Orla lotów potęga

Sztuki Tennessee Williamsa to ciekawe, zgrabne opowieści; konkretnie umiejscowione, z oryginalną fabułą i czytelnie zarysowanymi postaciami, które nie są ani wybitne, ani uniwersalne: nie mogą być każdym i nikim jednocześnie, są sobą i sobą pozostaną, dając wspomnienie dramatu o ludziach "stamtąd". Z taką opinią spotkałam się kilkakrotnie i taką potwierdzam. Podobnie jak tę, że wyraziste, jasne historie najlepiej sprawdzają się na deskach Teatru Wybrzeże.
Słodki ptak młodości nie potrzebuje udziwnień: akcja jest wartka i ciekawa, a prowadzona klarownie, pozwala na wejście w kreowany świat pomimo skąpej scenografii i mnogości nie poznanych jeszcze postaci. Mało skomplikowani bohaterowie przedstawiają różne typy ludzkie, w których niekoniecznie musimy odnaleźć część siebie. Oczywiście możemy w nich doszukać się pewnych podobieństw do osób rzeczywiście istniejących, możliwe, że Finley i spółka mieli nawet swoje pierwowzory w momencie powstawania fabuły, jednak widz nie utożsamia się z nimi. Skraj sceny (a właściwie początek widowni, gdyż w kameralnej Malarni trzymanie się stalowego podestu z założenia i regularnie się nie udaje) jest wyraźną granicą między tym, co opowiedziane, a tym, co prawdziwe. Cały dwugodzinny spektakl jest swojego rodzaju poszukiwaniem sposobu na zatrzymanie czasu. Młodość jest tu synonimem świetności: dla Chance'a Wayne'a kończy się wiek, w którym może być lekkoduchem, lub - jak kto woli - nikim, oczekiwać propozycji czy zrządzenia losu, albo czekać na cokolwiek innego. Jego metryka każe mu zapisać na swoim koncie pewne osiągnięcia i powziąć konkretne decyzje, a jako że przez dłuższy czas mu się to nie udaje, chwyta się nawet najbardziej żałosnych sposobów dotarcia na szczyt. Alexandrze Del Lago nie towarzyszy już blask dawnych dni, ostatnie filmy okazują się fiaskiem, a ona sama - chora, uzależniona i nieszczęśliwa - trwoni majątek na doraźne przyjemności. Jej pijackie występy bywają żenujące, usilne próby przedłużenia młodości, a przede wszystkim świeżości, spełzają na niczym, przynosząc śmieszność zarówno Księżniczce Kosmonopolis, jak i jej tymczasowemu adoratorowi. Ale tylko ona, kiedy nadejdzie czas, jest w stanie podnieść się z upadku. W okamgnieniu przeradza się w dawną piękność i wskazuje młodzieńcowi jego miejsce w realiach show biznesu. Sztuki Williamsa są proste, ale mają jedną ogromną zaletę z punktu widzenia inscenizatorów: dają możliwość zabłyśnięcia w interpretacji, co zostało skwapliwie i wielokrotnie wykorzystane przez hollywoodzki światek - bohaterów Williamsa grywali najwybitniejsi: Marlon Brando, Paul Newman, Vivien Leight. Na gdańskiej scenie taką szansę dostali przede wszystkim Dorota Kolak i Michał Kitliński, jednak wykorzystała ją tylko ta pierwsza, stwarzając rewelacyjną kreację podstarzałej divy, starającej się utrzymać na fali sukcesu. Młody aktor przepada wobec swojej towarzyszki, jak i dużo lepszego "czarnego trio" w składzie: Matuszewski, Kowalski, Łukawski. Pierwsze role tego spektaklu wydają się być idealne dla duetu Kolak - Jankowski, których fantastyczne zgranie mieliśmy już okazję oglądać w niezapomnianej Matce (nomen omen tego samego reżysera) oraz Tytusie Andronikusie, ale - czy to w poszukiwaniu nowości, czy z innych, tylko sobie znanych powodów - Grzegorz Wiśniewski zaniechał tego połączenia. A szkoda, gdyż odpowiedni odtwórca roli Chance'a mógłby osiągnąć to, co jego bohaterowi się nie udało - stworzyć wielką kreację. Ostatni zarzut, który jednak często kieruję pod adresem gdańskiego teatru: przegranie sprawy, która od początku do końca była wygraną. Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach, tym razem idzie o kostiumy. Ich jakość nie podlega dyskusji, dlatego można było darować sobie ogromne siaty od Deni Cler, jak i równie ostentacyjne przebieranki na scenie. Stroje są tak doskonałe, że nawet jeżeli czyjejś uwadze ujdzie garnitur Bossa Finleya w pierwszej scenie, na pewno nie przeoczy kuszącej garderoby jego córki czy szykownych strojów męskich z gali wyborczej. Więcej pewności siebie tam, gdzie można, mniej, tam, gdzie nie potrzeba. Słodki ptak młodości ostatecznie przeradza się w opowieść o wielkości. Klasa i szyk obronią się nawet w czasie kryzysu, nawet w obliczu otaczającego i pozornie pochłaniającego prostactwa. Czas i przemijanie nie mają mocy jej umniejszyć i wystarczy to dostrzec, by także młodość, ulotna jak słodki ptak, została schwytana. Teatr Wybrzeże w Gdańsku Tennessee Williams "Słodki ptak młodości" ("Sweet Bird of Youth") przekład: Jakub Roszkowski reżyseria, scenografia, światło: Grzegorz Wiśniewski opracowanie muzyczne: Rafał Kowalczyk kostiumy: Katarzyna Zawistowska asystent reżysera: Joanna Januszewska Obsada: Magdalena Boć, Piotr Chys, Dorota Kolak, Maciej Konopiński, Michał Kowalski, Piotr Łukawski, Krzysztof Matuszewski, Maciej Szemiel, Ewa Jendrzejewska,Michał Kitliński, Emilia Komarnicka Premiera: 10.05.2008r.
Bernadeta Sobczyńska
Dziennik Teatralny Trójmiasto
12 maja 2008

Książka tygodnia

Małe cnoty
Wydawnictwo Filtry w Warszawie
Natalia Ginzburg

Trailer tygodnia