego w Warszawie, tegorocznym laureatem Festiwalu Pamiętajmy o Osieckiej

Na wstępie gratuluję nagrody. Sprawiłeś, że nie mogę uwolnić się od piosenki Wybacz Mamasza. Rzadko mi się zdarza, aby utwór, który znam z innego wykonania (w tym przypadku Mareka Richtera) przypadł mi bardziej do gustu w kolejnej interpretacji. A jednak Tobie się udało mnie przekonać do swojej wersji.

Dziękuję. To miłe co mówisz. Piosenkę Wybacz Mamasza poznałem dopiero w czasie przygotowań do konkursu i nie znałem jej z wcześniejszych wykonań.

Kiedy rozpocząłeś swoją przygodę z piosenką? Kiedy zacząłeś poważnie myśleć o śpiewaniu i kto był Twoim nauczycielem?

Odkąd sięgam pamięcią to śpiewam. Już panie w przedszkolu angażowały mnie do różnego rodzaju akademii, uroczystości okolicznościowych. W szkole podstawowej moim mentorem w sprawach muzycznych był pan Bakalarz. Prowadził taki zespolik, z dziecięcym repertuarem (np. piosenki Fasolek). Zaraził mnie muzyką. Później przyszły czasy Liceum i śpiewałem w zespołach rockowo-bluesowych. W szkole średniej poznałem też Renatę Tome, która była dla mnie dobrym duchem, nauczycielką, sprzymierzeńcem i przyjacielem. Ona przekonała mnie jakby na nowo do śpiewania. Dzięki niej poszedłem pewną drogą, obrałem kierunek, który do dziś trzymam. Bardzo wiele mi pomogła, również w życiu. Zaczęliśmy od poezji śpiewanej. Za jej namową wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim i dostałem wyróżnienie w kategorii poezja śpiewana. W Bełchatowie jest Chór Gospel Schola Cantorum im. Piotra Kudyby, w którym przez dwa lata byłem solistą.

Aktorzy jak nawet nie grają w danym dniu to ćwiczą dykcję, robią rozgrzewkę ruchową, powtarzają role… Ćwiczysz codziennie śpiew?

Tak. Śpiewam wszędzie. Klatki schodowe, łazienka, przejście dla pieszych… (śmiech) Może to nie powinno się nazywać ćwiczeniem, choć robię to codziennie. Nie myślę nawet o tym. Po prostu śpiewam, bo lubię.

Jak wyglądają eliminacje do Konkursu na Interpretację Piosenek Agnieszki Osieckiej? Jak to wygląda od kuchni?

Do eliminacji może przystąpić każdy. W tym roku zgłosiło się, jeżeli dobrze pamiętam, 135 osób. Należy wysłać głoszenie z tytułami wybranych utworów, nazwiskiem akompaniatora i ewentualnymi potrzebami scenicznymi. Pierwsze przesłuchanie odbywa się w Studiu im Agnieszki Osieckiej w Radiowej Trójce, następne w Sopocie w Tatrze Atelier, dalej koncert w Leśniczówce Pranie a finał ponownie w Warszawie.

W finale zaśpiewałeś Cyrk nocą i Wybacz Mamasza. Dlaczego Twój wybór padł właśnie na te piosenki? Osiecka napisała kilka tysięcy tekstów i miałeś z czego wybierać.

W doborze repertuaru (jak i podczas samego konkursu) bardzo mi pomogła moja przyjaciółka Monika Gołębiewska, która dostarczała mi wszelkie nagrania z tekstami Osieckiej. Dyskutowaliśmy o tym na bieżąco. Przesłuchałem setki piosenek, czytałem utwory Osieckiej i książki o niej samej. I nagle trafiłem na Wybacz Mamasza Zupełnie tego nie znałem. Jest to utwór napisany w 1996 roku specjalnie do spektaklu Do dna, którego też nie widziałem. Przesłuchałem wersji Richtera…

Z płyty Apetyt na życie..

Dokładnie. Kompozycja Gintrowskiego wydała się za bardzo patetyczna jak na mój gust, natomiast tekst odebrałem niezwykle osobiście. Nigdy mi się jeszcze wcześniej nie zdarzyło, żebym po jednym przesłuchaniu piosenki miał ułożoną wizję jej interpretacji i tego co chcę przekazać słuchaczowi. Na początku utworu była długa część instrumentalna, którą skasowałem i w jej miejsce wstawiłem wokalizę a całość zaśpiewałem oktawę wyżej. Natomiast drugi utwór jaki wybrałem to była Ulica japońskiej wiśni. Tekst jest o przeszłości, a ja sobie wykombinowałem, że niekoniecznie. Że to wciąż aktualne. Dla mnie ta piosenka jest apelem o dobry gust, smak. Po pierwszych eliminaacjach podszedł do mnie pan Jerzy Satanowski i powiedział, że Mamasza… ok., ale Ulica… się nie czyta przez pryzmat tamtych czasów. On tę moją interpretację rozumiał, ale zaproponował żebym przed Sopotem zmienił utwór. Za jego namową sięgnąłem po Cyrk nocą, w kontrze do gorzkiej Mamaszy. Nie jest to do końca pozytywny, optymistyczny utwór, ale taki słodko-gorzki, w dobrych proporcjach.

Masz swój ulubiony tekst Osieckiej?

Zabrzmi to banalnie, bo to bardzo znane piosenki: Na zakręcie i Białe zeszyty.

Piosenki Przybory, Młynarskiego, Osieckiej i Kofty wciąż żyją i znajdują kolejnych interpretatorów. Co roku mamy wysyp płyt z kolejnymi, czasami zaskakującymi, nowymi wersjami ich piosenek. Tak sobie myślę, że z jednej strony to dobrze, że nadal się do nich wraca, odświeża, ocala od zapomnienia, lecz moja podejrzliwa natura każe mi przypuszczać, że jeżeli dany artysta nie ma co nagrać, nie ma pomysłu na siebie a chce zaspokoić fanów nowym wydawnictwem fonograficznym, to sięga właśnie po te sprawdzone teksty. Chyba teksty Osieckiej i jej kolegów z branży pełnią rolę takiej trochę, przepraszam za wyrażenie, „zapchaj dziury”. Nie masz co nagrać? Nagraj Koftę i hit gwarantowany!  

I tak i nie. Zależy kto to nagrywa. Są tak zwani ‘”artyści”, którzy z braku pomysłu lub innych możliwości sięgają po wypróbowane teksty. Ale znam też wiele osób, które czarują swoimi wykonaniami i nawet ze słabego tekstu potrafią zrobić majstersztyk.

Świetne interpretacje Osieckiej można usłyszeć w wykonaniu Kasi Nosowskiej. Żyjemy w takich czasach, że ciężko przebić z czymś, co jest ambitniejsze. Komercja trzyma w ryzach swoich artystów i ich promuje. Wbrew pozorom teksty Osieckiej i Kofty nie są wszystkim znane. Moi bliscy, którzy w tym roku zdają maturę ich nie znają. Stąd ja bym się zaczął obawiać czy za 10 lat na nowo nie będziemy odkrywać Przybory. Na szczęście Fundacja Okularnicy robi bardzo wiele żeby pamięć o Agnieszce nie zginęła, była wiecznie żywa.

Swoją drogą ciekawe, dlaczego dziś mamy tak mało dobrych tekstów piosenek? Mam wrażenie kryzysu wśród tekściarzy. Teraz wszyscy sami sobie piszą, komponują, wykonują, produkują i wydają.

Wkrada się wyrafinowanie, kalkulacja i hochsztaplerstwo, uprawianie sztuki dla sztuki, silenie się na sztukę… A na sztukę wysilić się nie da.

Ja chyba wolę sztukę dla sztuki, niż wszechobecną grafomanię…

A ja wolę prawdziwe, płynące z serca i proste teksy niż wspomniane hochsztaplerstwo. Wolę jak ktoś mi uczciwie opowiada swoją historię niż udaje, wysila się na ambicje, które go przerastają. Wspomniałem Nosowską. Ona jest z płyty na płytę lepsza bo jest naturalna wprost.

Dotychczas mieliśmy szansę usłyszeć Cię w O’Malley’s Bar, Chopinie w Ameryce i Gran Opericie. Może już pora na samodzielny recital?

Nie, jeszcze za wcześnie. Obrałem sobie politykę małych kroków i gdybym czuł, że się nie sprawdza, to może postępowałbym inaczej. To dziwne: jestem niecierpliwy na życie, a zawodowo cierpliwości mam nadto. Może dlatego, że niczego nie oczekuję? Myślę, że jeszcze nie jest ten czas. Nie lubię niczego robić na przymus. Nic nie muszę, ale myślę o tym.

Jakiś czas temu słuchałem nagrania Bez ciebie nic, które wykonujesz z Natalią Sikorą. Gdybyś miał nieograniczone możliwości wyboru, z kim byś chciał zaśpiewać w duecie? 

Ta piosenka z Sikorą była pastiszem. A wracając do pytania, to chciałbym zaśpiewać ze Stingiem. To moje marzenie od dziecka.

Nie obawiasz się, że będziesz znany bardziej jako śpiewający aktor, niż jako aktor dramatyczny, filmowy, telewizyjny? Dobrym przykładem jest tu osoba Michała Bajora. Dziś już nikt prawie nie pamięta jego ról w teatrze i w kinie, za to wszyscy znają piosenki.

Nie wiem. Ja się nie zamykam, nie ograniczam. Nie powiedziałbym o sobie ot tak, że jestem aktorem. Ciężko mi to przechodzi przez gardło. Z kilku powodów: do tego trzeba dorosnąć, żeby móc tak o sobie powiedzieć; a po drugie nie chciałbym się zamykać tylko w jednej dziedzinie. Zanim zdałem do Akademii Teatralnej miałem bardzo szerokie spektrum zainteresowań i nie wiedziałem co będę robił. Myślałem o tym, żeby zostać sportowcem, a dokładniej siatkarzem, ale zorientowałem się, że nie dostanę się do kadry Polski (śmiech). Nie chcę się ograniczać i nie będę myśleć o tym, z czym mnie ludzie kojarzą. Zobaczymy co będzie.

Co myślisz o telewizyjnych programach typu Szansa na sukces, Idol, Must be the music? Czy taka forma odkrywania talentów wokalnych jest skuteczna na dłuższą metę? Zdaje mi się, że w większości są to gwiazdki jednego sezonu.

Śledzę te programy. Program programowi jest nierówny, wszystkie rządzą się swoimi prawami i liczy się niestety bardziej oglądalność niż poziom wykonawców. Teraz jest na TVP nowy program The Voice of Poland.

 To ten program z Nergalem w roli jurora?

Tak. Profesjonalne jury dające celne uwagi, ciekawa formuła, świetnie śpiewający ludzie. Od czasu pierwszego komercyjnego programu tego typu czyli Idola nie było tak dobrego show muzycznego. Myślę, że taki program może wypromować, tylko trzeba być już jakoś ukształtowanym. Rok temu w Mam talent pojawił się Kamil Bednarek z fantastyczną barwą głosu, byłem nim zachwycony. Miał już swój zespół i wiedział czego chce. Program dał mu rozgłos (czyli to co te programy mogą dać) a potem już sam się odbił i pojechał w świat. Czasami pojawiają się bardzo młodzi ludzie, którzy nie wiedzą jeszcze co chcą robić w życiu, ale potrafią śpiewać i wtedy to może być wielką porażką, takie zabłyśnięcie na pięć minut. Jak oglądałem całkiem niedawno polską edycję X Factor to mnie krew zalała. Z paru powodów: po pierwsze dlatego, że wypromowali ludzi, którzy może i są zdolni, ale absolutnie nie zasługują na takie laury jakie dostali; po drugie, liczyłem na szczerość Kuby Wojewódzkiego, że będzie uczciwy i zawiodłem się. Ta edycja pokazała, że on niestety zarabia pieniądze i szkoda, że nie ma odwagi żeby publicznie być fair w stosunku do ludzi. Choć wierzę, że go na to stać. To był straszny program i straciłem wiarę w takie produkcje, ale na szczęście pojawił się The Voice of Poland. Bardzo kibicuję temu programowi i mam nadzieję, że się sprawdzi.

Agnieszka Osiecka napisała w Rozmowach w tańcu: „Przyjaciele moi i moje przyjaciółki! Nie odkładajcie na później ani piosenek, ani egzaminów, ani dentysty, a przede wszystkim nie odkładajcie na później miłości. Nie mówcie jej «przyjdź jutro, przyjdź pojutrze, dziś nie mam dla ciebie czasu». Bo może się zdarzyć, że otworzysz drzwi, a tam stoi zziębnięta staruszka i mówi: «Przepraszam, musiałam pomylić adres…». I pstryk, iskierka zgaśnie”. Życzę Ci, aby nic Cię w życiu nie ominęło. Ani piosenki, ani role i przede wszystkim miłość. Mam nadzieję, że to Twój czas!

Po takiej przemowie nie zostaje mi nic innego jak mieć nadzieję, że twoje życzenia się spełnią. Dziękuję.

Ryszard Abraham
Teatrakcje
26 października 2011

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia