Pałacowy labirynt jaźni
"Pałac" - aut. Wiesław Myśliwski - reż. Robert Kuraś - Lubuski Teatr w Zielonej Górze„Pałac" miał nadejść już dawno. Wyczekiwano go. Ta parafraza pierwszych słów powieści Wiesława Myśliwskiego jest tutaj bardzo uzasadniona, bowiem reżyser i zarazem odtwórca głównej roli - Robert Kuraś - od dłuższego czasu mówił o chęci realizacji tego tytułu w formie teatralnej. Proza Myśliwskiego nie jest stricte scenicznym tekstem (osobnymi dziełami są jego teksty dramatyczne), z tym większą ciekawością wchodzi się do świata wystawianego na deskach Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze „Pałacu" by wyruszyć w niezwykłą podróż, którą zdecydowanie ten spektakl jest.
Scena pogrążona jest w mroku. Nad leżącym na połyskliwej posadzce w plamie nienachalnego światła (reżyseria światła: Maciej Kaszyński) człowiekiem wisi – kojarzący się zarówno z przepychem, jak i z symbolicznym mieczem Damoklesa - ogromny, kryształowy żyrandol. Po prawej stronie, srebrząc się, majaczy bryła pałacu (piękna i minimalistyczna scenografia autorstwa Adama Królikowskiego). Jakub (Robert Kuraś) rozpoczyna opowieść, cały czas leżąc. Podnosi się dopiero po jakimś czasie. Wówczas widzimy, że jest ubrany w prosty, czarny kombinezon (stroje również autorstwa Adama Królikowskiego) i jasne, robocze buty, a jego fryzura to fantazyjna peruka, kojarząca się przede wszystkim ze stylistyką barokowej arystokracji.
Ta otwierająca scena to pierwszy moment, w którym zobaczymy plastyczność tego spektaklu. Zachwycimy się nią jeszcze wielokrotnie – grą kolorów i świateł czy efektami w rodzaju spowijającego nie tylko scenę, ale i publikę dymu. Bez wątpienia pod względem wizualnym jest to majstersztyk. Ale „Pałac" syci nie tylko wzrok. Również dźwiękowo serwuje widzom zmysłową ucztę, jak choćby wtedy, gdy niepokojące brzmienia (opracowanie muzyczne autorstwa Damiana-neogenna-Lindnera) wprowadzają nas w jego tajemnicze wnętrze. A muzyczne doznania na tym się nie kończą, gdyż usłyszymy także improwizowane na pianinie partie w wykonaniu Macieja Świniarskiego.
Gdy Jakub postanawia przekroczyć próg opuszczonego pałacu, nie robi tego bez wahania, a także nie wierzy, że rzeczywiście został sam. Choć nie wie, co go tam spotka, ciekawość i pokusa, aby spełnić marzenie o bezkarnym wejściu do tego wyjątkowego miejsca, wygrywają jednak z lękami. Na jego drodze pojawiają się postaci – Kobieta (Magda Kuraś) i Mężczyzna (Maciej Świniarski) – ubrani w fantazyjne stroje, których tiulowe, kolorowe (u Kobiety niebiesko-zielone, u Mężczyzny fioletowo-granatowe) falbany znów kojarzą się z żabotami, jakie nosiła arystokracja (taki sam żabot, ale w odcieniach brązu podszytego złotem, przyozdobi także tors Jakuba). Mają oni również na głowach peruki, ale ich wygląd zdaje się być bardziej uporządkowany w porównaniu z tą, którą nosi główny bohater (we wszystkich przypadkach przypominają one fryzurę granej przez Helenę Bonham Carter Królowej Kier z „Alicji w Krainie Czarów" w reżyserii Tima Burtona z 2010 roku).
Osoby te towarzyszą Jakubowi nie tylko obecnością, ale i uzupełniają jego narrację śpiewem. Ale jakim! Głęboki głos Macieja Świniarskiego idealnie koresponduje z pięknym wokalem Magdy Kuraś, zaś partie wyśpiewywane właśnie przez nią przyprawiają widza o dreszcze. Ten duet, przez przyjętą w spektaklu stylistykę wykonywanych improwizacji, przywodzi na myśl skojarzenia z tym tworzonym przez Lisę Gerrard i Brendana Perry'ego z formacji Dead Can Dance. W niektórych momentach pieśni może się nasunąć skojarzenie brzmieniem choćby mającego klimat inkantacji/modlitewnego zawodzenia utworu „Summoning Of The Muse" wspomnianego zespołu. Jakub w zasadzie nie wchodzi z tą osobliwą dwójką w żadne bezpośrednie interakcje (choć w pewnym sensie dialoguje z nimi), co sprawia, że nie wiemy, czy to są prawdziwi ludzie, czy może zjawy lub wytwory wyobraźni opowiadającego (jego swoiste anima i animus)? Tym bardziej, że towarzyszący nie tylko wspomnianym śpiewom, ale i monologowi, taniec lub pantomima (ruch sceniczny: Kinga Górska) często ma surrealistyczny, ekscentryczny charakter.
I taka właśnie jest podróż po pałacu – nie wiemy, co wydarza lub wydarzyło się naprawdę, a co jest tylko wyobrażeniem. Kiedy już coś wydaje się być jakimś „na pewno" nagle zmienia się narrator i scena przybiera zupełnie nieoczekiwany obrót. Całkiem jakby bohater - w ślad którego podążamy (raz oczarowani, innym razem przerażeni) gubiąc się w komnatach jego opowieści - prowadził nas po swoim śnie, wspomnieniach lub marzeniach. Czy to jest bowiem historia o chłopach w przedwojennej/wojennej Polsce? Czy o arystokracji tych czasów? Czy też właśnie o zgłębianiu i odnajdywaniu siebie? A może o tym wszystkim naraz? Co jest prawdą, a co tylko snem, symbolem lub metaforą? Powieść Myśliwskiego wymyka się jednoznacznym interpretacjom. Nie inaczej ma się rzecz w przypadku jej scenicznej odsłony, która niczego nie pokazuje wprost, tylko w poetycki sposób pobudza wyobraźnię widza.
Jedno jest pewne – „Pałac" to spektakl kompletny, olśniewający nie tylko wizualnie i dźwiękowo, ale przede wszystkim grą aktorską. W szczególności odnosi się to do odtwórcy głównej roli. Bo choć debiutujący w charakterze aktorów Magda Kuraś i Maciej Świniarski radzą sobie świetnie, to Robert Kuraś jako Jakub po prostu przechodzi sam siebie. Jest jednocześnie wieloma różnymi osobami, podczas gdy prowadzi narrację w zasadzie przez cały czas trwania przedstawienia. Nie tylko jest to ogrom wysiłku fizycznego, ale przede wszystkim intelektualnego. „Pałac" to wyzwanie aktorskie i reżyserskie, które Kuraś postawił sam przed sobą, a któremu podołał w iście imponującym stylu.
Jeśli macie więc odwagę wyruszyć w tę niebywale piękną i oniryczną, ale też stawiającą przed widzem wiele pytań, podróż z Jakubem po pałacowym labiryncie – koniecznie wybierzcie się do Lubuskiego Teatru na spektakl „Pałac" w reżyserii Roberta Kurasia.