Pan Prus tańczy i śpiewa
"Lalka" - libr. Wojciech Kościelniak - reż. Jerzy Jan Połoński - Teatr im. Wandy Siemaszkowej w RzeszowieKorzystając z tekstu Kościelniaka, na motywach z Prusa, Połoński urzeczony muzyczną i taneczną wizją swego spektaklu, zasadniczo stawia w nim na ruch sceniczny i sceny zbiorowe. Ale aktorzy równie stanowczo przełamują to swym talentem dramatycznym i charakteryzują postacie wyraziście i wysmakowanie.
Bryluje Dagny Mikoś - która gra owdowiałą Panią Wąsowską sugestywnie i pięknie, powściągliwie, z humorem, erotycznie i zabawnie, jednak ze schowanym gdzieś głębiej dramatem poranionej kobiecości.
Mariola Łabno - Flaumenhaft - jako Hrabina Karolowa, jest pięknie groteskowa, z najlepszych pierwowzorów Gombrowicza i Witkacego.
Aniela Kowalska - chwyta za serca wdziękiem, urodą, ale też schowanym pod pozorami beztroski dramatem Marii - „dziewczyny upadłej i spodlonej", a pięknie zaśpiewaną piosenką „Szanowny, litościwy panie, przyjm moje podziękowanie", w końcowej części spektaklu intymnie wycisza całą widownię.
Aleksandra Ożóg - komiczna Baronowa Krzeszowska, tworzy perełkę aktorską, dając błyskotliwy popis perfekcyjnego wykorzystania komediowo różnych technik, doskonale służących postaci chłopaka - sprzedawcy gazet.
Paulinie Sobiś, w roli Izabeli Łęckiej brakuje bardziej wyrazistego dramatu starzejącej się panny, zmuszanej do sprzedania się w intratnym małżeństwie za cenę ojcowskich długów, uprzedmiotowionej, i nieszczęśliwej - na kilku płaszczyznach.
Robert Żurek, udanie tworzy wyrazistą i charyzmatyczną postać Wokulskiego, przepełnioną polskimi emocjami i kompleksami, w otaczającej rzeczywistości gruntownie niedocenianej i skazanej na przegraną, też w życiu osobistym.
Michał Chołka, Józef Hamkało i Mateusz Marczydło - błyskotliwie, w najlepszym rozumieniu groteski, pierwszy gra Księcia i subiekta Mraczewskiego, drugi Barona Krzeszowskiego, trzeci Starskiego, amanta Łęckiej.
Świetni, jako stary lichwiarz Szlangbaum i zagadkowy wynalazca Geist, są Piotr Napieraj i Sławomir Gaudyn.
Ale nie wiedzieć czemu, Marek Kępiński i Robert Chodur, aktorzy z dorobkiem fantastycznych ról, przebogate postacie starego subiekta Rzeckiego i zubożałego arystokraty Łęckiego, pozbawiają wyrazistości, cech romantyzmu i dekadencji, robiąc z nich, nieokreślonego starego sługę i starego pasożyta.
Pozostali aktorzy, są dla tych postaci znakomitym tłem - Magdalena Kozikowska - Pieńko - komiczna Nauczycielka Angielskiego, Kaja Kozłowska - Żygadło - komediowo zagrana i ubrana Florentyna, Justyna Król - wszystkowiedząca za pieniądze Pani Meliton, Karol Kadłubiec - nadgorliwy subiekt Lisiecki, Stanisław Twaróg - filozofujący subiekt Klejn i młody Szlangbaum, Adam Mężyk - lekarz Szuman, i na koniec, chyba najmłodszy na scenie, fenomenalny ruchowo Jakub Gąsior - charakterystyczny w powieści Prusa - Józio - młody kelner, donoszący butelki z piwem, w staromiejskiej karczmie dawnej Warszawy.
Wszyscy aktorzy mają też powierzone role zespołowe muzyczno - choreograficzne.
Połoński z sukcesem kreuje sceny zespołowe, taneczno - śpiewane. Wspierany przez wytrawnego choreografa, Jarosława Stanka, muzykę Piotra Dziubka i piosenki Rafała Dziwisza. Spektakl, jest żywy i barwny - reżyseria światła Katarzyny Łuszczyk, scenografia Marcina Chlandy i kostiumy Katarzyny Sobolewskiej, robią tu dobrą robotę – dynamiczny, i przez trzy godziny nie nudzi.
Reżyser przywołuje w nim dobrego ducha swego Teatru - wielobarwnego, roztańczonego, rozśpiewanego i familijnego. Zderza się jednak z wielką literaturą, ze wspaniałą powieścią Prusa, a to oznacza dodatkowe wyzwania. A także, ma do czynienia z aktorami dramatycznymi, którzy może słabiej czują się w śpiewaniu i tańcu, niż aktorzy teatrów muzycznych, za to ambitniej traktują role, pod względem wyrazistości i charakterystyk osobowościowych. To w „Lalce" Połońskiego widać.
Pokazał też, że można na scenie dramatycznej, z dobrym skutkiem, szukać i odnajdywać nowe wymiary dla przedstawienia muzycznego, które nie musi być łzawym musicalem. Jego spektakl jest też o miłości, ale oparty na epizodach ze wspaniałej powieści Prusa, na kunsztownych, barwnych scenach, realizowanych dość prosto.
Wsparty na pomyśle sprowadzającym się do utartego powiedzenia, że pieniądze szczęścia nie dają. Widzowie, rozbawieni, śledzący losy bohaterów, raczej z niedużą refleksją, przyjmują to do wiadomości. W duchu dodając od siebie, że może one i nie przynoszą szczęścia na tacy, ale warto je mieć.