Piękno nigdy nie umiera - piąte wskrzeszenie Violetty
"Traviata" - komp. Giuseppe Verdi - reż. Pia Partum -Teatr Wielki w ŁodziU schyłku karnawału, tuż przed świętem zakochanych, na deskach Teatru Wielkiego w mieście czterech kultur rozkwitają kwiaty dekadencji. W mrocznych przestrzeniach, w oparach opium, w woalach duchów przeszłości, obserwujemy, jak gaśnie życie Violetty i umiera zakazana konwenansami miłość. Fascynujący melodramat powraca w niepokojącej, melancholijnej, nieoczywistej inscenizacji Pii Partum w paletach czerni, bieli i szarości ludzkich uczuć i przeżyć.
Reżyserka Pia Partum w przedpremierowym wywiadzie z Marią Kożewnikow przyznaje się do inspiracji poezją Charlesa Baudelaire'a z wydanego w 1857 roku tomiku „Kwiaty zła". W pierwszym wierszu w zbiorze jest utwór pt. „Do czytelnika", w którym poeta odnosi się do nudy. To ta nuda popycha ludzi do poszukiwania niespotykanych podniet, wzburzenia codziennością, utkania doznań z ułudy porywającej imaginacji. Obrazoburcze poetyckie przemyślenia sprowokowały współczesnych mu odbiorców do wytoczenia procesów i doprowadziły do usunięcia niektórych utworów z pierwszego wydania. Podobnie wstrząsnęło pierwszą, niezadowoloną, wręcz oburzoną publicznością „Traviaty", dla której osadzenie akcji opery we współczesnych widzom czasach i przedstawienie miłości kurtyzany do szanowanego arystokraty oraz usankcjonowanie jej wobec opinii publicznej było nie do zaakceptowania. Twórcy z XIX wieku przecierali zatem szlaki do zmian obyczajowych by utorować drogę do spłycenia, złagodzenia konwenansów, bo hipokryzją byłoby stwierdzić, że niespełna dwieście lat później nic już nas nie dziwi.
Libretto do „Traviaty" powstało na kanwie powieści Alexandre'a Dumasa pt. „Dama kameliowa" wydanej w 1848 roku, której bohaterką jest Marquerite Gautier. Pierwowzorem Marquerite jest kurtyzana Marie Duplessis, która miała romans z pisarzem, zmarła na gruźlicę i spoczywa na paryskim Cmentarzu Montmartre. Ponoć zdobiła suknie kwiatami kamelii. Ta która pobłądziła i zboczyła z drogi w arcydziele Verdiego to Violetta Valéry, paryska kurtyzana, która uwielbia beztroskie, nocne życie w luksusie upływające na uciechach, balach i innych ulotnych rozrywkach socjety bogatego Paryża. Ciemne, mroczne grafiki zwiędniętych kwiatów zdobią wydanie programu opery i nawiązują do przyjętej estetyki inscenizacji.
Prapremiera „La Traviaty" miała miejsce w Wenecji w dniu 6 marca 1853 roku, więc koncepcja inscenizacji szokującą w XIX wieku poezją Baudelaire'a, spleenem, dekadencją jest jednomyślną, spójną wizją twórców i artystów piątej już łódzkiej odsłony tej opery. Wszak prekursor poezji dekadenckiej zawarł w „Kwiatach zła" ogrom rozterek i cierpień człowieka, zwątpienia, odkrywania sensu życia we wszelkich wymiarach ludzkiej marnej egzystencji próżno szukając recepty na poprawę samopoczucia rozchwianego emocjonalnie człowieka, samotnego i często bezbronnego wobec rzeczywistości, okoliczności i kolei losu. Taka właśnie jest ta werystyczna „Traviata" - opowieść o rozpustnym życiu w grzechu, dalej o miłości, która otwiera serce, umysł i sumienie, uruchamia pragnienie przemiany. Wreszcie o przekornym losie, chorobie i śmierci, która wydziera kochankom szansę na szczęśliwe, wspólne życie.
Akt pierwszy rozpoczyna się balem u Violetty. Paryska śmietanka upaja się atmosferą zabawy, uciechy, popala szisze, nuża w mroku leniwej rozrywki. Efektowne kostiumy Emila Wysockiego są w tonacjach czerni, czasem lekko rozbielone, nawiązujące do stylu bohemy, dandysów, w nieco eklektycznym wydaniu i są swobodną wariacją na temat kostiumu historycznego. Jakże inne od przepysznych kreacji niezapomnianej Xymeny Zaniewskiej – Chwedczuk z inscenizacji z 1987 i 2013 roku, co nie znaczy, że nie robią wrażenia różnorodnością nietypowych fasonów i pomysłowością. Znakomicie komponują się ze scenografią Karoliny Fandrejewskiej- dość surową, czasem wręcz ascetyczną i zaskakującą, a także wpisującą się w dekadencki klimat. Stroje z dekoracjami tworzą adekwatną wizję szemranego anturażu towarzyskiej elity Paryża. Zastosowana kolorystyka utrzymana w tonacjach czerni, bieli i szarości prowadzi widza przez metamorfozy bohaterki melodramatu od życia w mroku poprzez przemianę mentalną Violetty po kres życia, ale w duchowym oczyszczeniu i wyzwoleniu z sideł zepsucia i grzechu. Violetta kurtyzana ma finezyjną, wspaniałą, czarną suknię, w której bryluje na salonach.
Zjawiskowa Joanna Woś obdarzona sopranem koloraturowym w premierowej „Traviacie" zachwyca swoim cudownym głosem. Znakomita solistka Teatru Wielkiego w Łodzi prowadzi wrażliwą postać Violetty przez cierpienie niespełnionej miłości zawierając w swej kreacji nie tylko kunszt wokalny, ale też emocje, liryczność i nastrojowość, które emanują na widza i czarują na nowo znaną historią. Joanna Woś, którą jak sama przyznaje Łódź zachwyciła, wciela się w postać Violetty na deskach macierzystego teatru po raz trzeci (1987, 2013, 2024 r.), a drugi (2013, 2024 r.) w przedstawieniu premierowym. Pierwszy raz śpiewała partię Violetty w obsadzie z niezapomnianą, żegnaną niedawno Delfiną Ambroziak. Szczerze polecam wywiad z maestrą Woś przeprowadzony w ramach cyklu „Rozmowy w tra/n/sie" (dostępny na stronie Teatru Wielkiego), podczas którego artystka zdradza zabawną anegdotę związaną z inscenizacją „Traviaty" sprzed lat.
Preludium to zapowiedź prawdziwej uczty zarówno dla melomana, jak i nieczęstego gościa opery. Hitowa partytura Verdiego wybrzmiała znakomicie w piątej wersji „Traviaty" tym razem pod kierownictwem muzycznym i batutą Rafała Janiaka. Akt pierwszy to oczywiście słynne „Libiamo ne'lieti calici". Podczas premiery wielokrotnie zarówno wykonania zbiorowe jak i kolejne arie były oklaskiwane przez publiczność. „Si ridesta in ciel l'aurora" wykonana na ruchomej scenie zachwycała efektem i mocą wykonania przez cały zespół. Joanna Woś jako Violetta i David Baños w roli Alfredo Germont stworzyli wspaniały, urzekający duet na scenie zarówno w warstwie wokalnej, jak i aktorskiej. Prowadzą nas przez tę tragedię w sopranowo - tenorowej otulinie zmysłów.
W akcie drugim Violetta ukazuje się w szarej, strojnej sukni i czerwonym płaszczu. To jedyny tak mocny akcent kolorystyczny w kostiumie. Podkreśla płomienność uczuć do Alfredo i nowe barwy, które zyskał jej dotąd wystawny, ale nędzny moralnie i emocjonalnie żywot. Sceneria, która ma oddać wiejski klimat domku gdzie kochankowe wiją swe gniazdko zapowiada jednak dramat ścielącymi się liśćmi, bo jesienne akcenty nie wróżą nic dobrego. Sielankę burzy ojciec Alfreda-Giorgio (Victor Yankovskyi), który przybywa, aby nakazać kochance syna zerwanie związku. Dzieje się tak, gdyż obietnica intratnego zamążpójścia córki Giorgia może zostać złamana z powodu złego prowadzenia się jej brata. Wizja skandalu towarzyskiego i zerwania zaręczyn siostry ukochanego przekonuje nieszczęsną Violettę do wyrzeczenia się własnej miłości.
W drugiej odsłonie widzimy rozbawionych gości Flory Bervoix (Bernadetta Grabias), a Violetta przybywa na przyjęcie w towarzystwie barona Douphol (Andrzej Kostrzewski). Zjawiają się też zraniony Alfredo oraz Giorgio Germont. Gości bawią hiszpańscy tancerze, smakołyki roznoszą urocze tancerki (choreografia Karol Urbański), panie grają o zgrozo w bilard, a Alfredo z baronem w karty. Rozżalony i wściekły Alfredo upokarza Violettę na oczach wszystkich zgromadzonych nie będąc świadomym, że ucieczka ukochanej to świadectwo poświęcenia oraz pasmo udręki i rozpaczy.
Falujące białe, delikatne kotary jak całuny żałobne wprowadzają nas w dramatyczny rozwój wydarzeń w akcie trzecim. Chora Violetta umiera czekając na ukochanego, a towarzyszy jej służąca Annina (Dagny Konopacka-Maćkowiak). Zabieg polegający na dogorywaniu Violetty w scenerii jesiennych liści (jest karnawał, co potwierdzają majaki korowodu dawnych towarzyszy dekadenckiego Paryża) potwierdza symbolikę tej samej scenerii w pozornie szczęśliwym etapie życia Violetty. Ukochany przybywa, ale tylko by utulić po raz ostatni do wiecznego snu ukochaną spowitą w niewinną, śnieżnobiałą, prostą szatę. Za późno na życie, za późno na miłość, ale nie za późno na prawdę i oczyszczenie duszy i serca. Violetta kona, a po pełnym nadziei wyśpiewanym duecie „Parigi, o cara" niebawem traci siły i umiera.
Kolejna inscenizacja „Traviaty" triumfalnie zyskała uznanie publiczności. Artyści Teatru Wielkiego w Łodzi byli oklaskiwani długo, a pojawienie się Joanny Woś poderwało widzów z miejsc. Zasłużenie ta tragiczna miłosna historia jest nie tylko ponadczasową ucztą najbardziej wykwintnych dźwięków w historii muzyki i opery, ale także dzięki artystom łódzkiej sceny operowej, symfonią dla wszystkich zmysłów. Dekadencki charakter inscenizacji jest pięknie smutny, celowo przygaszony, jak w półmroku świecy, oryginalny, jednak uniwersalny przekaz „Traviaty" oczyszcza ludzkie słabe charaktery pięknem muzyki, która trwa i trwa...
__
„Traviata" – kompozytor Giuseppe Verdi- libretto Francesco Maria Piave wg Alexandre'a Dumasa (syna) –- kierownictwo muzyczne Rafał Janiak- reżyseria Pia Partum -Teatr Wielki w Łodzi – premiera 9 lutego 2024 r.