Niespełnione akty
"Spotkania w dwóch niespełnionych aktach" - reż. Ewa Wycichowska - Teatr Wielki w ŁodziNa macierzystą scenę wróciła Ewa Wycichowska, niezapomniana primabalerina Teatru Wielkiego, do której kunsztu i zjawiskowego uroku scenicznego wciąż porównywane są jej następczynie
Tancerka, choreograf i pedagog od ponad 20 lat prowadzi w Poznaniu Polski Teatr Tańca. W widowisku zaproponowanym na inaugurację XXI Łódzkich Spotkań Baletowych połączyła oba zespoły.
"Spotkania w dwóch niespełnionych aktach" wiązały się też z ciekawym - sentymentalnym i odważnym - pomysłem wpisania w baletową przestrzeń tancerzy, którzy już zeszli ze sceny (z łódzkich to trzymający klasę: Anna Fronczek-Lewandowska, Anna Krzyśków, Jarosław Biernacki, Krzysztof Brodek). Jako autorka pomysłu, reżyser i choreograf zaprosiła do współpracy Krzysztofa Knittla, kompozytora, do którego muzyki stworzyła swój pierwszy balet "Głos kobiecy" i Ewę Bloom Kwiatkowską, autorkę plastycznej oprawy jej "Faust Goes Rock", atakże młodych choreografów: Paulinę Wycichowską i Andrzeja Adamczaka oraz kompozytorów: Paulinę Załubską, Marcina Stańczyka, Artura Zagajewskiego. Prapremierowa inscenizacja zapowiadała podróż przez artystyczne doświadczenia. Niespełnienie zapisane w tytule okazało się prorocze. Powstał perfor-mance zbudowany z kakofonii gestów, ruchów, epatujący nadmiarem gadżetów. Jest głos kobiecy (śpiew i taniec Silje Aker-Johnsen), teatr w stylistyce Jana Klaty, parada nawiązująca do Felliniego w "8 i pół", niekończąca się scena ulokowana na basenie albo w klubie fitness (choć niepozbawiona choreograficznej myśli), jest filozoficzne nawiązanie do nieskończoności świata i sztuki.
Każdy obraz (kto kupi program, to się dowie), został intelektualnie wsparty literackim mottem z Goethego, Szymb orskiej, Leśmiana, Miłosza, ale to, co przynosi scena, nie przekłada się na emocje, nie wpisuje ani w baletową symetrię, ani asymetrię, Eksplozja pomysłów okazała się zabójcza dla choreografii, a na dodatek serwowanie awangardowych rozwiązań, kończy się zbiorową sambą jak z telewizyjnego show dla mas. Prowokacja, załamanie rąk nad sztuką tańca?
Wiążąc dwie części przedstawienia, Wycichowska przeniosła swoją instalację do foyer. Tam, miotając się w klatce, wabi mężczyzn, a jej partner, Krzysztof Raczkowski sprowadza ich, by w finale obrazu, który rozegra się już na scenie, patrzeć, jak zostanie pokonana i z niej wyciągnięta... Czyżby to mało optymistyczny symbol przyszłości sztuki baletowej?
W widowisku, zaznaczającym klimat drogi, tancerzy wspierają filmy wideo, wizualizacje, kaskada tonów, rytmów (oprócz samby było tango) przekazywanych przez instrumentalistów umieszczonych ponad sceną, którymi dowodził Michał Kocimski (z potężnym irokezem na głowie) i elektronikę. W tej warstwie atrakcją była harfa ISA - pierwsza na świecie, programowana na podczerwień, wymyślona przez Petera Sycha, pracującego w Melbourne. Wchodząc w ramę o boku 1,25 m z niewidzialnymi 32 strunami tancerze wzbudzają dźwięki, które są przetwarzane elektronicznie (za pulpitem: K. Knittel) i dopełnione grafiką.
Widowisko Ewy Wycichowskiej chce być za wszelką cenę wizyjne, ale balans między formą a treścią zbyt często się załamuje, pozostawiając tytułowe niespełnienie.