Operowe odczytywanie Szekspira na nowo
"Romeo i Julia" - reż. Michał Znaniecki - Opera Śląska w BytomiuArcydzieło francuskiej opery lirycznej, skomponowane przez Charlesa Gounoda „Romeo i Julia" w reżyserii Michała Znanieckiego, zaprezentowała festiwalowym widzom Opera Śląska w Bytomiu, której premiera odbyła się dwa lata temu.
Zważywszy na to, że Michał Znaniecki nie tylko wyreżyserował spektakl, ale jest autorem inscenizacji oraz kostiumów, można by rzec, że jest to rzecz autorska. Taka, w której własną wizję realizuje się w kilku wymiarach. Autor scenografii, Luigi Scoglio, nadaje domom trzynastowiecznej Werony, zarys kojarzący się z wnętrzem wielopiętrowego budynku lub też z gmachem operowym, pośrodku którego usytuowane jest okrągłe podium, na którym rozgrywa się akcja. Przywodzi to na myśl, arenę, na której w pełnym blasku „rozgrywają się" ludzkie emocje, a obserwowane i komentowane przez mieszkańców wyglądających z okien. Świat Julii i Romea tonie w ciemnościach, ledwie rozjaśnianych nokturnowym światłem. Atmosfera jest duszna, ciężka, poza sceną efektownego balu w domu Kapuletich. A same postaci noszą stylizowane kostiumy oscylujące pomiędzy kanonami mody średniowiecza a renesansu.
I jest problem dwóch rodów skłóconych ze sobą w takim stopniu, że świat został podzielny na pół, bez dużych szans na pogodzenie się, na wzajemną tolerancję. No i są dzieci, nieświadome sytuacji, w jakiej się znajdują. Julia i Romeo, spotykają się ponownie już w swoim dorosłym świecie. Prowadzący tego wieczoru orkiestrę Franck Chastrusse Colmbier chwili, w której Romeo zobaczył Julię, nadał klimat muzycznego uniesienia. Podobnie było w partiach solowych obu kochanków, jak i w duetach. Frazy melodyczne zagrane przez orkiestrę z lirycznym rozmachem obrazują potęgującą się namiętność oraz zauroczenie kochanków. Harmonijnie z muzyką zabrzmiał czysty i dźwięczny sopran Katarzyny Mackiewicz jako Julii, a tenor Romea, w roli którego wystąpił Andrzej Lampert, cechował się wyjątkową ekspresyjnością i czułością. Trzeba dodać, że wykonane przez nich cztery długie duety miłosne z jednej strony wypełniają bieg muzycznej narracji, a z drugiej, piętrzą dramatyzm łączącego ich uczucia, który osiąga swój szczyt w ostatniej ich rozmowie. Zarówno Katarzyna Mackiewicz jak i Andrzej Lampert zauroczyli nimi widzów. Warto także powiedzieć, że Paweł Konik jako Merkutio nie tylko wspaniale zaśpiewał, ale także i zagrał. Również i Bogdan Kurowski w roli Ojca Laurentego dał popis swoich możliwości głosowych.
Spektakl ten miał jednak swoją wykonawczą perełkę w jednym z epizodów. A stworzyło ją przepiękne, oryginalne i zniewalające brzmienie kontratenoru Michała Sławeckiego w roli Stefano! A do tego należy dodać jeszcze wspaniałą grę aktorską.
Podkreślić należy również, że nie bez znaczenia dla wymiaru wizualnego spektaklu były projekcje video. Białe kalie odzwierciedlały niewinność i szlachetne intencje Julii, a wielobarwne witraże konstruowały wnętrze katedry. I tutaj Bogumił Palewicz, idealnie operując światłem, tworzył osobliwy klimat.
Obejrzenie tej opery unaocznia przede wszystkim, w jaki sposób kompozytor z dramatu Szekspira wydobył motyw miłości pomiędzy kochankami i oparł na nim pełną niuansów muzykę, w czym niewątpliwie bardzo pomocne było libretto, autorami którego są Jules Barbier oraz Michel Carre. Julia i Romeo nieomal przez cały bieg operowej akcji są obecni na scenie. I w tym kontekście, dla nas współczesnych, inscenizacja ta wpisuje się w trwający od lat proces odczytywania Szekspira na nowo, a przełożenie języka dramatu na muzyczny klasyfikuje dzieło Gounoda wśród operowych arcydzieł.
I oglądając ten spektakl, nie można było ustrzec się od pojawiającej się w pamięci baletowej wizji Julii i Romea w choreografii samego Paula Chalmera do muzyki Sergiusza Prokofiewa, pod kierownictwem muzycznym Macieja Figasa; w wykonaniu Baletu Opery Nova, który zainaugurował ubiegłoroczny XXV Bydgoski Festiwal Operowy.